Rozdział 42 - Ostatni raz

247 43 27
                                    



            Kibum powoli zanurzył podłużną frytkę w czerwonej mazi, a następnie przybliżył ją do swoich oczu, aby podziwiać, jak keczup powolnie po niej spływa.

- Powiedz mi Onew - zaczął, pokazując usmażonego ziemniaka starszemu koledze, siedzącemu obok niego na trybunach. – jak to jest, że nawet frytki są ciekawsze od tych napalonych goryli biegających z jednego końca boiska na drugi?

Jinki zaśmiał się perliście, jednocześnie mocno odchylając głowę do tyłu. Po chwili przetarł oczy i poczęstował się przekąską z papierowej tacki.

- Pewnie dlatego, że nie lubisz piłki – odpowiedział szczerze.

- Och, no co ty nie powiesz – mruknął Kim z przekąsem, ale jego wzrok i tak skierował się na najwyższego chłopaka na murawie. Minho miał na sobie granatowy strój piłkarski, czerwono-złote korki, a włosy przytrzymywała mu cienka czarna opaska. – Idiota.

- Ale że ja? – spytał zdezorientowany Onew.

Kibum westchnął głęboko i podciągnął kolana pod brodę. Dopiero co zaczął drugą klasę gimnazjum, a już był na skraju wytrzymałości psychicznej. W wakacje miał zamiar wypocząć, ale ciągły kontakt ze znajomą trójką, a w szczególności Minho mu nie pomagał. Już na koniec pierwszej klasy zrozumiał, co się z nim dzieje, ale był zbyt wielkim tchórzem, aby otwarcie to powiedzieć. Jeszcze bardziej przerażała go myśl, że odkrył pewną bardzo ważną rzecz w sobie, właśnie przez tego przerośniętego Żabola. Przez wredną, skrzeczącą, ale w jakże cholernie wkurzający sposób przystojną żabę. Każdego kolejnego dnia był coraz bardziej wystraszony i najchętniej spędziłby cały wolny czas na leżeniu w łóżku. Kokon z kołdry i całodobowe oglądanie seriali to były jedyne rzeczy, które mogły go uratować, ale przez natarczywość Jonghyuna i reszty, a nawet jego babci musiał opuszczać swój bezpieczny teren i próbować się socjalizować.

- Jinki.

- Hm?

- Co zrobić jak geny rodziców uwarunkowały życiowy syf ich dziecku?

- Hola, hola, o czym ty mówisz? – Lee aż powstrzymał się od sięgnięcia po kolejną frytkę. Pytanie go nie tylko zdziwiło, ale i w pewnym sensie zniesmaczyło. – Ja wiem, że choroby wrodzone to ciężka sprawa, ale to nie wina rodziców.

- Przecież ja nie o tym.

- A o czym?

Key zacisnął wargi i spojrzał w niebo. Onew był naprawdę niezwykłym nastolatkiem, pełnym ciepła i niewinnej radości. Ludzie lgnęli do niego niczym mole na lep w szafce na suszone owoce u babci Kima. Znali się dopiero rok, ale zdążyli naprawdę wiele się o sobie dowiedzieć. Kibum wiedział, że starszy na pewno go nie wyśmieje. Ba! Wesprze z całego serca! Jednak największym problem było to, że musiałby wypowiedzieć te słowa na głos. Nie byłoby już odwrotu i całkowicie musiałby się z tym pogodzić. Zdecydowanie nie był na to gotowy. Nie wyobrażał sobie życia po dosadnym stwierdzeniu tego faktu. Jego mózg podsyłał mu milion przerażających myśli i wspomnień. Nieraz był świadkiem, jak takich jak on, szkolni chuligani dręczyli, bili, a nawet robili im, popularne w amerykańskich filmach „mycie głowy" w muszli klozetowej. Key był odważny i pewny siebie, ale chciał przeżyć gimnazjum chociaż bez takich kłopotów.

- Hej, w porządku? – Onew szturchnął go lekko łokciem, patrząc na jego bladą twarz zaniepokojonym wzrokiem.

- Tak... Znaczy nie. Znaczy nie jest najgorzej, ale dobrze na pewno nie.

[ZAWIESZONE] | Everybody Hides Some Secrets | JongTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz