Rozdział 81 (7/10)

3.4K 401 26
                                    

Westchnęłam ciężko i zmusiłam się w końcu, by wejść do domu Bena, w którym już od kilku godzin panowała gruba impreza. Aż się dziwiłam, że sąsiedzi jeszcze nie zadzwonili na policję, bo dudnienie basów słyszałam już dobre kilkaset metrów od budynku, choć w sumie pewnie cała okolica była już do tego przyzwyczajona, biorąc pod uwagę, że dupek słynął z organizowania takich przyjęć co tydzień. Po tym co o nim słyszałam, nawet nie zareagowałam na w pełni wyposażony barek, gdzie alkohol lał się strumieniami, ani na kącik palaczy, gdzie nad kanapami unosiła się gęsta chmura dymów. Tylko czekałam jeszcze, aż spotkam kogoś naćpanego i zupełnie odciętego od rzeczywistości, mimo że podejrzewałam, iż takie osoby skryły się raczej w którymś z pokoi na piętrze i tam brały w najlepsze.

- Sab! No nareszcie się pojawiłaś! - już po chwili organizator imprezy objął mnie ramieniem i pociągnął w bok, byśmy po chwili trafili do kuchni, gdzie muzyka nie kuła tak w uszy i umożliwiała nam rozmowę. - Już się martwiłem, że się nie pojawisz.

- Jeszcze pięć minut temu byłam gotowa stąd uciec i to jak najszybciej. - prychnęłam i odebrałam od chłopaka drinka, którego mi zrobił z ukrytych w szafce zapasów. - Nie lubię takich prywatek, gdzie większość gości ostatecznie odlatuje na drugi koniec galaktyki.

- Ale takie są najlepsze. - puścił mi oczko z tym swoim kpiącym uśmieszkiem i podał skręta, którego palił, jednak szybko zaprzeczyłam. - Wiesz, myślałem, że ktoś taki jak ty jest raczej typem właśnie imprezowiczki, a nie świętoszki. Już Sheila, Lil i Astriel lepiej się od ciebie bawią.

- Ich też zaprosiłeś? - parsknęłam śmiechem i spróbowałam alkoholu, który mimo że nie najlepszy w smaku, to przynajmniej był mocny i szybko przynosił rozluźnienie. - Muszę cię rozczarować, ale unikam imprez jak diabeł wody święconej.

- Czuję się zaszczycony, że przyszłaś. - nastolatek roześmiał się kpiąco i szybko dolał mi ginu z tonikiem oraz skinął głową na wyjście z kuchni. - Aktualnie szykujemy się z chłopakami na granie w "Prawda czy wyzwanie". Idziesz?

- Aiden nie wspominał, że jesteśmy nieco skłóceni? - uniosłam pytająco brew, powoli sącząc drinka, jednak chłopak tylko wzruszył ramionami. - Czyli nie.

- Spokojna głowa, razem z Marco i dziewczynami są tak schlani, że ledwie kontaktują. Nawet jeśli jest na ciebie wkurwiony, to i tak nic ci nie zrobi. - zaśmiał się tylko i zaopatrzony w butelkę jakiegoś taniego alkoholu, ruszył do wyjścia. - Idziesz?

- Idę. - zdecydowałam szybko i ruszyłam za nim, by czasem nie zgubić go w tłumie imprezowiczów.

Jak tylko wyszłam z kuchni, a głośna muzyka zaatakowała moje biedne uszy, skrzywiłam się i z niechęcią podążyłam przez salon, manewrując między śmiertelnikami i uważając na trunek. Co chwilę zatrzymywali mnie ludzie ze szkoły, których ledwo kojarzyłam, lecz szybko im wtedy umykałam i z powrotem kierowałam się za Benem. Ten nawet na mnie nie czekał. Widziałam tylko, jak wszedł na piętro i krótko zerknąwszy przez ramię w moją stronę, pokazał mi na palcach, do którego pokoju powinnam wejść, po czym zniknął za rogiem. Kurwa, wiedziałam, że był to chuj jakich mało.

- Nie pij nic. - usłyszałam czyjeś warknięcie, gdy przechodziłam blisko barku z alkoholami, lecz rozpoznawszy aurę kotłującą się wokół osoby obok, tylko prychnęłam lekceważąco. - Nie żartuję, nie pij nic od nich.

- Bo co? - zapytałam obojętnie, przeszywając anioła lodowatym spojrzeniem, lecz widząc, jak jego srebrne oczy rozbłysły niebezpiecznie, jak na złość zrobiłam kolejnego łyka drinka i odeszłam, mając gdzieś ostrzeżenia Asa.

Jeszcze czego. Pić na imprezie chciał mi zabronić. Chyba właśnie pobił swoją głupotą samych popularsów, skoro był tak naiwny, by sądzić, że naprawdę bym się go posłuchała. Tym bardziej, że po naszej ostatniej konfrontacji tylko marzyłam o zabiciu go i wypchaniu sobie jego piórami poduszki. Sukinsyn miał wtedy cholerne szczęście, że byliśmy wtedy w szkole, bo gdyby nie to, to pewnie rzeczywiście nerwy by mi puściły i bym go rozszarpała na strzępy. Kretyn.

Starając się opanować budzący się zew krwi, szybko wbiegłam po schodach i kierując się za radą Bena, od razu podeszłam do pierwszych drzwi. Przez chwilę wahałam się czy zapukać, bo nie miałam zamiaru natrafić na pieprzących się imprezowiczów, jednak słysząc ze środka śmiech Marco, od razu weszłam do środka, szybko zamykając za sobą.

- No i wszyscy jesteśmy w komplecie! Możemy zaczynać! - oświadczył podpity szatyn, który wraz z Benem, Aidenem i dwiema lalusiami oraz Rose siedzieli w kółku na podłodze, a mnie powitał puszczeniem oczka. - Sab, co tam u ciebie?!

- Nie musisz krzyczeć, tu nie jest tak głośno jak na dole. - mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do grupy, siadając między naćpaną blondynką a Rose, której chyba niezbyt podobała się ta cała sytuacja. Wyglądała, jakby była gotowa uciec gdzie pieprz rośnie, byleby nie musieć grać w tą pojebaną grę. - Okej, co jest?

- Zasady proste. Kręcimy, a ten, na kogo wypadnie, musi albo odpowiedzieć szczerze na jakieś pytanie, albo wykonać zadanie. Łatwizna. - odezwał się blondyn, który najwyraźniej nie chlał tak bardzo, jak określał to Ben i położył butelkę w środku okręgu. - Ja zaczynam.

Z lekkim stresem obserwowałam, jak flaszka po wódce kręci się i powoli zatrzymuje, aż wreszcie stanęła, wskazując palącego coś Bena.

- Wyzwanie. - zdecydował bez wahania, uśmiechając się arogancko i zaciągnął głęboko. - Ale ostrzegam, gramy ostro. Nie jesteśmy w przedszkolu, by robić komuś jakieś durne, bezsensowne dowcipy.

- W takim razie coś prostego na początek. Obściskuj się z Tess. - Aiden roześmiał się, wskazując na siedzącą obok przyjaciela rudowłosą nastolatkę, co wyglądała na może z szesnaście lat.

- Robi się. - chłopak przewrócił oczami i nim oszołomiona dziewczyna zdążyła zaprotestować, już siedziała mu na kolanach i namiętnie się z nim całowała, bez oporów robiąc to przy innych. Jezu, zaczynałam rozumieć czemu czasem tak łatwo było skusić ludzi do grzechu. - Zrobione. Teraz ja.

Ben gwałtownie zakręcił butelką, raz po raz całując rozanieloną śmiertelniczkę w odsłonięte ramię i z rozbawieniem patrzył, jak szyjka wskazała na mnie, co spotkało się z wybuchem śmiechu wszystkich zebranych.

- Pytanie. - westchnęłam pokonana, nie mając najmniejszej ochoty całować się z którymś z debili i zerknęłam na znajomego błagalnym wzrokiem, mając nadzieję, że nie będzie zbyt surowy.

- Mogłem się spodziewać. - wymamrotał pod nosem z drwiącym półuśmieszkiem i zamyślił się. - Od dawna chciałem już o to spytać. Spałaś z aniołkiem?

- A ja od dawna ci to mówię, nie spałam. - odgryzałam się ze złośliwością, a widząc zaskoczoną minę chłopaków, parsknęłam śmiechem. - Naprawdę, nie spałam z tym kretynem. Jedyne co nas łączy, to wzajemna nienawiść. Tyle.

- A spałaś z kimkolwiek, świętoszko? - prychnął Marco, jednak mój niewinny uśmiech wystarczył im za odpowiedź, prowokując do kolejnego wybuchu śmiechu. - Jezu, ty na serio jesteś świętoszką. Niech zgadnę, seks dopiero po ślubie?

- Nie, ale jak wspominałam, nie będę niczyją dziwką. - wzruszyłam ramionami, kończąc drinka, a Ben natychmiast mi go uzupełnił. - Odpowiedź zaakceptowana?

- Jak najbardziej. - chłopacy zatwierdzili i pozwolili mi zakręcić butelką, wciągając w wir zabawy.

Żołnierz DoskonałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz