19

185 17 0
                                    

- Jeszcze tu siedzisz? - słyszy, lecz nie może się ani ruszyć, ale odezwać. Nie ma siły otworzyć nawet oka.

- Nie chcę, by został sam, kiedy się obudzi - mówi chłopak, przecierając oczy.

- Jimin-ah, idź do domu, ja mogę przy nim posiedzieć - Teahyung kładzie rękę na ramieniu młodszego.

- Nie trzeba - odpowiada momentalnie blondyn.

- Przyniosę Ci chociaż jakiś koc i ciepłą herbatę, bo jeszcze i Ty trafisz na salę - rzuca i uśmiecha się lekko.

- Dziękuję, Tae - Jimin obdarzył starszego słabym uśmiechem po czym wrócił do bacznego obserwowania leżącego chłopaka.



Budzi go ciche chrapanie. Z trudem otwiera oczy i dochodzi do niego również dźwięk pikania. Znajduje się w sali szpitalnej, na bank. Czuje ten charakterystyczny, sterylny zapach, widzi zielonkawe ściany, co jakiś czas przedzielone pasem białej farby, którą ktoś precyzyjnie nałożył tak, by umilała widok lub dawała punkt odniesienia dla znudzonych pacjentów. Leniwie obraca głowę w prawą stronę i lekko unosi lewy kącik ust na widok śpiącego, skulonego Jimina, owiniętego w szary koc. Bawi go, że mimo, iż koc jest dość duży by okryć blondyna dwa razy to i tak na fotelu, na którym śpi jest jeszcze tyle miejsca by pomieścić drugiego takiego drobnego chłopca.

Nie chcąc budzić swojego ukochanego, który musiał czuwać tutaj dość długo, zamyka oczy i zasypia.




Pierwsze promienie słoneczne przedzierają się przez pionowe szpitalne żaluzje i ogrzewają lekko twarz śpiącego blondyna. Ptaki budzą się do życia oznajmiając wesołymi śpiewami, że nadszedł nowy dzień, należy się cieszyć i radować. Jimin otwiera nieco oczy i wzdycha lekko - to nie był sen. Z trudem wstaje z fotela, rozprostowując kości i podchodzi do szpitalnego łóżka, w którym leży jego chłopiec. Uśmiecha się lekko, widząc jego nieskazitelnie gładką twarz. Gładzi jego czoło, zbierając kosmyki czarnych włosów z oczu starszego. Całuje delikatnie jego skroń i rusza do szpitalnej kawiarenki. Nie jadł nic od wczorajszego popołudnia, a musi mieć dużo sił, by dalej móc czuwać przy ukochanym.

Siedzi zrezygnowany przy stoliku, grzebiąc widelcem w daniu z ryżu i jakiegoś gęstego sosu, popijając co chwila kawę. Zastanawia się, co wstąpiło w starszego, przecież jeszcze kilka dni temu zachowywał się całkowicie normalnie. Przecież jeszcze wieczór przed jego zniknięciem był tym kochanym Yoongim, którego Jimin tak uwielbiał. Blondyn uśmiecha się lekko na wspomnienie o tym, jak pewnego dnia starszy zabrał go na najbardziej romantyczny spacer, na który ktokolwiek kiedykolwiek zabrał młodszego. Pamięta jaki czarnowłosy był wtedy słodki, czuły, taki szczery. Mówił mu, że nigdy wcześniej nie spotkał kogoś takiego jak Jimin, że nigdy nie czuł do kogoś miłości tak wielkiej jak do niego. Yoongi wyznał wtedy, że chciałby spędzić z nim resztę swojego życia, nie ważne co mówiliby o tym ludzie. Młodszy był wtedy taki wzruszony, płakał słysząc słowa starszego.

Nagle widzi przed sobą znaną postać, która szybko siada na przeciwko niego, obracając krzesło tył na przód i zakłada swoje ramiona na oparcie od siedziska. Jimin podnosi lekko głowę i widzi szczerzącą się do niego tym charakterystycznym, prostokątnym uśmiechem twarz Taehyunga.

- Jimin-ah, czemu siedzisz taki smutny? - pyta widząc wyraz twarzy młodszego i uśmiech zamienia się w zaniepokojenie.

- Nie mam humoru - odpowiada spuszczając głowę. - Chciałbym, żeby już się obudził i wyszedł ze szpitala. Chciałbym, żeby wszystko było po staremu.

𝚛 𝚞 𝚗Where stories live. Discover now