Rozdział 11

2.2K 268 70
                                    

-Myślę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

-Myślę... trzeba... operację... -słyszał jak przez mgłę słowa wypowiadane przez w sumie nie wiedział kogo, ale znał ten głos. Już gdzieś go słyszał, ale nie mógł go przyporządkować do żadnej znanej mu osoby. Nie podobał mu się ten głos. Nie wiedzieć czemu przeszkadzał mu w tej chwili i chciał by się w końcu zamknął, zwłaszcza, że mówił coś o jakiejś operacji. Był raczej z tych, którzy nie lubili słuchać o ludzkich krzywdach. Robiło mu się wtedy przykro.

-Muszę z nim porozmawiać. - tym razem usłyszał Tae. Wydawał się mocno zdenerwowany i zestresowany. Chyba nigdy nie był przy nim w takim stanie. -To wszystko moja wina. Powinni mi zabrać prawo jazdy. -ktoś opadł na krzesło obok niego i Jungkook dałby sobie rękę uciąć, że był to właśnie jego blondyn. Nie wiedział, co mogło spowodować taki nastrój, ale nie był w stanie otworzyć oczu, a już o wypytaniu go o co chodzi nie mówiąc.

Nie wiedział gdzie jest i ostatnie, co pamiętał to wyznanie Tae, na które nie umiał odpowiedzieć. Jak teraz myślał, to nie przypominał sobie, żeby kładł się spać, ale właśnie chyba się obudził. Musiało być coś nie tak. Normalnie nie miał ubytków w pamięci.

-To nie twoja wina, kochanie. To ten kr-

-Nie mów do mnie per kochanie. -westchnął ciężko. Ta konserwacja zmierzała w złą stronę i czarnowłosemu się to nie podobało. Kto śmiał do jego Tae mówić w taki sposób?

-To ten kretyn wlazł ci pod koła. Nawet się nie rozejrzał, więc to nie jest twoja wina. -słychać było jak ktoś przestawia krzesło bliżej i siada na nim. To za pewne był ten właściciel nieprzyjemnego głosu. Nie wiedział, o czym mówią, ale zaczynał się martwić. Jego chłopak miał mieć problemy? Przez jakiegoś nieuważnego idiotę? To było nie do pomyślenia.

-Przestań. Nie powinienem tak szybko jechać. Cud, że nie posłałem go do grobu. -westchnął ciężko i Jeon mógł przewidzieć, że przeciera zmęczone powieki. -Po za tym przeze mnie Jungkook jeździ na wózku i Bóg jeden wie, co jeszcze spowodowałem. -w pomieszczeniu słychać było głośne uderzenie otwartych dłoni o policzki. Blondyn miał w zwyczaju maltretowanie swojej twarzy.

Z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem czarnowłosy rozumiał coraz mniej. Co jego Tae miał na myśli mówiąc to wszystko? Czyżby to właśnie on go wtedy potrącił i wysłał do szpitala? Coś było w tej historii nie tak. Nie podobała mu się, bo to wyglądało jakby posiadł tak duże zainteresowanie ze strony lekarza tylko i wyłącznie z poczucia winy. Był cały czas przy nim i pomagał mu, żeby się upewnić czy aby na pewno nie posłał go na tamten świat.

Wszystko zaczynało mieć powoli sens. Jungkook nie wierzył, że można mieć tak niesamowite szczęście w tak wielkim nieszczęściu jakim był jego wypadek. Myślał, że spotkanie Tae to najlepsze co mu się w życiu przydarzyło. Dzięki niemu w końcu jego zimne i zamknięte na ludzi serce uchyliło lekko drzwi. Wpuścił go do środka, a teraz co? Teraz czuł się zawiedziony i zdradzony. To tak jakby wbił mu nóż w plecy.

Good boys go to heaven. //TaeKookWhere stories live. Discover now