XIV

602 90 17
                                    

Jakbyście się czuli, gdyby w dość drastyczny sposób odsunięto was od osoby, która jest dla was ważna, którą darzycie uczuciem? Tak, na pewno źle, więc wyobraźcie sobie ból małej Louise oraz Harriet, które musiały poradzić sobie, cóż, bez siebie nawzajem. Ich historia była piękna, lecz doprawdy krótka. Dziewczęta myślały, że to już definitywny koniec, kiedy minął równy miesiąc od pamiętnego dnia, który był najsmutniejszym, ale także najwspanialszym dniem w całej historii ich słodkiej relacji. Trudno opisać to, jak Louise się czuła, będąc zamknięta w czterech ścianach od czasu, kiedy wróciła ze szkoły do czasu, kiedy musiała znów do niej pójść. Na pewno czuła pustkę, co było dla niej całkowicie nowym uczuciem, bowiem zawsze w jej życiu było pełno ludzi, chociażby Zee. Terapie też nie były proste ani bezbolesne. Jay znalazła najlepszą specjalistkę od „uleczenia z homoseksualizmu" i musicie wiedzieć, że ta pani była zdrowo rąbnięta. Każdy by tak stwierdził. Przychodziła do domu Tomlinsonów, ponieważ „tak jest zdrowiej i lepiej dla Louise, musi zostawać w swoim pokoju, ponieważ na mieście może spotkać Harriet albo oglądać się za innymi dziewczynami". Taa, zdecydujcie sami.

A co się działo z Harriet Styles w tym czasie?
Bruneta wydawała się być najbardziej niebieską* osobą na tej planecie. Czuła się jak cień i powoli się nim stawała. Kiedyś była zawsze uśmiechnięta, kochała pomagać innym, a teraz? Opuszczała zajęcia w szkole, zdażyło jej się przesadzić z alkoholem oraz często wybuchała niekontrolowanym płaczem i musicie uwierzyć, Anne zauważyła przemianę swojego dziecka, zauważyła, że jej malutkiej Harriet dzieję się krzywda, więc postanowiła, że dłużej być tak nie może. Nie pozwoli, aby jej najdroższa córka zeszła na dno.
Właśnie dlatego, trzydziestego drugiego dnia nieobecności Louise w życiu Harriet, rodzicielka zielonookiej nie wytrzymała.

- Kochanie, pozwól do mnie na chwilkę. - powiedziała spokojnym głosem, kiedy siedziała w salonie, a Harriet właśnie wróciła ze szkoły i już miała zamiar skierować się do swojego pokoju. Usłyszała westchnięcie brunetki, po czym dziewczyna posłusznie przyszła i usiadła obok swojej rodzicielki.

- Coś nie tak? - mruknęła młodsza, kiedy cisza ze strony jej matki trwała. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w kamienną jej twarz. Pomiędzy brwiami Harriet utworzyła się charakterystyczna zmarszczka.

- To ty mi powiedz. - drżący głos wydostał się z pomiędzy pomalowanych na jasny róż warg Anne. Oczy kobiety momentalnie zaszły łzami, kiedy zwróciła swój wzrok na córkę. Była silna, naprawdę. Potrafiła znieść tak dużo, dopóki to nie krzywdziło jej dziecka, a teraz, kiedy Harriet była widocznie czymś załamana, to nie mogła już dłużej czekać, aż ona sama do niej przyjdzie i wszystko powie. - Co się dzieję? Porozmawiaj ze mną, proszę.

- Mamo...

- Nie, jestem przerażona twoim ostatnim zachowaniem, a jako, że jestem twoją matką należą mi się jakieś wytłumaczenia, nie sądzisz? - Anne wiedziała, Harriet również, że z nią nie wygra i koniec końców pęknie oraz wszystko powie i tak było. I być może trochę głos brunetki się trząsł, twarz zrobiła się czerwona, a serce szybko biło, kiedy opowiadała swojej mamie o dziewczynie dla której straciła rozum. Jej rodzicielka była bardzo wyrozumiała, troskliwa, lecz również miała bzika na punkcie traktowania ludzi z uprzejmością i dobrocią. Nie obchodziła ją kogoś orientacja, kolor skory czy religia, dlatego wyobraźcie sobie jak bardzo była zła, gdy jej córka skończyła opowiadać, wypłukując swoje oczy w ramię matki.

Zdanie, które Harriet wypowiedziała na sam koniec było paliwem, które napędziło Anne Styles do działania i szczerze, to zamierzała wygrać.

- J-ja...ja chyba ją kocham, mamo.

*niebieską osobą - po prostu smutną.

sweet like candy | fem!larryWhere stories live. Discover now