Rozdział 19

296 13 3
                                    


Swoją kwaterę główną urządziła Hermiona w tym samym ośrodku wczasowym, w którym była z kadrą Hogwartów na pamiętnym i brzemiennym w skutkach wyjeździe integracyjnym. Gdy zobaczyła łóżko zajmowane wówczas przez Anię Szafraniec, prawie się rozkleiła, ale Draco podsunął jej kielicha, co poprawiło jej nieco nastrój. Teraz trzeba było się wziąć do roboty...

Kiedy już gang Mrocznych Miotłocyklistów rozesłano grupami nad cały Sherwood, w ośrodku zostali tylko Hermiona, Snape i Zabini. Musieli czekać na pierwsze doniesienia. Czas strasznie im się dłużył w domkach kempingowych z piernika, próbowali więc grać w butelkę, ale szło im niesporo. Po jakiejś godzinie Severus przekonał Blaise'a, aby i on wybrał się na patrol. Kiedy zostali z Hermioną we dwoje, od razu czas zaczął szybciej płynąć. Byli akurat ostro zajęci wspólnym spędzaniem czasu pod rozłożystą lipą, gdy ze świstem przed jednym z domków wylądował Draco w towarzystwie czterech łobuzinów w skórzanych szatach.

- Znaleźliśmy ich – stwierdził. – Rozbili obozowisko z dziesięć mil na zachód stąd. Otoczone wielkim kręgiem spustoszeń, zasuszone i powykręcane drzewa. Paskudnie to wygląda.

- Bardzo dobrze – zdecydowała Hermiona. – Trzeba powiadomić resztę, niech przestaną patrolować i wrócą do nas.

Po kwadransie cały "Dziki Gon MC" wrócił już do ośrodka wypoczynkowego, tylko w pobliżu bazy przeciwnika pozostawiono dyskretnych wysuniętych obserwatorów.

- Widzieliście Walrussa? – upewnił się Snape.

- Chyba... – westchnął Malfoy. – Nie było czasu dobrze się rozejrzeć, zaraz zaczęli do nas walić avadami z ziemi.

- Mieliśmy dwóch rannych – dodał jeden z miotłocyklistów. – To prawdziwy cud, że na takich stratach się skończyło!

- Czyli już wiemy, gdzie są.

- No to dawać ich! – krzyknął Zabini z entuzjazmem.

- Samo wpadnięcie i rozgonienie towarzycha nic nam nie da – stwierdziła Hermiona. – Musimy się dowiedzieć, o co im tu chodzi. Dlaczego wykańczają Sherwood, kto nimi rządzi, a przede wszystkim – dlaczego akurat na mnie się tak uwzięli.

- Ale totalny rozpieprz też musi być – zastrzegł Blaise. – Inaczej będę bardzo smutny.

- Frontalny atak z powietrza niemożliwy, zbyt mocna obrona – ocenił Draco. – Ktoś musi z ziemi wejść do środka, dowiedzieć się, co i jak.

- Jak to, a my? – obruszył się Zabini. – Po prostu muszę komuś przypieprzyć, przypierniczyć, przyfasolić, przyrąbać, przyruchać, przygruchać, przykiełbasić, przysolić i przydzwonić. Inaczej nasza umowa nieważna!

- Spokojnie, Diable – powiedział Malfoy. – Ktokolwiek tam wejdzie, to unieszkodliwi ich obronę i wtedy będziemy gotowi zażyć ich z mańki.

- Dobrze, tylko jaki szaleniec zdecyduje się iść prosto w samo gniazdo węża? – zapytał Draco.

- Ja to zrobię – powiedziała Hermiona. – W końcu to ja jestem córką Herne'a.

Zapadła cisza, wszyscy w skupieniu wbili oczy w pannę Granger.

- Idę z tobą, Hermiono – stwierdził poważnie Severus. – Musimy się wspierać.

Trzeba było działać ostrożnie, nie wiadomo było, czy neośmierciożercy nie wystawili czujek wokół obozu. Blaise postanowił więc zastosować starą mugolską taktykę, dzieląc swój gang na małe grupki, które miały indywidualnie dotrzeć na miejsce zbiórki. Tylko nieliczni przelatywali nad lasem, większość rzeźbiła ścieżki w koronach drzew czy wykonywała ryzykowne loty na poziomie gruntu, ryzykując ryzykowne zderzenia z florą i fauną.

Rock Me Severus!Where stories live. Discover now