Rozdział 10

8.8K 452 5
                                    

Rano zostaję obudzona przez deszcz. Wielkie krople spadają i prześlizgują się na oknie. Wzdycham i chcę wstać lecz nie mogę. Marszczę brwi i spoglądam na moją klatkę piersiową, gdzie najspokojniej w świecie śpi moja zmora. Jego głowa jest ułożona na moich piersiach co jest dla mnie niekomfortowe. Jak zwykle moje serce przyspiesza. Nie mogę tak leżeć, więc próbuję go przesunąć. Musi to wyglądać komiczne, pomimo moich wysiłków leży na mnie dalej spokojnie i mruczy coś pod nosem. Wkurza mnie to, więc najnormalniej w świecie postanawiam go szarpać. Widocznie to coś dało, gdyż przewraca się na drugi bok pochrapując cicho. Nie powiem bo jest to dość uroczy widok. Jak śpi wygląda tak spokojnie.

Wychodzę z łóżka i biorę standardowo parę ciemnych spodni oraz golf z rękawem trzy czwarte w kolorze pudrowego różu. Kieruję się do łazienki. Po wykonanych czynnościach zmierzam do kuchni, która na moje szczęście jest pusta. Nie mam ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Szybko robię śniadanie i konsumując sprawdzam telefon. Mam kilka wiadomości głosowych i tekstowych od Tatiany. No tak zapomniałam jej napisać, że wyjeżdżam. Oprócz mamy jest drugą najbliższą mi osobą. To ona pomogła pozbierać mi się po Andrieju. Jak mogłam o niej zapomnieć. Piszę szybko esemesa, że zadzwonię później. Wzdycham i uderzam się lekko w głowę na swoją głupotę. Chociaż jestem pewna, że Nicolai jej powiedział o moim wyjeździe. Ona jest wpatrzona w niego jak w obrazek. Z tego co mi mówiła, raczej też nie jest mu obojętna, ale akurat w to, że on darzy kogoś uczuciem wątpię. Może źle odczytała jego sygnały. Mimo jego obojętności i bijącego od niego chłodu korzysta ze swojego uroku i zaciąga kobiety do łóżka. Mogę śmiało przyznać, że po śmierci taty, gdy go ujrzałam również przez jakiś czas byłam pod jego urokiem. Dobrze, że szybko mi minęło. Mówiłam nieraz Tatianie, że taki tym faceta jest niezdolny do uczuć, ale mnie wyśmiała. Potem przyjedzie do mnie z płaczem.

Myję naczynia po skończonym posiłku i wychodzę z domu uprzednio biorąc czarną kurtkę, parasol oraz torebkę. Naokoło znajdują się domy podobne do tego, w którym obecnie mieszkamy oraz parę sklepów. Może powęszę trochę po najbliższym otoczeniu Kennetha? Patrzę na zegarek w telefonie, wskazuje godzinę szóstą rano. Przynajmniej zobaczę na żywo ten burdel, teraz na pewno jest zamknięty. Morozow mnie nie obchodzi, to moje zadanie, a jak na razie mam wrażenie, że tylko on coś robi. Sprawdzam w internecie położenie lokalu. Nie jest daleko, więc się przejdę.

Idę powoli podziwiając miasto. Rankiem jest tak spokojnie. Mało ludzi, mało hałasu. Przechodzę obok parku, patrząc na osoby uprawiające jogging. Też by mi się przydało ale jestem zbyt leniwa, a palenie też robi swoje. Wspominając o papierosie, naszła mnie na niego ochota. Wyciągam więc jednego z torebki i zapalam. Zaciągam się i sprawdzam w telefonie mapę, która pokazuje, że jestem na miejscu.

Coś mi nie pasuje. Jakim cudem tamten bar był obskurny, a to jest... No właśnie. Wygląda na dość luksusowy. Ten cały Kenneth nie mógłby zainwestować bardziej w swoją knajpę? Przy tym budynku tamten naprawdę się chowa. Nie podchodzę zbyt blisko, ale jestem w stanie dostrzec napis Red, świecącą na czerwono. No to zbytnio się nie popisał tą nazwą.

Patrzę w lewo i dostrzegam dwie kłócące się osoby, mężczyznę i kobietę. Zaciekawiona podchodzę bliżej, tak aby mnie nie zauważono. Z tej odległości będę w stanie usłyszeć, co mówią.

- Mówiłem żebyś tu nie przychodziła, nie jesteś mile widziana w tym miejscu – mówi podniesionym głosem chłopak. Swoją drogą jest bardzo przystojny, ma lekko ciemniejszą karnację, jasne oczy i jest umięśniony.

- Kiedyś tu był mój dom, dobrze o tym wiesz – mówi kobieta wyglądająca jak prostytutka. Jest dużo starsza i również ciemniejszej karnacji. Jej biust prawie wypływa spod prawie przeźroczystej sukienki.- Kochanie jesteś moją jedyną nadzieją. Pomóż mi. Błagam. Oni, oni chcą mi zrobić złe rzeczy – mówi dalej roztrzęsiona.

- Masz urojenia, jedyną osobą, która cię krzywdzi jesteś ty sama – odpowiada chamsko.

- Jesteś niewdzięczny, nie wierzysz mi! – krzyczy. – Oni mnie zabiją – mówi już spokojniej i zaczyna tańczyć w kółko. – Zabiją mnie, zabiją – nuci.

- Nie masz tu co szukać – dodaje.

Do kłócących zbliża się jeszcze jedna osoba. Jest nią... Audrey? Co ona tu robi?

- Spadaj stąd, była dziwko – mówi jak zwykle spokojnym, chłodnym tonem.

Kobieta biegnie w stronę barmanki i upada u jej stóp, błagając o pomoc. Mówi, że zaginął jej pies i nie wie, gdzie go szukać.

Co ona bredzi? Raz chcą ją zabić, a za chwilę ginie jej pies. To wszystko jest dziwne. Cała ta sytuacja to jakaś parodia.

- Twój pies pobiegł tam – mówi Audrey i wskazuje drogę na prosto.

- Bardzo dziękuję, ohh gdyby nie ty, mój piesek by zginął – mówi i zaczyna biec we wskazanym kierunku.

- Jej czas w tym miejscu już dawno minął – mówi chłopak.

- Nie na darmo mówią na nią szalona Sally – odpowiada na jego słowa, po czym oboje kierują się do wejścia klubu.

Jestem w tak wielkim szoku, że przez chwilę nie mogę się ruszyć. Nie mam pojęcia co tu się wyprawia ale na pewno nic normalnego. Nie potrafię nic ze sobą połączyć. Kim był ten chłopak i ta kobieta? Dlaczego Audrey pracując w barze jako barmanka, była w klubie nocnym i to o takiej porze? A ludzie w tej knajpie wyglądają jakby byli jej poddani? Coraz więcej pytań, mniej odpowiedzi.

Najlepiej będzie ją śledzić i przez jakiś czas nie wracać do baru, pomimo naszego planu. Najpierw musimy wybadać sytuację. Pokojarzyć fakty.

Droga powrotna nie zajmuje mi dużo czasu. Przed wejściem do domu, dzwoni mój telefon. Sprawdzam kto dzwoni i bez wahania odbieram. W słuchawce słychać wrzask.

- Gdzie ty do cholery jesteś?! – krzyczy Ivan. Najwyraźniej jest blisko bo słychać go na zewnątrz.

- Tutaj – odpowiadam mu, wchodząc do domu.

- Gdzie byłaś? – pyta zdenerwowany.

Rozglądam się po pomieszczeniu szukając jego cioci. Jednak nigdzie jej nie widzę.

- Nie ma jej, więc łaskawie możesz mi powiedzieć gdzie byłaś.

Opowiadam mu całą sytuację, której byłam świadkiem. Mówię mu o swoim planie. Jednak widzę, że jest tylko bardziej wkurzony niż wcześniej. Podchodzi do mnie, na co ja się cofam. Ciągniemy to jeszcze przez chwilę, aż za plecami czuję ścianę. Patrzę przerażona w jego oczy. Nie jestem w stanie nic z nich odczytać. Czuję jego oddech na policzku. Swoje ręce kładzie po bokach mojej głowy, nachyla się i całuje moje czoło.

- Martwiłem się – mówi i przyciąga mnie pewnie do siebie, a następnie przytula.

Halo? Karetka? Mam zawał. Czuję jakby moje serce zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Nogi mam jak z waty, nie jestem w stanie poruszyć żadną częścią ciała.

- Masz mi mówić gdy gdzieś wychodzisz. Nie trudno tutaj o kłopoty – szepcze.

Przybliża swoją twarz do mojej tak, że czuję jego oddech. Jego usta lekko muskają moje, a ja stoję jak sparaliżowana. Owszem czuję przy nim motyle w brzuchu, ale nie zmienia to faktu bycia dupkiem. Jego bipolarność mnie przerasta. Gdy czuję jak chce wedrzeć do mojej jamy ustnej swój język, gwałtownie go od siebie odpycham. Rozwścieczona patrzę w jego oczy i jeszcze bardziej rozjusza mnie fakt, że widzę w nich rozbawienie i kpinę.

Kolejny raz mnie zranił, a ja ponownie mu na to pozwoliłam...

Wystarczy zrozumiećUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum