Rozdział 5

9.8K 492 5
                                    


Przez całą drogę na lotnisko oraz gdy lecieliśmy nie odezwałam się do niego słowem, niby tyle godzin ale jednak. Ivan próbował coś zagadywać na rozluźnienie atmosfery, ale miałam go dosyć. Dopiero gdy wysiedliśmy coś drgnęło. Nie rozumiem jak można być takim dupkiem. Nawet przepraszam nie usłyszałam.

Na miejscu czekało już na nas wynajęte auto. Nie mam pojęcia gdzie będziemy nocować. Super nawet nie zapytałam, jestem za bardzo roztargniona. Wzdycham już któryś raz z kolei.

- Tobie co? – pyta Ivan. Gówno, dodaję w myślach i przewracam oczami.

- Nic. Gdzie się zatrzymamy na czas naszego pobytu?

- Serio, dopiero teraz o to pytasz? – wyraźnie słyszę drwinę w jego głosie. – Gdyby nie ja, spałabyś pod mostem – oczywiście musi wtrącić coś od siebie, prycham i odwracam od niego wzrok – Akurat tak się złożyło, że mam rodzinę w Detroit, więc będziemy mieli gdzie nocować, cieszysz się?

- Jak jasna cholera. – odpowiadam i patrzę na niego wzrokiem, który mówi ,,mam ciebie dosyć''.

- Oj no nie złość się, chyba nie chcesz być brzydka i pomarszczona? – taa.

- Mi to nie zaszkodzi, zawsze będę piękna. – słyszę jego głośny śmiech. Ale śmieszne, boki zrywać.

Jedziemy już dłuższą chwilę, znudzona opieram czoło o szybę. Nagle się zrywam i krzyczę.

- Skręć w lewo i zatrzymaj się! – po chwili słyszę pisk opon i przekleństwa. Dobra, przyznam, że trochę gwałtownie zareagowałam, no cóż...

- Pojebało cię?! Nie krzycz tak nagle, nie wiem co się dzieje, czy coś z tobą, autem. Ale idiotka z ciebie. Gdzie cię wychowali? – zdenerwował się, dobrze mu tak. Parkuje samochód i spuszcza głośno powietrze z ust.

- Muszę do toalety i do sklepu. – uśmiecham się promiennie w jego stronę i opuszczam samochód.

- Wariatka. – słyszę na odchodne, ale nie komentuję tego.

Najpierw kieruję się do toalety, jednak zerkam w stronę sklepu i widzę jak Ivan flirtuje z dziewczyną przy kasie. Jak on się tam tak szybko znalazł? Pociągam klamkę i rozglądam się po pomieszczeniu, gdyby nie moja potrzeba, to w życiu nie skorzystałabym z tej łazienki. W powietrzu było wyraźnie czuć odór moczu i potu. Weszłam głębiej, zakluczyłam drzwi po czym załatwiłam potrzebę. No dobra jeszcze ręce, odkręcam delikatnie zawór i myję ręce, a następnie wycieram w spodnie. Nie ma tu takich luksusów jak papier więc muszę sobie radzić sama. Wychodzę z łazienki w szybkim tempie i idę do sklepu. Nigdzie nie widzę Ivana, pewnie poszedł na szybki numerek z ekspedientką, gdyż nie ma nikogo przy kasie. Przechadzam się powoli między regałami, biorę batonik i ku mojemu zdziwieniu zauważam moją zgubę. Stoi sobie spokojnie przy lodówce i wybiera jakiś energetyk. Podchodzę cicho, i krzyczę mu do ucha. On odwraca się do mnie z kpiącym uśmieszkiem i wymija. Patrzę głupio w lodówkę i dociera do mnie, że wszystko odbijało się w szybie. Mamroczę przekleństwo pod nosem i idę za nim do kasy. Już wyszedł ze sklepu, bo widzę jak stoi przy aucie i pisze coś na telefonie. Odwracam głowę, rzucam batonik na ladę, proszę jeszcze o papierosy, a następnie daję ekspedientce wyliczoną kwotę, swoją drogą bardzo ładnej, aż się dziwie, że Ivan nie wziął się za nią. Zawsze rucha co popadnie, a teraz? Może wyszedł z wprawy? Wychodzę ze sklepu i zapalam papierosa. Powoli zaciągam się i wypuszczam dym z ust. Ostatnio paliłam chyba wtedy, gdy usłyszałam rewelacje od mojej matki. Nigdy do końca nie zrozumiem co nią kierowało. Gdybym była na jej miejscu już dawno zjadłyby mnie wyrzuty sumienia. Nie dałabym rady tak żyć, tego byłam pewna na sto procent.

- Daj mi bucha. – słyszę i prycham.

- Sklep masz pod nosem więc idź i sobie kup całą paczkę.

- Wolę z twoich ust. – gwałtownie odwracam się w jego stronę i patrzę z niedowierzaniem, na co on uśmiecha się głupio. Oszalał do reszty. Chcę się zaciągnąć fajką, jednak szybko zostaje mi wyrwana. Patrzę na złodzieja w szoku, a on tylko zaciąga się parę razy i podaje mi z powrotem. Dziękuję mu jednak, dodając pod nosem, że zarażę się jakimś świństwem i wyrzucam pół papierosa. Nagle czuję jak ten idiota ciągnie mnie w swoją stronę i delikatnie całuje mnie w usta. Od razu odpycham go od siebie i krzyczę.

- Zwariowałeś?!

- Nie? Chciałem ci udowodnić, że jestem czysty jak łza i nie zarazisz się niczym. – mówi uśmiechając się do mnie i cmokając parę razy ustami. Odsuwam się jeszcze bardziej i wściekła idę do auta nawet tego nie komentując.

Po tym incydencie jedziemy w ciszy ale widzę jak Ivan od czasu do czasu zerka w moją stronę. Włączam radio i przesuwam stacje, gdy natrafiam na coś w moim stylu zostawiam i zaczynam nucić pod nosem.

- Ładnie śpiewasz. – słyszę. Ohh, a było tak przyjemnie cicho.

- To nawet nie jest śpiew. – odburkuję w jego stronę. I już do końca drogi mam spokój.

Gdy dojeżdżamy jest już późno i ciemno. Parkujemy przed jakimś małym domem i wysiadamy. Idę do bagażnika i chcę wziąć mój bagaż jednak zostaje mi wyrwany. A temu co znowu? Bierze obydwa w ręce, a ja kieruję się za nim. Dzwonię dzwonkiem, czekamy, a po chwili otwiera nam starsza kobieta myślę, że ma około czterdziestu pięciu lat, wpuszcza nas do środka. Gdy Ivan kładzie bagaże na podłodze, słyszę pisk i widzę jak rzuca się mu na szyję. Tak, dosłownie rzuca. Patrzę na wszystko ze zdziwieniem. Gdy mężczyzna zostaje wyściskany, kobieta kieruje swój wzrok na mnie i także mocno przytula.

- Ciociu to jest... - zaczyna Ivan, jednak nie kończy.

- Twoja dziewczyna. – mówi jego ciocia z szerokim uśmiecham na twarzy, a ja momentalnie blednę.


Wystarczy zrozumiećWhere stories live. Discover now