Rozdział dziewiętnasty

242 12 6
                                    

O kruchości życia przekonujemy się nie raz, czy to przez książki, opowieści lub po prostu to, czego doświadczyliśmy. Śmierć może nadejść w jednej, niespodziewanej chwili i odebrać najcenniejsze, czyli życie. Życie osoby, która była dla kogoś ważna, bez której nie wyobraża sobie on ruszyć naprzód ani funkcjonować. Przyzwyczajenie, jakim się otaczamy również jest na co dzień blisko nas, czy to do osób, przedmiotów lub zjawisk. Przywykamy do czegoś tak mocno, że kiedy następnego dnia tego nie ma także nie umiemy wręcz żyć.

Elena Gilbert zdecydowanie była przywiązana do swojego domu, szkoły, Mystic Falls, rodziny oraz przyjaciół. Nie wyobrażała sobie spędzić choć jednego dnia bez nich, bez osób, które wspierały ją i dawały poczucie bezpieczeństwa. Kiedy trafiła do dziewiętnastowiecznego miasta, wszystko stało się trudne, jak problem bez rozwiązania. Miała poniekąd szczęście, gdy trafiła pod dach rodziny Salvatore. Lily otoczyła ją matczyną wręcz opieką, dzięki czemu czuła się choć trochę pewniej. Zaakceptowała rzeczywistość, w jakiej się znalazła, a nawet ją polubiła. Przywiązała się do domu, pani Salvatore, Stefana i Damona. No właśnie, przywiązała.

Widząc śmierć braci przez chwilę nie czuła nic. Patrzyła się na niewzruszonego Giuseppe, który ot tak postrzelił swoich synów. Nie znaczyli dla niego zupełnie nic, byli bezużyteczni, a wręcz zawadzali w niektórych sprawach, dlatego najprostszą, zdawałoby się, metodą było po prostu zabicie ich. Strzelił w serce, jakby byli dla Giuseppe powietrzem. Elena przeżyła taki ból tylko raz w życiu, podczas pobytu w szpitalu, kiedy to dowiedziała się o śmierci rodziców. Pierw czuła pustkę, dopiero później dotarła do niej ta informacja. Podobnie było z braćmi Salvatore, gdy upadli tuż obok niej. Dziewczyna nie mogła się uspokoić, a Johnathan siłą odciągnął ją od leżących zwłok, wioząc roztrzęsioną Elenę do Nowego Jorku. Podał jej zastrzyk ze swojej torby, który choć na chwilę sprawił, że brunetka zapadła w sen.

Stefan obudził się przez silny, przeszywający ból głowy, wręcz przechodzący przez całe jego ciało i umysł. Z trudem otworzył oczy, a światło słoneczne oślepiło jego źrenice. Rozejrzał się dookoła. Leżał na małym wzgórzu otoczonym przez drzewa bez liści, a naprzeciw niego rozciągało się duże jezioro. Nie miał pojęcia, gdzie się znajdował, nigdy nie był w tej okolicy. Śnieg sypał w jego oczy, jednak Stefanowi nie było nawet zimno. Nie pamiętał nic, jakby wyrwany z rzeczywistości, lecz po chwili namysłu parę ważnych szczegółów błysnęło w jego umyśle. Elena, Giuseppe, strzał, później wielka ciemna plama. Brunet z trudem podniósł się, chcąc obudzić leżącego obok Damona. Bał się, że ten już nie wstanie, nie otworzy swoich oczu. Obawiał się najgorszego, dlatego w rozpaczy potrząsał ramionami brata. Brata, który zawsze go bronił. Który zawsze brał winę na siebie. Który kochał go całym sobą.

Damon! krzyknął rozpaczliwie, bojąc się straty najbliższej mu osoby. Niebieskooki jednak nie zareagował, a jego powieki nawet nie drgnęły. Stefan nachylił się nad nim, chcąc sprawdzić mu oddech.

Spokojnie, obudzi się w swoim czasie zachichotała Katherine, uśmiechając się niewinnie do chłopaka, który od razu rozpoznał w niej wampirzycę.

Co się z nami stało?! Co nam zrobiłaś?!

Ja tylko pomogłam wam nie umrzeć dziewczyna podeszła do niego z gracją, wodząc palcem po ramieniu Stefana, lecz ten od razu strzepnął jej rękę.

Jak? spojrzał na brunetkę z pogardą. Cała nienawiść, jaką ją darzył wyostrzyła się w tym jednym momencie.

Podałam wam moją krew, więc umarliście z krwią wampira w swoich żyłach. Od teraz jesteście wampirami, o ile pożywicie się na człowieku. Ale ja już o to zadbałam wykonała gest ręką, a chwilę później podeszła do nich młoda dziewczyna, nieświadoma niczego.

Travel in time ● tvdOnde histórias criam vida. Descubra agora