2

7.7K 346 42
                                    

Jak jeden mąż, odwróciliśmy się w stronę szatyna, który trzymał w dłoni błyszczący w świetle lampy nabój. Nabój w palcach mojego brata. Świetnie, kilkanaście dni temu dowiedziałam się, że jest wilkołakiem, a teraz okazuje się, że ma jeszcze jakieś tajemnice! Wypuściłam powietrze z ust z wyraźną ulgą. Odłożyłam narzędzia na tackę i skierowałam się do zlewu, aby tam doprowadzić się do porządku.

— Brooke... — usłyszałam zmartwiony głos Scotta. Nawet na niego nie popatrzyłam, po prostu odkręciłam wodę i oblałam nią twarz.

— Daj mi spokój — warknęłam, sięgając po ręczniczek. — Po prostu coś z nim zróbcie i dajcie mi wszyscy święty spokój.

W odbiciu powieszonego na małym haczyku lusterka, zauważyłam jak brunet wyrwał mu nabój z dłoni i kilka razy wziął głębsze wdechy, zaciskając dłonie. Mimowolnie odwróciłam się w ich stronę, uważnie śledząc poczynania ciemnowłosego, który teraz lekko się zachwiał. Zmarszczyłam brwi, a zaraz pisnęłam cicho, gdy mężczyzna upadł na podłogę, tracąc przytomność. Z jego dłoni wydostał się nabój, tocząc się powoli pod szafkę. Mój brat rzucił się po niego, ale tylko zderzył się czołem z szafką, pod którą zniknął jedyny ratunek mężczyzny. Bo chyba to był jego ostatni ratunek, przynajmniej tak sądzę po jego geście wyrwania go z dłoni chłopaka. 

Nie chciałam pozwolić, aby ktoś umarł w tym budynku, więc razem ze Stilesem kucnęliśmy koło szatyna. Stiles mruczał coś pod nosem, potrząsając ciałem mężczyzny. Derek? Miał na imię Derek? Brooke, to nie jest teraz ważne, rzekomy Derek właśnie umiera na połowicznie wyczyszczonej podłodze. 

— Okej, najważniejsze jest to, aby sprawdzić, czy oddycha — mówiłam sama do siebie, przybliżając twarz do jego twarzy, aby wsłuchać się w jego, na szczęście, nadal słyszalny oddech. — Jeszcze żyje. A jeśli umrze? Stiles? A jak on umrze?!

Brunet mruknął coś o tym, że wszystko ma pod kontrolą, w czasie gdy Scott, tuż za nami, poinformował nas, że nie może dosięgnąć naboju. Stilinski wyprostował się i zacisnął dłoń w pięść, szepcząc coś o tym, że Derek go zabije. Zaraz po tej wypowiedzi uderzył go w twarz, wywołując u mnie wzięcie głębokiego oddechu. Chociaż było to agresywne i niezbyt miłe - podziałało. Mężczyzna otworzył oczy i w tym samym czasie mój brat wyciągnął jakimś cudem nabój, który po chwili znowu został mu odebrany przez Dereka. 

Brunet wstał i opierając się o metalowy stół, odgryzł górną część naboju, aby wysypać czarny jak popiół proch. Zastanawiałam się, po co jest mu on potrzebny, ale nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni czarnych dżinsów zapalniczkę, podpalił proch, tworząc iskry i szybkim ruchem wsadził czarny proszek do rany. Rozchyliłam usta i rozszerzyłam oczy. Czy on właśnie...? Odwróciłam się plecami do zgromadzenia, próbując powstrzymać odruchy wymiotne. 

Gdy usłyszałam jednak jego przerażający krzyk i ponowny odgłos upadania na podłogę, zmusiłam się do ponownego zerknięcia w ich stronę. Derek siedział na podłodze, opierając się o białe szafki Deatona. Jego ramię pokryło się czarnymi żyłami, które powoli znikały. Wkrótce jego skóra była nieskazitelna. Nawet w miejscu rany postrzałowej nie było blizny. 

— Wszystko dobrze? — zapytałam cicho, przyzwyczajona do tego, że jeśli coś kogoś boli, albo coś mu się stało, powinnam o to zapytać.

— Poza palącym bólem? — sarknął, posyłając mi chłodne spojrzenie. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, dlaczego jest taki niemiły wobec mnie. Gdyby nie ja, już dawno nie miałby ręki, albo już wybierał się na inny świat. Tak już kończą się twoje wybory, które dokonujesz swoim dobrym sercem, Brooke. Następnym razem wywal ich na zbity pysk.

judge normality [DEREK HALE][PISANE NA NOWO]Where stories live. Discover now