Dwadzieścia sześć

474 24 0
                                    

Krążyłem nerwowo wokół furtki. Było kilka minut po szesnastej. Goście zaczęli napływać do domu. Uśmiechałem się sztucznie do mijających mnie osób. Rodzice kazali mi witać ich przy wejściu. Ale tak naprawdę czekałem tylko na jednego, jak dla mnie najważniejszego, gościa. Przyszli już nawet Max i Nora z jego rodzicami oraz Madison. A jej nadal nie było. Może się rozmyśliła?

Nagle z dość dużą prędkością pod bramę podjechał czarny mercedes. Przyglądałem mu się uważnie. Z samochodu wysiadła jakaś dziewczyna. Miała na sobie zmysłową, czerwoną sukienkę i włosy upięte w kok. Na chwilę zawiesiłem na niej oko. Była dość zgrabna, a jej strój tylko to podkreślał. Wzięła coś z auta i obróciła się twarzą w moją stronę. Od razu zesztywniałem, a moje usta samowolnie się otworzyły i uformowały w literkę „o". Stałem tak, nie kontaktując ze światem zapewne ładnych parę minut.

– Dylan, wszystko w porządku?

Zamrugałem kilkakrotnie i spojrzałam na stojącą już obok mnie Olivię.

– A nie mówiłam, że mu szczęka opadnie.

Zerknąłem na chłopaka, który stanął przy Livy. Ku mojemu zaskoczeniu był to Robert. Co on w ogóle tu robił?

– Ja... Eee... – zacząłem i dalej nic nie mogłem z siebie wydusić. – Ślicznie wyglądasz – rzuciłem w końcu w stronę dziewczyny, która zrumieniła się lekko.

– Czy ja wiem – mruknęła. – Szczerze mówiąc, Rob wcisnął mnie w tą stylizację bez mojej zgody.

– Tak, ja też cię kocham, siostrzyczko. – Objął ją ramieniem, a my spojrzeliśmy na niego zdziwieni. – No co? Niewykluczone, że już niedługo zostaniemy rodzeństwem. Dobra, ja się zmywam. Jakby co, to dzwoń.

Pokiwał nam na pożegnanie i już go nie było. Objąłem Olivię w pasie i zaprowadziłem do dalszej części ogrodu, gdzie obywało się przyjęcie. Mnóstwo ludzi kłębiło się na trawniku. Niektórzy rozmawiali ze sobą na przeróżne tematy, inni krążyli wokół stolików z piciem i przekąskami. No i prawie każdy trzymał w dłoni kieliszek szampana. Zawsze w takim towarzystwie czułem się nieswojo. To nie moje klimaty. Cieszyłem się, że Livy będzie dzisiaj mi towarzyszyć. Może nie będę się czuł taki samotny.

– No, jesteście nareszcie! – usłyszałem krzyk Nory i już po chwili razem z Maxem stali koło nas. – Nie ma was i nie ma.

Edison zamilkła na moment, przyglądając się swojej przyjaciółce. Jeździła po niej wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.

– Matko Boska, Livy, jaka z ciebie seksbomba!

Zgadzałem się z nią w stu procentach. Zawsze ładnie wyglądała, ale dziś pokazała nam się z trochę innej strony. Była taka kobieca i zmysłowa. A czerwono-krwisty kolor sukienki tylko to wszystko dopełniał.

– Już mnie tak nie zachwalajcie, bo nie pozbędę się rumieńców – mruknęła.

– Ja tam uważam, że rumieńce są słodkie. A zwłaszcza twoje – szepnąłem jej do ucha.

– Dobra, chodźmy coś zjeść. Jestem głodna – zarządziła Nora i poszliśmy za nią.

Po drodze rozejrzałem się za swoimi rodzicami. Byli zajęci rozmową z jakimś małżeństwem w ich wieku. Póki co mogłem odetchnąć z ulgą. Choć i tak dobrze wiedziałem, że w końcu sobie o mnie przypomną i zaczną przedstawiać różnym ludziom. Nie znosiłem tego. Nie cierpiałem, jak przed obcymi musieliśmy udawać idealną rodzinkę. A najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że nikt nie zauważał, iż te wszystkie uśmiechy i emocje były sztuczne. A może po prostu nie chcieli tego widzieć? Woleli zamartwiać się swoimi problemami niż cudzymi. Albo nie chcieli się mieszać.

Instrukcja obsługi dziewczynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz