Rozdział 12

15.1K 516 15
                                    

    Bez celu włuczyłam się na obrzeżach miasta, najdalej jak mogłam od szkoły, akademika, Charlesa, Amandy i wszystkich innych. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Jutro była szkoła do której musiałam iść, ale nie umiałam po tym wszytskim pokazać się na oczy wszystkim. Nie umiałam spojrzeć Charliemu w oczy, a co dopiero Amandzie. Zastanawiałam się też, co zrobił brunet. Jakoś nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że może jednka wrócił do blondynki. Ale przecież wszyscy kibicują właśnie im. Po co innego jego mama miała do niej dzwonić? Nie miałam przy sobie ani pieniędzy ani telefonu, więc nie miałam wyjścia. Musiałam wrócić.

    Nie miałam pojęcia która jest godzina. Na dworze było już ciemno, a ja okropnie zmarzłm. Kiedy weszłam do internatu udeżyła we mnie błoga cisza i ciepło. Miałam ogromną nadzieję, że mój pokuj będzie otwarty. A jeszcze bardziej liczyłam, że w środku nie będzie mojego mate. Najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi mojego mieszkania. Zdjęłam buty i zaczęłam kierować się do sypialni. W całym domu panował półmrok, a kiedy przechodziłam przez salon, nagle zatrzymałam się gwałtownie i wstrzymałam powietrze. Na kanapie zobaczyłam Charlesa, który zasnął na siedząco, a jego prawe oko było podbite i miał rozciętą wargę. Co tu się stało? Nawet niezauważyłam, kiedy z oczu poleciały mi łzy. Na pewno musi go to boleć. Ale dlaczego rany się niezagoiły? Niespodziewanie zaszlochałam głośniej. Szybko zakryłam usta dłonią, ale brunet zdążył się obudzić. Gwałtownie wstał i stanął na przeciwko mnie. Patrzył na mnie z zmartwionym wyrazem twarzy. A ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Umiałam tylko patrzeć na jego rany. To przeze mnie?

    - Iwetta. - powiedział cicho, co podziałało na mnie jak wiadro zimnej wody. Spojrzałam w jego oczy. Co ja tu tak właściwie robię? Przecież jestem wariatką...

    W mgnieniu oka zaczęłam biec do swojej sypiani, a zza pleców słyszałam krzyki mojego mate. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i do razu przekręciłam klucz w zamku. Pobrałam gwałtowny chaust powietrza i z ulgą usiadłam na podłodze, zalewając się łzami.

- Iwetta... - usłyszałam głos Charlesa i głowśnie walenie do drzwi. - Iwi! Otwórz mi!!! - Nie odzywałam się i próbowałam uspokoić płacz i szloch.

Po długich kilu minutach prośby i krzyki ustały. Zapanowała cisza. która kuła mnie w uszy. To było jeszcze gorsze, nie mogłam znieść tej pustki. Do tego martwiłam się o Charliego i chciałam wiedzieć, co się stało. Otarłam łzy i podeszłam do drzwi. Przekręciłam klucz i delikatne uchyliłam. Pierwsze, co zobaczyłam to zmartwione oczy mojego mate. Uchyliłam drzwi szerzej, a do moich oczu znowu napłynęły te cholerne łzy. Charleas tylko stał i patrzył się na mnie z nieodgadnionym wyrazm twarzy. Zrobiłam krok do przodu i uniosłam dłoń. Delikatnie odtknęłam jego policzka, na króym były rany. Siniaki i opuchlizna natychmiast zniknęły, tak samo jak rozcięcie na wardze. Chciałam cofną dłoń i znowu uciec, ale on przytrzymał ją na swoim policzku i zrobił krok w moją stronę. Jego usta wylądowały na moich w delikatnym pocaunku. Przez chwilę poczułam, że znowu jestem tam, gdzie powinnam. Kiedy się odsunęłam brunet mocno mnie do siebie przytulił.

- Nigdy więcej tego nie rób. Nie znikaj tak, bo to mnie zabije. Nigdy więcej, kochanie, Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. NIgdy. Nigdy.

Nic nie odpowiedziałam. Wiedziałam niestety, że nie mogę mu tego obiecać. Przepraszam, kochanie.

Dzisiaj taki krótki, ale niedługo dodam jeszcze jeden. Szczęśliwych, ciepłych Świąt i wesołego Alleluja! <3

Jak Las NocąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz