To szalone, wręcz niemożliwe. I cholernie ryzykowne.

- Mam pewien pomysł.

- Słucham.

- Nie teraz. - Zrywam się gwałtownie. - Muszę to przemyśleć, ale... Powiem ci wszystko wieczorem. To... To może się udać...!

***

- Są dla ciebie. - Adrian wręcza mi bukiet fioletowych astrów.

Uśmiecham się nieśmiało i biorę kwiaty do ręki. Strumień szumi cicho, liście szeleszczą na wietrze. Zaczynam skubać drobniutkie płatki.

- To dziwne, ale... - zaczynam. - Gdy byłam na ziemi, wszystkie wspomnienia stąd zaczęły znikać. Tak jakby ginęły w mojej pamięci; wciąż tam były, ale jakby obce, nierealne.

- Nigdy nie byłem na ziemi, ale myślę, że tak właśnie powinno być. Między naszymi światami nie ma przejścia, są tylko wąskie kładki przeznaczone dla wybranych. Wspomnienia są jak okna, możesz przez nie zobaczyć coś, do czego nie możesz się dostać żadną drogą. Te okna nie powinny istnieć. Jeśli decydujesz się opuścić Quatron, cóż... Usuwasz go ze swojej pamięci.

Lustruję chłopaka wzrokiem.

- Chciałabym kiedyś zabrać cię na ziemię.

Adrian uśmiecha się pobłażliwie, ale po chwili na jego twarzy wykwita uśmiech.

- Za tobą pójdę wszędzie, Rose. Nawet do piekła. Nawet to pieprzonego piekła.

- Jesteś uroczy.

- Nie, Rose, ja cię po prostu kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo mi na tobie zależy. Ty... Jak cię nie było, usychałem tutaj z tęsknoty. Wiedziałem, że wrócisz, ale mimo to...

- Zaraz - wtrącam się. - Wiedziałeś, że wrócę? Dlaczego mi nie powiedziałeś...?

- Rosemary... - szepcze Adrian. - Jesteś teraz jednym z najważniejszych celów Rządu, jesteś w niebezpieczeństwie, śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wszędzie, nawet w obozie. Z resztą tutaj też niedługo przestanie być bezpiecznie, jeśli już nie jest. Prędzej czy później musieli cię namierzyć, a wtedy reakcja twojej ciotki była oczywista - sprowadzi cię tutaj. Ale nie miałem pojęcia, że to stanie się tak szybko.

- Ad... 

Te wszystkie ostrzeżenia typu "jesteś w niebezpieczeństwie", "namierzyli cię", "oni chcą cię dostać, Rose" są przerażające, ale powoli zaczynam się do nich przyzwyczajać; jestem małym chomikiem, którego zabrali z jego własnego domu i zamknęli w szczelnej klatce, bo gdzieś panuje kot, który chce go pożreć. W mojej głowie odbijają się echem tylko dwa słowa - słowa, które sprawiły, że coś ścisnęło mnie w brzuchu. Kocham cię. Kocham cię.

Wzdycham.

Adrian nigdy wcześniej nie powiedział tego w ten sposób. To brzmiało jak przysięga, obietnica. Jak pytanie i odpowiedź. Dzisiaj zrobił coś, co przeniosło naszą relację na wyższy poziom. Otworzył przede mną tą część siebie, którą do tej pory skrywał w najciemniejszych zakamarkach swojej duszy.

- Ad, ja... - Spoglądam w jego lśniące, stalowe źrenice. - Ja ciebie też. Kochałam cię, kocham i będę kochać. I chcę, żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć.

- Jedyną osobą, która potrzebuje pomocy, jesteś ty. Twój osobisty ochroniarz melduje gotowość.

Parskam śmiechem.

- Myślisz... Myślisz, że nawet w obozie nie jestem bezpieczna...? Uważasz, że jest wśród nas jakiś szpieg? - szepczę, rozglądając się po zaroślach.

Chłopak uśmiecha się, ale jego twarz jest spięta.

- Rosemary, jesteś piękna i inteligentna, ale musisz uczyć się, jak walczyć. Niebezpieczeństwo może czyhać na każdym kroku. Od jutra wznawiamy treningi. Musisz także opanować umiejętność przemiany, to może okazać się kluczowe.

- Kluczowe do czego?

- Do przeżycia.

Lustruję Adriana wzrokiem.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie...

- Tak. Tak, myślę, że tak.

Ciszę przerywa szum liści i szept strumienia. Z oddali dobiega ptasi śpiew. Wieje delikatny wietrzyk, który omiata moją twarz.

- Rosemary? - Adrian patrzy mi się głęboko w oczy. - Zostaniesz moją dziewczyną?


Quatron 2Where stories live. Discover now