- To tak samo jak twoja posada Anderson - warczę, a on w pierwszej chwili nie jest w stanie nic powiedzieć.

- Nie zrobisz tego - mówi patrząc na mnie z przerażeniem. Uwielbiam mieć kontrolę nad ludźmi.

- Dlaczego nie? W każdej chwili mogę pozbawić cię roboty za to co robiłeś i radzę ci o tym pamiętać - mówię. - Umówmy się tak, zapomnisz o tej całej akcji, Spencer nie będzie miała przez to żadnych problemów, wejście na dach pozostanie otwarte tak jak to było dotychczas, a ciebie chuj będzie obchodzić czy ktoś tam jest i co robi zrozumiano? - pytam go ostrym tonem, a on patrzy na mnie z niesmakiem.

- Jesteś bezczelny - mówi Anderson chowając twarz w dłoniach. Jest to oznaką mojego ostatecznego triumfu nad nim.

- Nie będę zaprzeczał. Czy wyraziłem się jasno? - pytam głośno, a on kiwa głową przez co na moją twarz wstępuje szeroki uśmiech. - Świetnie. Myślę, że tydzień dodatkowych prac w szkole po lekcjach wystarczy dla zachowania pozorów - dodaję oschłym tonem wstając z krzesła. - Do widzenia panie Anderson - żegnam się z nim z fałszywą uprzejmością uśmiechając się, wychodzę z jego gabinetu i jest to koniec mojej walki z nim. Koniec na dzisiaj.

- Wszystko w porządku? - pyta mnie Perrie kiedy wchodzę nieźle spóźniona na lekcję francuskiego.

- Tak, ok - odpowiadam nie chcąc na razie opowiadać jej o całym wydarzeniu.

- Silence s'il vous plait - ucisza nas pani Robins. - Pour qoi es - tu en retard Spencer? - zwraca się do mnie nauczycielka chcąc wiedzieć dlaczego się spóźniłam.

- Parc que j'ai été chez le directeur - odpowiadam jej i pozostaje mi tylko liczyć na to, że w tej klasie uczą się sami idioci, ale niestety wiem, że to zdanie było na tyle proste, że każdy musiał je zrozumieć.

Po zajęciach językowych szybko wychodzę z sali nie czekając na moich znajomych. Chcę szybko znaleźć Ashtona i dowiedzieć się co jeszcze powiedział mu dyrektor. Oczywiście jak zwykle nie mam szczęścia, bo prawie od razu słyszę męski głos wołający mnie po imieniu. Rozpoznaję go i przyspieszam nie chcąc mieć nic wspólnego z jego posiadaczem. Niestety już po chwili czuję, że ktoś łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę. Stoję twarzą w twarz z Kieranem. Zauważam, że stoi on stanowczo za blisko mnie, więc odsuwam się od niego.

- Nie uciekaj przede mną Spencer, przecież nic ci nie zrobię - mówi, a ja parskam śmiechem.

- Co do tego, nie byłabym taka pewna - warczę i się wyrywam.

- Chcę tylko porozmawiać - mówi, a ja widzę jakąś zmianę w jego zachowaniu, ale i tak nie przekonuje mnie ona do wysłuchania go.

- Ale ja nie mam z tobą o czym rozmawiać - mówię i chcę odejść, ale chłopak łapie mnie za nadgarstek chcąc jeszcze na moment zdobyć moją uwagę.

- Powinnaś wiedzieć... - zaczyna, a po jego minie widzę, że nagle stał się zdenerwowany. Już po chwili orientuję się dlaczego kiedy do moich uszu dobiega wkurzony głos Ashtona.

- Czego znowu od niej chcesz Lemon?! - mówi głośno odpychając ode mnie Kierana i stając przede mną.

- Oh, tylko przelecieć ją na środku korytarza, nic takiego - mówi z sarkazmem, a ja zauważam, że wokół nas już zaczyna się zbierać grupka obserwatorów. - Przesadzasz,  uspokój się Irwin - dodaje, a ja zauważam, że dzisiaj jest wyjątkowo opanowany, ale też jakby bardzo czymś przejęty.

- To się od niej odpierdol raz na zawsze. Ona jest moja - mówi ostro Ashton. Jeszcze nie widziałam go tak wkurwionego.

- Oczywiście, że jest. Tylko czy ona w ogóle wie co to znaczy? - pyta z uśmiechem Kieran.

- Radzę ci się stąd szybko zabierać, bo zaraz ci wpierdolę.

- Z tą ręką w gipsie? Powodzenia - prowokuje go Lemon z uśmiechem, a ja staje między nimi dosłownie w momencie kiedy już mają się na siebie rzucić.

- Dosyć - mówię, a oni patrzą na mnie za zdziwieniem.

Najwyraźniej nigdy wcześniej nikt nie odważył się im przeszkodzić. Tym razem trzeba było. Ja i Irwin mamy już wystarczająco dużo problemów jak na jeden dzień, poza tym wiem, że Kieran ma rację i jego przeciwnik nie poradziłby sobie z pękniętą kością w walce z nim.

Patrzę w oczy Asha i widzę jak złość powoli zaczyna się z nich ulatniać kiedy patrzy na mnie.

Koło Kierana pojawia się jego starszy i najwyraźniej rozsądniejszy brat - Sean i zabiera go na dół.

- Spokojnie Ash - mówię kładąc mu dłonie na policzkach i patrząc mu w oczy tak żeby skupił się tylko i wyłącznie na mnie i całkowicie uspokoił. Chłopak patrzy na mnie, a już po chwili jego oczy błyszczą, a on sam uśmiecha się do mnie szeroko.

Dopiero kiedy chłopak karze wszystkim wynosić się na dół orientuję się, że jeszcze przed chwilą wszyscy zainteresowani tą sytuacją na nas patrzyli.

- Wiesz, że pierwszy raz od... chyba zawsze kiedy była taka okazja nie doszło między mną, a Lemonem do starcia? I to dzięki tobie. Nie wiem jak to działa, ale odkąd jesteś w Londynie, wszystko się tutaj zmienia, ja się zmieniam - mówi szczerząc się jak głupi.

- Na lepsze czy na gorsze?

- Zdecydowanie na lepsze - odpowiada mi i tym razem to ja się uśmiecham. Zazwyczaj zmieniam ludzi na gorsze. Cieszę się, że nie tym razem.

Kiedy schodzimy na dół słyszę,  że odzywa się moja komórka, więc wyciągam ją ze swojej torby. Na ekranie mojego iPhone'a widnieje powiadomienie o nowej wiadomości od niezapisanego numeru, więc otwieram SMS.

"Spotkajmy się o 19 w starej bibliotece. To ważne. K."

_________________________

No i jest kolejny rozdział :) Muszę wam powiedzieć, że ja osobiście całkiem go lubię... Sama nie wiem czemu. Mam nadzieję, że Wam się spodobał  ten rozdział i że poświęcicie parę sekund żeby zostawić tu dla mnie jakiś komentarz. Będę bardzo wdzięczna. 

Ten rozdział miał się pojawić już wczoraj, ale nie dałam rady, przepraszam. Po prostu za bardzo przeżywałam jeszcze urodzinki Ashtona... Jejku, mój skarb ma już 20 lat. Ma 20 lat, zachowuje się jak dziecko i ja właśnie za to go kocham. Poza tym wreszcie zostałam nową płytę Sosików i nie mogę się opanować, cały czas śpiewam, tańczę, skaczę po całym mieszkaniu kiedy jej słucham... ale w sumie to nieważne XD

Uwielbiam Was i życzę kolejnych ciepłych dni w te cudowne wakacj, bo u mnie pogoda nie zbyt dopisuje.. :) Do napisania xx

Tonight (5SOS/ROOM94 fanfiction)Where stories live. Discover now