Rozdział 10 - Sala numer czterdzieści dwa

365 55 5
                                    



Krew. Za dużo krwi. Wszystko splamione szkarłatną cieczą. Dusił się. Chciał uciec.

Nie miał gdzie.

Jedyne drzwi były zamknięte. Pokój go przytłaczał, kurczył, jakby chciał go zmiażdżyć. On nie chce umierać, nie tutaj, nie w tak okropnym miejscu. Ściany już ściskały jego klatkę piersiową, jeszcze chwila i zgniotą ją boleśnie. Chciał żyć, chciał dalej oddychać. Nie tak powinno być. Ciemno, zbyt ciemno. Nic nie widział, oślepł. Żadnego dźwięku, żadnego zapachu. To koniec. Jeszcze kilka sekund i umrze.

Taemin zerwał się z łóżka cały oblany zimnym potem. Dawno nie miał tak przerażającego snu, nawet po niedawnym ataku jego matki. Chaotycznie wciągał w swoje płuca tlen, pięść przyciskając do klatki piersiowej. Nadal miał problemy z oddychaniem, a z każdym głębszym wdechem wydawało mu się, że połyka tysiące igieł.

Nie wiedział ile czasu minęło od jego pobudki, ale z ulgą stwierdził, że nie obudził starszego. Jeszcze brakowało mu miliona pytań i wyjaśniania, co się stało. Zdecydowanie nie byłby wstanie tego zrobić.

Zsunął z siebie kołdrę i powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Sięgnął po wodę stojącą na stoliku nocnym i łapczywie przełknął zimną ciecz. Odstawił butelkę, po czym sprawdził na wyświetlaczu godzinę.

3:43

Za trzy godziny powinien wstać i zacząć szykować się do szkoły, ale wiedział, że po takim koszmarze już nie będzie w stanie zasnąć. Niechętnie wstał z miękkiego łoża i rozprostował kości. Skierował swój zmęczony wzrok na leżącą niedaleko sylwetkę. Podszedł po cichu do łóżka lokatora i przykucnął. W takich chwilach budził się w nim mały diabeł.

A jakby włożyć jego rękę do miski z wodą... Albo na dłoń wycisnąć klej...

Może to były dziecięce żarty, ale Taemina niezmiernie by ucieszyły. Kto by się nie uśmiechnął na widok dinozaura z mokrymi gaciami? Albo gada z przyklejoną do czoła ręką?

Wyobraźnia chłopaka działała na najwyższych obrotach. Oczami krążył po pokoju, szukając w ciemności ciekawych rzeczy, które mógłby wykorzystać do uprzykrzenia życia starszemu. Jego wzrok padł na zapełniony kosz na śmieci. Uśmiechnął się szatańsko na swą myśl.

Podniósł się z ziemi i skierował w stronę obranego celu. Pochylił się i jak najciszej mógł, podniósł pojemnik. Przeniósł wzrok na śpiącą postać i niemal parsknął śmiechem. Jonghyun spał w najlepsze z nogami zsuniętymi z łóżka. Taemin podniósł się pomału, ale po chwili zamarł, kiedy usłyszał dziwny szelest. Rozejrzał się nerwowo po pokoju, ale niczego nie dostrzegł. Zdziwiony spojrzał pod nogi i zobaczył zgniecioną kartkę obok swojej stopy. Odłożył kosz na ziemię i podniósł białe zawiniątko. Czy to nie czasem notatki Jonghyuna? Cały dzień coś bazgrolił tym przeklętym długopisem. Na samo wspomnienie wcześniejszej sytuacji Taeminowi zrobiło się gorąco.

Westchnął głęboko i rozwinął pomięty materiał. Przymrużył oczy, próbując rozczytać kaligrafię starszego, ale egipskie ciemności, jakie panowały w pokoju mu to uniemożliwiły. Złożył kartkę i spakował do swojego plecaka. Rozszyfruje ją rano, teraz powinien choć jeszcze na chwile zasnąć.

~○~○~○~

- No i jak, młody? Lepiej już? – Minho poklepał chłopaka po ramieniu i dosiadł się do stolika.

- Ta, nawet dobrze opowiada ten gad. – Taemin uśmiechnął się, po chwili sięgając pałeczkami po kolejny kawałek potrawy z marchewką.

- Widzisz? Mówiłem ci! Jonghyun zawsze był dobry w te klocki. – Kolejne krzesło zostało zajęte przez Kibuma. – Fuj... Jak ty możesz jadać marchew. Królikiem jesteś? – Z obrzydzeniem wskazał na talerz Lee.

[ZAWIESZONE] | Everybody Hides Some Secrets | JongTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz