• Rozdział II

2.7K 242 78
                                    

Louis westchnął cicho, kiedy ich trener zarządził bieganie kółek. Mimo dobrej kondycji szatyn nie przepadał za ćwiczeniami. Sprytny Horan wziął zwolnienie z powodu wizyty u ortodonty. Ma mieć zakładany aparat na zęby, przez co jest podekscytowany od kilku dni. Dla Tomlinsona to nic fajnego. Jego kuzynka miała aparat i strasznie się z nim męczyła. Louis rozmawiał na ten temat z Niallem, ale on miał to dokładnie gdzieś.

– Tomlinson, bez obijania! – usłyszał głos wuefisty i jednocześnie trenera.

Louis przewrócił oczami, zaczynając swój bieg. Biegnąc, minął nowego ucznia i dziwne uczucie w niego uderzyło. Nie wiedział czemu, ale przez chwilę miał wrażenie, że skądś go zna... ale tak naprawdę, nie tylko z widzenia. Pokręcił głową, przyspieszając i oddalając się od loczka z różowymi końcówkami. Czuł na swoich plecach cholerny wzrok wbijający się w jego łopatki.

– Lewis! – usłyszał za sobą głos Liama, który podbiegał do niego. Szatyn uśmiechnął się jedynie, kontynuując swój bieg.

– Jak tam? – spytał, patrząc kątem oka na przyjaciela.

– Nic nowego. Przyjęli mnie do gazetki szkolnej. Więc masz przed sobą dziennikarza szkolnego – powiedział uśmiechnięty do niższego. Gdy stali obok ich różnica wzrostu była bardziej dostrzegalna.

– Gratulacje, Payno! – odpowiedział entuzjastycznie, klepiąc chłopaka po ramieniu.

Liam kiwnął zadowolony głową, zerkając do tyłu i przyspieszył bieg. Nie może pozwolić, by nowy poznał Lou. Jeszcze nie przyszedł ten czas. Louis zmarszczył brwi.

– Gdzie tak pędzisz, Lee? – zaśmiał się, doganiając bruneta.

– Podobno im szybciej zrobimy siedem kółek, tym szybciej usiądziemy i będziemy mogli spokojnie porozmawiać – odparł, nie będąc zadowolony ze swojego kłamstwa. Mimo że powinien uwielbiać takie rzeczy, będąc tym, kim jest. Jednak w Louisie było to coś, co nie cieszyło go, gdy go okłamywał.

– Okej, więc biegnijmy. Mam powoli dość i chce to skończyć. – Przewrócił oczami, chichocząc i znacznie przyspieszył.

Payne kiwnął głową i ruszył za szatynem. Musiał dokończyć swoją misję. Choćby miał się narzucić synowi swojego szefa. Gdy dobiegli do mety po równo siedmiu kółkach, stanęli przed trenerem, wzdrygając się na nieznośny gwizdek.

– Tomlinson! Payne! Macie po piątkach! Możecie siadać – krzyknął trener.

– To samo Styles – dodał, a Louis zdziwił się na to nazwisko.

Pewnie to ten nowy – pomyślał, idąc na trawę i siadając na niej.

– Wiesz, Liam, myślę, że możesz pomóc mi znowu z fizyki. Kinematyka jest do dupy – zaczął Louis.

Przyjaciel zawsze mu pomagał, gdyż to on był tym lepiej uczącym się z ich dwójki.

– Jak zawsze – zaśmiał się cicho, patrząc na szatyna i kładąc się na plecach. Louis kiwnął głową i poczuł na sobie czyjś wzrok. Popatrzył w lewo i zobaczył bruneta, który wydawał się obserwować go z przymrużonymi oczami, jednak od razu przerwał kontakt wzrokowy, odwracając głowę w przeciwną stronę.

– Tomlinson! Payne! Dzwonek był już minutę temu, zwijajcie się – oboje usłyszeli głos wuefisty.

Pół godziny później Louis zmieniał koszulkę. Jak zawsze został sam w szatni. Jednak to nie jego wina, że nie lubił, jak ktoś się na niego gapił. Ściągnął bezrękawnik i spryskał ciało dezodorantem. Następnie zdjął ze swoich włosów opaskę, która w czasie ćwiczeń podtrzymywała jego włosy z tyłu głowy. Westchnął cicho, poprawiając fryzurę kilkoma ruchami i patrząc w lustro w swojej szafce. Zobaczył, że drzwi do szatni otwierają się wolno i cicho, a już po chwili ujrzał wchodzącego do pomieszczenia Harry'ego, bo, tak, zapamiętał jego imię. Szybko odwrócił wzrok, szukając swojej koszulki.

Musi gdzieś tu być – pomyślał, wzrokiem błądząc po pomieszczeniu. Zobaczył leżący materiał pod ławką i sięgnął prędko, wzdychając cicho. Na szczęście to ostatnia lekcja.

W tym czasie Styles przełknął głośniej ślinę. Przyglądał się szatynowi uważnie. Miał lekko wysportowaną sylwetkę, ale jego uwagę przykuło znamię pod żebrem na prawym boku, dokładnie takie samo jakie ma on sam, tylko po przeciwnej stronie. Louis minął go w wejściu, ruszając na parking. Miał nadzieję, że nie zacznie padać. Poprawił plecak na swoich ramionach i ruszył w stronę swojego domu. Poczuł zimne krople deszczu na swoich włosach, więc przyspieszył kroku.

– No kurwa! – krzyknął, biegnąc w stronę domu. Mimo że kochał chodzić na piechotę, to dziś los mu naprawdę nie sprzyjał.

Padało coraz mocniej, więc zdjął swoją bluzę i użył jako schronienia, rozkładając materiał nad głową. Jednak nie dało to wiele, a on nie miał siły biec całej drogi po męczącym dniu.

Po chwili znalazł się w domu, cały mokry przez deszcz. Zdjął buty i ruszył do swojego pokoju. Ściągnął przemoczone i zimne ubrania, przebrał się w coś wygodniejszego, a włosy wytarł ręcznikiem. Usiadł na swoim łóżku, włączając laptopa i zalogował się na Facebooka. Zauważył kilka wiadomości od Nialla i Liama, ale był zbyt zmęczony, by prowadzić z nimi dłuższe konwersacje. Prędko odpisał na wszystkie z nich i usnął, czując zmęczenie.

•••

ɪɴғɪɴɪᴛʏ - Larry ✓Where stories live. Discover now