Rozdział 21

6.5K 561 6
                                    

Z głębokiego, spokojnego snu wybudziło mnie irytujące dzwonienie komórki. Jęknęłam cicho przewracając się na drugi bok i ukryłam głowę pod poduszką, próbując choć odrobinę stłumić melodię. Jednak moje przebudzone poprzedniego wieczoru zmysły dawały o sobie znać, przez co świetnie słyszałam muzykę, jakbym miała telefon zaraz obok siebie. Co prawda starałam się to ignorować i wytrwale czekałam, aż komórka zamilknie i da mi jeszcze trochę pospać, ale ktoś musiał być cholernie uparty. Gdy melodia zamilkła, nie minęło nawet dziesięć sekund, a horror zaczął się od nowa. Ja pierdole, kto normalny wydzwaniał do ludzi w niedzielę o poranku?!

W końcu nie wytrzymałam i wychyliwszy się spod poduszki, sięgnęłam po telefon, który wibrował na szafce nocnej. Mając wciąż zamknięte oczy odnalazłam małe urządzenie i nawet nie zerkając kto do mnie dzwonił, odebrałam.

- Kimkolwiek jesteś, znajdę cię i zabiję. - warknęłam wściekła i już miałam zakończyć połączenie, kiedy w słuchawce rozległ się dobrze mi znany, wkurzający głos.

- Na razie to ja mam ochotę cię zabić. - Astriel syknął do słuchawki z wyraźnym zniecierpliwieniem w głosie. - Można wiedzieć gdzie ty jesteś?

- Kurwa, zgadnij. Zgadnij co mogę robić o tej godzinie w weekend. - otworzyłam wreszcie oczy i podniósłszy się na łokciu, rozejrzałam się zaspanym wzrokiem po sypialni, zatrzymując go na niechlujnie zasłoniętych zasłonach. Wpadały przez nie słabe smugi światła rozpraszające półmrok i dające mi znać, że na Ziemi zaczął się kolejny, nudny dzień. - A czy ty nie powinieneś być czasem w kościele, aniołku?

- Mnie niepotrzebny kościół. Już jestem zbawiony. - mruknął i chyba westchnął. - Sab, wiesz która w ogóle godzina? - pokonany ton głosu chłopaka uspokoił mnie.

- No pewnie, że nie. - prychnęłam śmiechem, ale przetarłam oczy i spojrzałam na budzik elektroniczny, który wskazywał już pierwszą po południu.

Szlag by to, przecież miałam spotkać się z Asem o jedenastej! No nieźle zabalowałam w Piekle, skoro nawet wizja zbliżających się poszukiwań demona od plagi nie była w stanie mnie wybudzić. Zazwyczaj mój instynkt działał także podczas snu, dzięki czemu jeśli coś się działo, to w każdej chwili mogłam się obudzić. Lecz najwyraźniej po wczorajszej zabawie na arenie ćwiczebnej byłam na tyle zmęczona, że jedyne o czym teraz marzyłam to jeszcze parę godzin snu. Ech, a jednak ten wymiar odcisnął na mnie swe piętno, skoro było w stanie wyczerpać mnie kilka pojedynków. Czyli jakiś skrawek odrzuconego człowieczeństwa został. Cholera, musiałam się go pozbyć. I to jak najszybciej, jeśli chciałam wrócić do kondycji sprzed przybycia tutaj.

- Cholera, zaraz tam będę. - rzuciłam jeszcze do telefonu i nie czekając na odpowiedź chłopaka, rozłączyłam się.

Rzuciłam komórkę z powrotem na szafkę i opadłam na miękkie poduszki wzdychając ciężko, po czym z przyjemnością przymknęłam oczy. Czułam miłe łaskotanie mocy, kiedy płynęła w moich żyłach i wiła się pod skórą. Na plecach pojawił się ucisk, gdy skrzydła chciały się uwolnić i unieść mnie ku niebu, a wyczulone zmysły reagowały na każdy bodziec otoczenia. Nie powiem, odpowiadał mi taki stan rzeczy. Nareszcie powróciła mi świadomość o mojej potędze, na którą przez setki lat tak ciężko pracowałam. Tysiące godzin spędzonych na nudnych medytacjach, nauce kontrolowania mocy i wkuwania zaklęć na pamięć, które ostatecznie na nic mi się nie przydawały. A potem zaczęły się treningi i pierwsze bitwy, i... Ech, stare, niekoniecznie dobre czasy szkolenia. Kiedy to było...

Przez parę minut leżałam tak w bezruchu, starając się uchronić ostatnie strzępki snu przed zniszczeniem, lecz umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach i robił listę rzeczy do zrobienia w najbliższym czasie. A trochę tego było.

Po pierwsze, złapanie demona. Nie mogłam dopuścić by ojciec pojawił się na Ziemi. Za żadne skarby nie miałam najmniejszego zamiaru bawić się w czytanie raportów generałów, kiedy tata zamiast tego bawiłby się w najlepsze na Ziemi. Plus musiałabym się słuchać Rotha, a to byłby już dla mnie normalnie koniec świata. Jak parędziesiąt lat temu ojciec na jakiś czas oddał mu władzę, prawie non stop latałam za bratem i wypełniałam wszystkie jego zachcianki, które wymyślał tylko po to, by mi dopiec. Co prawda dostał potem od taty niezłą burę i jakąś tam karę, ale była na tyle łagodna, że choć jej już nie pamiętałam, to pamiętałam moje oburzenie.

Po drugie, musiałam jakoś wyciągnąć z Lilianny informacje dotyczące Nieba i spróbować jakoś doprowadzić do upadku ptaszków. Teoretycznie łatwizna, ale problem się pojawiał, gdy brałam pod uwagę Astriela, który bez przerwy pilnował swoją siostrę. Nadal nie wiedziałam o co chodziło ojcu i bratu o tym splamieniu, bo Roth nie chciał potem pisnąć na ten temat ani słówka. Chyba tata musiał go nieźle nastraszyć. Ale nawet się nie dziwiłam. Gdy raz nie wykonałam jego polecenia, to potem przez rok byłam zmuszona sprzątać pokoje po torturach w Otchłani. A zmycie zeschniętej krwi z dających po oczach swoją bielą ścian było wręcz niemożliwe. Dobrze, że mogłam liczyć na mój ogień. Mniej czasu zajęło mi spalenie tej krwi, niż jej zmycie. Ale wracając do tematu. Podsumowując, najpierw musiałam pozbyć się Asa, a następnie "zaprzyjaźnić" z Lilianną. Boże, to ostatnie to był chyba najgorszy punkt na mojej liście.

I po trzecie, obowiązujące tylko po wykonaniu drugiego punktu, powrót do Piekła, przekazanie ojcu informacji i podbicie Nieba. Niby proste, ale z tego co się orientowałam, Roth twierdził, że mogły się tu pojawiać dość spore komplikacje. Nie dość, że aniołów było mniej-więcej tyle co demonów, to jeszcze wchodziła w grę ich aura. Nie ogarniałam za bardzo o co z nią chodziło, bo mi jakoś niespecjalnie przeszkadzała energia roztaczana przez bachory Gabriela, ale prawdopodobnie znowu czegoś nie wiedziałam. Cholera, chyba miałam jakieś braki. Mogłam jednak słuchać się ojca i łazić na te dodatkowe lekcje z mędrcami.

To by było chyba na tyle z tych ważniejszych punktów, lecz pozostawały także poboczne, jak chociażby chodzenie do szkoły, od trzech lat do tej samej klasy. Choć tu akurat był niezły ubaw, gdy na koniec roku okazywało się, że moje oceny nie pozwalały mi przejść dalej. Nauczyciele dostawali wtedy załamania nerwowego na myśl, że będą musieli się ze mną znowu użerać, a ja nie pozostając im dłużna, co roku olewałam ich sprawdziany, przez co kiblowałam. Ze śmiertelnikami czasem było przezabawnie. Mimo że zdarzały się wyjątki, jak na przykład tydzień temu. Cztery wredne suki.

Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk powiadomienia na komórce. Przewróciłam oczami i sięgnęłam po nią, a na wyświetlaczu ukazała mi się wiadomość od Astriela.

- "Wyszłaś już?"

Ja pierdolę, co za debil! Nawet w weekend nie można mieć spokoju! Ale niestety, tym razem miałam robotę do wykonania. Która najprawdopodobniej miała skończyć się tak jak zawsze. Zgubieniem śladu demona i pozostaniu w martwym punkcie. Choć niestety musiałam z niechęcią przyznać, że istniała możliwość, iż tym razem nam się powiedzie. W końcu nadal nie znałam pełni umiejętności aniołów. A As był jednym z tych potężniejszych. Ech, świetnie. Cały dzień zmarnowany na łowach. Po prostu zajebiście.

Żołnierz DoskonałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz