– Och – mruknęła. – Jasne.

Jednak zamiast wykonać moją, nazwijmy to, prośbę, nie ruszyła się nawet o centymetr i wróciła do podziwiania zawodników robiących sobie rozgrzewkę. Oczywiście szczególnie przyglądała się Maxowi. Od czasu dyskoteki jej ulubionym i praktycznie jedynym tematem do rozmów był Gordon. I chociaż na początku w to raczej nie wierzyłam, to mój poradnik po prostu robił furorę.

Westchnęłam ciężko, próbując nie wybuchnąć złością. Niestety nie udało mi się to.

– Noro Cordelio Edison! – wydarłam się, a siedzący w pobliżu ludzie spojrzeli w naszą stronę. Moja wściekłość nie zwracała na to jednak uwagi. – To, co robisz w tej chwili, równie dobrze możesz robić z wyznaczonych nam miejsc, które znajdują się dziesięć metrów dalej!

Brunetka w końcu zwróciła na mnie uwagę. Spojrzała na mnie z lekkim przerażeniem, a we mnie aż kipiało. A co najgorsze nawet nie wiedziałam dlaczego. Po prostu dostałam napadu furii. Tak bez niczego. Po chwili poczułam na swoich ramionach czyjeś silne ręce, których właściciel prawdopodobnie chciał mnie uspokoić.

– ZNP? – spytał, a ja obróciłam się do niego z niezrozumiałą miną. Ten uśmiechnął się lekko i szepnął mi do ucha. – Zespół napięcia przedmiesiączkowego?

Szybko spuściłam głowę, czując, jak policzki zaczynają mnie piec. To tylko trzy prawie nic nieznaczące słowa, a ja reagowałam, jakby co najmniej wyznał mi miłość. Muszę wreszcie zacząć nad tym pracować, bo zostanę czerwona do końca życia.

– Chyba tak – odparłam prawie niedosłyszalnie.

Dylan uśmiechnął się po raz kolejny, objął mnie lekko ramieniem i podążyliśmy za Norą, która wreszcie ruszyła w stronę naszych miejsc. Ledwo usiedliśmy, a mecz już się zaczął. Rywalizacja między drużynami od samego początku była zacięta. Zapowiadało się bardzo ciekawe popołudnie.

***

Mecz był bardzo fascynujący. Nasza drużyna wygrała dziesięcioma punktami. Duża w tym zasługa Maxa, który zdobył większość koszy. Za każdym razem kiedy Gordonowi udawało się zdobywać kolejne punkty, Nora wrzeszczała w niebogłosy. Była tak zaaferowana, że kompletnie nie zwracała uwagi na innych ludzi, których jej piski doprowadzały do białej gorączki. Najgorzej oczywiście miałam ja z Dylanem. Obawiam się, że już niedługo czeka nas wizyta u laryngologa.

Tuż po skończonej rozgrywce Edison pobiegła pod drzwi szatni zawodników i czekała na swojego bohatera. Nie zdążył nawet dobrze wyjść z budynku, a brunetka już się na niego rzuciła. Cała ta scena wyglądała naprawdę komicznie, ale Max nie wydawał się tym zażenowany. Wręcz przeciwnie. Bardzo go to ucieszyło. Kierując się w drogę powrotną, Nora cały czas zachwalała Maxa, jaki to on wspaniały, cudowny i w ogóle. Oni razem szli z przodu, a ja z Millerem z tyłu. Nasi przyjaciele nie zwracali na nas najmniejszej jednak uwagi. Postanowiliśmy zostawić ich samych. I tak nie byliśmy im potrzebni.

Dylan zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Nie byłam przekonana co do tego pomysłu. Bałam się trochę zostać z nim sam na sam. Musiałoby to jednak dziwnie wyglądać, gdybym mu odmówiła, więc się zgodziłam.

– Cieszę się, że Nora i Max tak świetnie się dogadują – powiedziałam, nie mając pojęcia, o czym moglibyśmy rozmawiać.

– Tak, ja też – odparł. – Wystarczyło, że Nora się do niego przekonała i wszystko idzie jak z płatka. – Posłał mi promienny uśmiech.

Odwzajemniłam nieśmiało gest i znów zapadła między nami cisza. Kiedy byliśmy we czwórkę, rozmowa jakoś się kleiła. Ale kiedy tylko zostawaliśmy we dwójkę, nieśmiałość brała nade mną górę i prawie nic nie mogłam z siebie wydusić.

– A jak to jest z nami? – spytał nagle Miller.

– Ale co masz na myśli? – Spojrzałam na niego pytająco.

– No, bo wiesz – zamyślił się chwilę. – Na początku tak się zarzekałaś, że się za mną nie zakumulujesz, a teraz idzie nam całkiem nieźle.

Spojrzałam w przeciwną stronę i zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią.

Tak, to prawda. Na początku miałam pewne opory. A teraz przebywanie w jego towarzystwie przychodziło mi z taką dziwną łatwością. Nie przeszkadzało mi to, że siedział obok mnie, że rozmawialiśmy, śmialiśmy się wspólnie. Jeśli miałam być szczera, to nawet mi się to podobało.

– Ja... – zaczęłam i zamilkłam na moment. – Myliłam się. Myliłam się co do ciebie. Jesteś naprawdę w porządku, Dylan.

Czułam, jak przygląda mi się uważnie. Czyżby mi nie wierzył? Mimo że przez ten cały czas byłam ostrożna i czujna, naprawdę go polubiłam. Nie był taki zły, jak myślałam.

– Ja też sądziłem, że jesteś inna.

– I co? Rozczarowałeś się? – spytałam z nutką żartu w głosie.

Roześmiał się i objął mnie lekko ramieniem. Tak samo jak na hali. Ale tym razem po moim ciele przeszły dreszcze. Zastanawiałam się, czy chłopak je wyczuł. Ale najwyraźniej nie, bo nic na ten temat nie powiedział.

– Nie – odparł. – Wręcz przeciwnie. Zaskoczyłaś mnie. Bardzo pozytywnie.

Prowadząc już nieco luźniejszą rozmowę, pomału dotarliśmy pod mój dom. W drodze czułam na sobie wścibskie spojrzenia przechodniów. Zwłaszcza dziewczyn z naszej szkoły. No tak, niejedna miała chrapkę na Millera, a on przemierzał miejskie ulice w towarzystwie tej nieśmiałej i w ogóle nieatrakcyjnej Dashwood. Będę musiała się do tego przyzwyczaić.

– Jesteśmy. – Z transu wyrwał mnie głos Dylana.

Staliśmy pod bramą mojego domu.

– To cześć – chciałam się pożegnać, ale mnie zatrzymał.

– Livy, co robisz jutro popołudniu?

– Chyba nic – odparłam zdziwiona.

– To może wybrałabyś się ze mną na spacer?

Byłam w niemałym szoku. To wszystko zaczynało się robić naprawdę dziwne. Jednak mimo to zgodziłam się.

– Bardzo chętnie.  

Instrukcja obsługi dziewczynyWhere stories live. Discover now