Rozdział 7

680 41 3
                                    


Draco Malfoy szedł skrajem pięknej tropikalnej plaży i był zdecydowanie wyluzowany. Lekki zefir rozwiewał mu platynową czuprynę, złocisty piasek ogrzewał stopy, a po chwili omiatały je fale morza. Letnia bawełniana szata, szarmancko rozchełstana na piersi, ukazywała zawieszony na złotym łańcuszku wisior przedstawiający ślizgońskiego węża uczynionego ze srebra i nefrytu. Na prawo rozpościerał się szafirowego przestwór oceanu, a po lewej ręce miał Malfoy pełną brązów, szarości i niesamowicie soczystej zieleni ścianę dżungli. Szedł rozkołysanym krokiem i cieszył się swoim szczęściem.

Nagle usłyszał krzyk. Obejrzał się w tamtą stronę i jego lśniące włosy żywcem stanęły dęba, gdy zobaczył czarnowłosego chłopca leżącego na piasku. Mężczyzna przebrany za piwonię bezlitośnie bił go ciernistym kwiatem, pozostawiając na nogach krwiste smugi.

- Hej, zostaw go! – krzyknął Draco i pobiegł w tamtą stronę, jednak tamten się nie obejrzał, tylko wraz ze swoją ofiarą zniknął.

Malfoy zatrzymał się. Cóż, całe zdarzenie nieco go zdziwiło, ale ruszył dalej. Teraz jednak dostrzegał więcej. Co jakiś czas, czy to na piasku, czy wśród drzew, czy nawet w wodzie pojawiały się sylwetki. Drżące i niewyraźne, znikały po kilku sekundach, często nie zdążając nawet przybrać kształtu człowieka. W pewnej chwili wśród fal niespodziewanie zmaterializowała się jakaś dziewczyna. Malfoy pomachał jej dla pewności, lecz rzuciła się, by dać nurka, a zanim jeszcze całkiem się zanurzyła, niespodziewanie znikła.

Wszystko to wyglądało cokolwiek nietypowo, więc Draco z każdą chwilą rozglądał się coraz uważniej. Nagle dostrzegł w oddali przed sobą biegnącego starego czarodzieja, do złudzenia przypominającego Dumbledore'a. Z gęstą brodą i siwymi włosami związanymi w kucyk, starzec kłusował plażą, a spod zakasanej szaty co trochę wyzierały mu granatowe spodenki gimnastyczne. Truchtał tak dobre półtorej minuty, zanim w końcu i on zniknął jak sen jaki złoty.

Malfoy z coraz większą fascynacją przemieszaną z niepokojem pobiegł w tamtą stronę. Coś go zastanowiło. Przecież taki kawał chłopa musiał zostawić na piasku jakieś ślady, choćby nawet i niewyraźne... Ale nie pozostawił. Draco pochylił się, próbując wypatrzyć chociaż najmniejszy ślad tego, że ten facet rzeczywiście tam był. I kiedy tak trwał w pochyleniu, nagle...

- Cześć, Malfoyu! Jak ja cię dawno nie widziałem!

Draco obejrzał się gwałtownie. Na skraju dżungli, oparty o palmę kokosową, stał nie kto inny, jak Ron Weasley. Miał na sobie ciemnozieloną szatę z materiału przypominającego pióra, ze wstawkami pasującymi kolorem do jego rudych kłaków. Wydawało się to niemożliwe, przecież cała czarodziejska Anglia wiedziała, że zaginął w Ameryce Południowej. A jednak Weasley stał tam i gapił się na niego swoimi bezczelnymi, niewychowanymi ślepiami.

- Skąd się tu wziąłeś? – zapytał Malfoy z irytacją. – Idź do Granger, ona oczęta za tobą wypłakuje.

- Ty masz ładniejsze oczęta – odparł nikczemny Weasley bez cienia żenady. Odepchnął się od palmowego pnia i zaczął tanecznym krokiem kierować się ku tchórzofretowi.

- Słuchaj no, wiewiórze, co ty odpierniczasz? – Draco wystraszył się nie na żarty.

Na giętkich nogach cofał się w stronę morza. Akurat nadeszła większa fala i morska piana ochlapała mu szatę. Tymczasem Ron, ku zgrozie Malfoya, wyciągnął swoją lśniącą różdżkę.

- Dręęętwota! – krzyknął i w tym samym momencie Draco zupełnie znieruchomiał. Nie tylko przestał się ruszać, ale w dodatku, wbrew własnej woli, stanął w rozkroku, z rękami wyciągniętymi na boki. Nie widział natomiast, że wszystkie włosy stanęły mu dęba.

Rock Me Severus!Donde viven las historias. Descúbrelo ahora