Rozdział 56

4.6K 498 78
                                    

- Astriel? Syn Gabriela? Nadzieja Nieba? - upewnił się tata z podejrzliwością w głosie, a zmierzywszy mnie uważnie wzrokiem, parsknął śmiechem. - Sab, to chyba akurat ostatnia osoba, która zbuntowałaby się przeciwko archaniołom. To...

- ...głupie, niedorzeczne i zupełnie pozbawione sensu, biorąc pod uwagę jak ważny jest dla Nieba. Tak, wiem. - przerwałam mu, przewracając oczami i spuściwszy głowę w dół, westchnęłam ciężko. - Ale wiem też co widziałam. Astriel spojrzał po prostu na Cassie, po czym ta nagle zaczęła zwijać się z bólu. Nawet jej nie dotknął, a aurę, mimo że dość mocno promieniującą, to trzymał przy sobie. - wyjaśniłam, zerkając na wpatrującego się w ścianę ojca.

Przez chwilę między nami panowała zupełna cisza, kiedy to oboje rozmyślaliśmy nad tą pokręconą sytuacją. W ogóle w głowie mi się nie mieściło, że ktoś taki jak As, ten do bólu nudny i porządny anioł co chwilę ganiący mnie za moje zachowanie, byłby w stanie zbuntować się reszcie aniołków do tego stopnia, by pozyskać piekielne zdolności. Jednak po tym, czego byłam świadkiem, perspektywa upadku srebrnookiego stała się niepokojąco realna. Wszystkie uwagi odnośnie jego strącenia, którymi wcześniej próbowałam wkurzyć ptaszka, były po prostu złośliwościami i nigdy nie brałam pod uwagę możliwości, gdzie Astriel naprawdę mógłby zostać mieszkańcem Podziemia. Lecz teraz...

- Pilnuj go. - nieoczekiwanie odezwał się ojciec, a gdy zerknęłam na niego wyrwana z własnych rozmyślań, dostrzegłam ten jego cwany uśmieszek, który pojawiał się zawsze wtedy, kiedy rodziciel coś knuł.

- Słucham? - spytałam z niedowierzaniem, a ręce mi opadły. Że jak? Miałam teraz stać się niańką nie tylko Aidena, ale i Asa? No to były już chyba jakieś żarty!

- Pilnuj go. Obserwuj. A jeśli Astriel rzeczywiście jest buntownikiem, to utrzymuj waszą współpracę. Tak jak mówiłem, sojusz z nim może się okazać bardzo przydatny. - powtórzył i rzuciwszy na mnie okiem, odwrócił się do swojego tronu i ruszył z powrotem w jego stronę. - Prawda jest taka, że nie zależy mi na podbiciu Nieba. Moim celem jest zniszczenie archaniołów, którzy postanowili w ostatniej chwili zostawić mnie na polu bitwy. Chcę się na nich zemścić, a cała reszta jest nieważna. Za to jeśli Nadzieja stanie po naszej stronie, prawdopodobnie nie będziemy musieli użerać się później ze sprawowaniem tam władzy. As przejmie panowanie, archanioły upadną i trafią do Otchłani, gdzie się świetnie nimi zaopiekuję, a... - zaczął mi wyjaśniać, lecz w końcu nie wytrzymałam i kręcąc niedowierzająco głową, zapytałam.

- No a co z tym całym naszym szerzeniem chaosu? Co z władzą absolutną, przejęciem całkowitej kontroli oraz wykończeniem ludzi? - podeszłam bliżej tronu, na którym zdążył już usiąść ojciec, a ten tylko wzruszył obojętnie ramionami, nie wykazując żadnego zainteresowania tymi rzeczami.

- Szerzenie chaosu to jedno, Sab. Ale nie możemy zapomnieć o zachowywaniu równowagi. - powtórzy swój tekst, który słyszałam już tysiące razy. Zirytowana, przystanęłam przed podwyższeniem i splótłszy ręce na piersiach, spojrzałam na rodziciela spode łba. - Zdaję sobie sprawę, że tego nie rozumiesz. Dla ciebie oraz reszty demonów liczy się tylko niszczenie, zadawanie bólu, cierpienia i strachu. I bardzo mnie to cieszy, bo taka nasza rola. Tyle że zawsze, w każdym naszym działaniu musimy zachować umiar.

- Brednie. - podsumowałam, warcząc przez zaciśnięte zęby, a błękitne płomienie zatańczyły mi na dłoniach. - Cały czas pierdolisz te same brednie. Że niby z jednej strony mamy być źli i kusić śmiertelników, a z drugiej powtarzasz, że mamy zbytnio nie mieszać w ich życiach. Zdajesz sobie sprawę, że to się ze sobą gryzie, prawda? - syknęłam wściekła, zaś ogień rozlał się po całej mojej sylwetce, jednak jedno przeszywające spojrzenie ojca wystarczyło, bym natychmiast nad sobą zapanowała. Odetchnęłam głęboko, uspokajając się i uciekłam wzrokiem na bok, czując cholerne poczucie bycia tą słabszą.

- Sab, czy nie zauważyłaś czasem zmian w przyrodzie? Jakichś zaburzeń, czy czegoś podobnego? - o dziwo, spytał się łagodnym tonem, przez co mimowolnie popatrzyłam na tatę. Tak, zauważyłam. Wariowanie zwierząt, zmiana długości wegetacji roślin, gwałtowne załamania pogodowe. O to chodziło z tą równowagą? - Dobro i zło wywierają na Ziemię wpływ. W mniejszym czy większym stopniu. Kiedy siły są wyrównane, przyroda funkcjonuje doskonale, bez żadnych zarzutów. Ale niech szala zwycięstwa przechyli się na którąś ze stron...

- ...a wszystko zaczyna się sypać. - dokończyłam cicho, powoli pojmując o co mu chodziło. - Gdybyśmy wygrali i zupełnie zniszczyli Niebo, dla Ziemi byłby to koniec. A to ona jest najważniejsza ze wszystkich trzech wymiarów. Stanowi dom zarówno dla istot materialnych, jak i niematerialnych. To fundament wszechświata.

- Dlatego nie możemy pozwolić demonowi nadal zbierać żniwa śmierci wśród śmiertelników. Co prawda nienawidzę tych kreatur, jednak to wokół nich skupia się życie na Ziemi i przez to musimy je chronić. - dodał, ciężko wzdychając. - Sab, twoja współpraca z aniołami nie jest bezsensowna. Tym bardziej teraz, kiedy Astriel może być kluczem do naszych celów. Jednak ich osiągnięcie wymaga od nas zaangażowania.

- Czyli co konkretnie mam zrobić? - zapytałam, odzyskując moją pewność siebie i wyprostowawszy się, przestąpiłam niespokojnie z nogi na nogę.

- To co mówiłem. Ciągnij tą współpracę ile się da, wyciągaj z syna Gabriela jak najwięcej informacji i nastawiaj go przeciwko Niebu, jednak miej na niego oko. Żeby czasem to on nas nie podszedł. - wytłumaczył ojciec i po chwili wahania dodał. - Tylko błagam, nie wpadnij we własną pułapkę.

- Co? - spojrzałam na niego zaskoczona, a tata pokręcił zatroskany głową.

- Postanowiłaś zyskać jego sympatię oraz zaufanie. Okej, pasuje mi to, bo porzuciłaś pomysł ze splamieniem. - między słowa wkradł mu się groźny pomruk, od którego na rękach pojawiła mi się gęsia skórka. - Jednak działa to w drugą stronę. Im więcej czasu ze sobą spędzacie, tym więcej i ty zaczynasz go lubić. A przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Więc przyrzekam, że jeśli tylko dojdą mnie słuchy, że coś was łączy, to wydziedziczę cię i wygnam z Piekła.

- Serio? Ty też? - prychnęłam zirytowana i gwałtownie odwróciwszy się na pięcie, ruszyłam ku wyjściu z sali, starając się zapanować nad ponownie budzącymi się płomieniami. - Spokojna głowa, jeśli coś poczuję do Astriela to sama się zabiję. Nie martw się, tej misji nie mam zamiaru spieprzyć, tym bardziej w taki sposób. Wiem co robię, tato.

- Mam taką nadzieję. - usłyszałam jeszcze jak mruknął cicho, a przewróciwszy oczami, machnęłam dłonią, tym samym przenosząc się z powrotem na Ziemię.

Żołnierz DoskonałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz