Rozdział szesnasty

156 14 2
                                    

Nie było to niczym nowym, że Damon Salvatore kochał alkohol. Był dla niego pewnego rodzaju znieczuleniem, odprężeniem się po ciężkim dniu. Lub po prostu, po dniu. Osiągnął prawdopodobnie miano stałego klienta w Grillu, a właściciel czasem nawet nie chciał od niego pieniędzy. On i tak prawdopodobnie wydawał tam całe swoje oszczędności i gwarantował pensję pracownikom.

Tak też było dzisiaj, kiedy lekko chwiejącym krokiem wrócił do domu. Ku zaskoczeniu, było dopiero południe. Stefan wyszedł prawdopodobnie na spacer, a Lily udała się na zakupy. Giuseppe i Elena zdawali się być w środku, a upewnił się, gdy usłyszał ich głosy dochodzące z salonu.

Zmarszczył brwi, gdyż myślał, że ta dwójka nie pała do siebie jakąś wielką sympatią. Nie wydając żadnego hałasu, podszedł pod drzwi do owego pokoju i podsłuchał ich rozmowę. Bowiem Damon był zahipnotyzowany, jednak nie był głupi.

Rozumiem, abyś zauroczyła moich synów ze względu na to kim jesteś, Katherine, lecz nie przez twój rozchwiany charakter, bo spodobali ci się moi potomkowie! Pogrywasz sobie z nimi, a ja mówiłem co o tym sądzę. Zaraz zacznę podawać im werbenę, jeżeli nie przestaniesz.

Och, Giuseppe, przecież to tylko trochę zabawy. Umilam im czas zachichotała.

Niedługo to się i tak skończy. Zabiorę Elenę z domu Johnathana i wywiozę do czarownicy.

A ty czasem ich nie zabijasz?

To potężna czarownica, więc ot tak tego nie zrobię. Staram się wykonać właściwy przyrząd, przez który umrze cały jej ród.

Więc co chcesz z nią zrobić?

Wiedźma rzuci na nią zaklęcie, przez które dowiem się czegoś więcej o sobowtórach. Cóż, a później... później po prostu zginie.

Podoba mi się. Nie będę ukrywać, ale ta niewiasta dość mocno mnie irytuje, więc wszystkim wyszłoby to na dobre.

Wiem, że Johnathan mnie okłamuje, on chce uratować Elenę. Jeszcze nie wiem, co chce z nią zrobić, lecz wiem, że nic złego. Gilbert od dawna nie jest łowcą, Katherine.

Damon momentalnie otrzeźwiał. Nie wiedział, czy to sen na jawie, jednak trudno mu było w to wszystko uwierzyć. Jaka werbena, jaka czarownica, jaki sobowtór, do cholery? No i jaka Katherine? Dlaczego Elena jest w domu Johnathana? I dlaczego ta cała Katherine wygląda zupełnie jak ona?!

Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi. Chłopak miał mętlik w głowie. Nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. Powiedzieć Stefanowi, że Elena to nie Elena tylko jakaś Katherine? Oczywiście, że nie. Stef za bardzo ją kochał, by mu uwierzyć.

Więc przez ten cały czas był hipnotyzowany... W jakiej kwestii, nie wiedział. Wiedział tylko, iż nie może po raz kolejny dać się zauroczyć sobowtórowi brunetki, dziewczyny, która zaczęła go zmieniać. Jednak czy można było tak stwierdzić, kiedy to wszystko się posypało? Co Damon czuł? Z pewnością stres spowodowany tą chorą sytuacją, a ponadto mętlik w głowie. Więc czymkolwiek była ta werbena, musiał ją wziąć, a żeby ją dostać wystarczyło zaledwie zerwać parę kwiatów z ogrodu.

Udał, że nie ma go w domu. Schował się w miejsce pod schodami, zupełnie jakby był małym dzieckiem. Kiedy razem ze Stefanem bawili się, Damon zawsze wybierał tą kryjówkę, a młodszy brat za nic nie mógł go znaleźć. Brunet zobaczył nawet stary podpis wyryty w drewnie, czyli małe literki D oraz S. Czule uśmiechnął się na to wspomnienie, chcąc znów być beztroskim dzieciakiem.

– Znalazłem cię! – krzyknął pięcioletni Stefan, odkrywając w końcu schowanego starszego brata.

– Wygrałeś. Chodź, Stefi, pokażę ci coś – Damon skinął głową do młodszego, a ten wszedł do kryjówki. Obserwował jak chłopak sięga mały scyzoryk leżący w kącie i przykłada go do drewnianych schodów.

– Co chcesz zrobić?

– To będzie nasza pamiątka – odrzekł, kiedy rysował pierwsze litery ich imion – Zawsze razem, braciszku.

– Zawsze razem.

I któż by pomyślał, że jedna dziewczyna może ich poróżnić? To też nie tak, że bracia byli ze sobą skłóceni, jednak Damon był wręcz przekonany o nieufności Stefana wobec jego podejrzeń. Czymkolwiek była Elena, a raczej Katherine, bo Elenę przetrzymywano w domu Johnathana Gilberta, zdawała się być niebezpieczna, dlatego tym bardziej musiał uważać. Pod jednym dachem mieszkało teraz dwóch kłamców i istot, które są bezlitosne oraz bezuczuciowe. Bo kto, do cholery, hipnotyzuje innych, by zdobyć zaufanie? I oczywiście główne pytanie. Czym Katherine musiałaby być, aby uczynić coś takiego?

Rodzice opowiadali im czasem o nadnaturalnym świecie, jednak było to tylko w ramach przestrogi, częściej też do snu. Czytali o dobrych, jak i złych czarownicach, krwiożerczych potworach i ludziach z ciałem wilków. Damon jednak nigdy w to nie uwierzył, ponieważ nie miał po prostu do tego podstaw. W realnym życiu nigdy nie spotkał się z czymś takim, a tym bardziej nie widział na oczy tych istot. Teraz miał szansę to zrobić, zażywając werbenę.

Upewniając się, że Giuseppe i Katherine wyszli, poszedł do ogrodu. Nie do końca wiedział, jak wyglądała werbena. Kilkukrotnie słyszał o tym ziele, jednak nie przykładał wagi do tak błahych, z pozoru, rzeczy.

Bratki, azalie, róże, słoneczniki, a nawet tojad. Lily miała dość pokaźny ogródek, o który lubiła dbać. Wolnymi popołudniami pielęgnowała go, troszczyła się o wszystkie rośliny. Damon podziwiał kobietę za cierpliwość i opanowanie, którego nauczyła się przesiadując wśród tych wszystkich krzewów. Salvatore trafił w końcu na niepozorną roślinkę z fioletowymi kwiatkami. Pachniała dosyć intensywnie, więc niebieskooki pomyślał, że to musi być werbena. Urwał trochę, schował do kieszeni, po czym wrócił do posiadłości. Miał nadzieję, iż samo posiadanie jej wystarczy. Kiedy wszedł do domu, zobaczył Elenę, która patrzyła się na niego z ciekawością wymalowaną na twarzy.

Przestraszyłaś mnie.

Przepraszam, Damonie zachichotała Miałam udać się na spacer, jednak ujrzałam ciemne chmury. Cóż robiłeś w ogrodzie?

Chciałem trochę pograć w piłkę, no wiesz, nudy miał nadzieję, że mu uwierzy. Uśmiechnął się do niej niewinnie, kiedy ta podeszła do niego i spojrzała głęboko w oczy. Brunet zmarszczył czoło, nie rozumiał o co mogło jej chodzić.

Co tak naprawdę robiłeś w ogrodzie? zapytała, a Damon zobaczył, jak jej źrenice się powiększają. To musiała być hipnoza. Czyli werbena działała.

Grałem w piłkę odparł wiedząc, że musi zachować we wszystkim spokój i powagę. Był naprawdę zdziwiony, że jakieś zioło z ogrodu mamy działało.

Dobrze więc. Nie okłamujesz mnie, Damonie, ponieważ mi ufasz, prawda?

Oczywiście, Eleno.

Travel in time ● tvdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz