Rozdział 29

5.9K 571 63
                                    

Hejo ludziska! :D

Ogarnijcie, wchodzę dziś na wattpada i widzę to:

Ogarnijcie, wchodzę dziś na wattpada i widzę to:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pierwsza myśl: Noo, Sab się ucieszy xD

A tak na serio.

LUDZIE, JESTEŚCIE WSPANIALI!!! 10 MIEJSCE?! WOW!!! DZIĘKUJĘ!!! <3

Dzisiaj, na prośbę @renia555, rozdział z perspektywy Asa :)

Z góry ostrzegam, że czasem będę pisała z jego punktu widzenia, ale rzadko. Jestem babą, więc zupełnie nie ogarniam rozumowania facetów (sorki chłopaki) xD

***

Leciałem nad tym porąbanym miasteczkiem w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów demona, mając nadzieję, że chociaż w centrum uda mi się znaleźć coś pożytecznego. Jakiś ślad, choćby nikłą wiązkę jego energii, cokolwiek! Oprócz kolejnego trupa. Po widoku ciała Cassie akurat tego mi na dziś wystarczyło.

Jejku, jak ja nisko upadłem. Nie dość, że zostałem przysłany tu przez ojca do zabicia tego (teoretycznie) słabego demona, to dodatkowo musiałem męczyć się z Sabrielą, która jak tylko pojawiała się na horyzoncie, to już potrafiła podnieść mi ciśnienie. A wkurzenie mnie było wręcz niemożliwe. Sama jej obecność wystarczyła, bym miał ochotę udusić ją gołymi rękami, nie wspominając już o momentach, gdy dziewczyna rzucała wobec mnie i Lil te swoje złośliwe uwagi. Kurna, od razu było widać, że brunetka miała coś wspólnego z Diabłem. Gdziekolwiek się pokazywała, nagle wszystko ogarniał chaos. Zło, które szerzyła nawet mi się udzielało, co pięknie przedstawiłem przeklinając w jej obecności. Dobrze, że Lil tam wtedy nie było, bo już bym miał pogadankę u archaniołów.

Znudzony wylądowałem na jednym z dachów i przeszedłem się wzdłuż niego, rozglądając dookoła. I niestety nic ciekawego nie zauważyłem. Na ulicach ani żywego ducha, zero aktywności piekielnej i nawet chmury postanowiły zrobić sobie wolne, pozostawiając niebo zupełnie czyste. Gwiazdy i księżyc jasno świeciły mi nad głową, a porywisty wiatr non stop atakował każdego, kto ośmielił się wyściubiać nos poza ciepłe ściany mieszkania. Całe szczęście, że jako anioł mogłem ogrzać się swoim płomieniem, bo inaczej już dawno bym zamarzł na tym mrozie.

Już się zbierałem do ponownego wzbicia w powietrze, gdy nagle zdołałem wyłapać w oddali jakiś hałas. Coś mocno uderzyło o ścianę i spadło na śmietniki, robiąc przy tym spory łoskot. To na pewno nie był zwykły zwierzak, który wskoczył na kosze. Szlag by to, byłem pewny, że to jakiś demon atakujący śmiertelnika. Słyszałem takie dźwięki już wystarczającą ilość razy, by móc to stwierdzić ze stuprocentową pewnością.

Nie zwlekając zbytnio, szybko ruszyłem w tamtym kierunku, przygotowując przy okazji moją moc do ataku. Czułem, jak magia zaczyna przyjemnie łaskotać mnie w kark, a ręce zamrowiły chcąc pozwolić płomieniom wyjść z ukrycia. Ale jeśli na razie nie było ku temu ważniejszego powodu, to wytrwale panowałem nad nimi. Przede wszystkim najpierw musiałem sprawdzić co się tam wyrabiało, bo gdybym niepotrzebnie zaatakował jakiegoś wampira czy wilkołaka, które nie stanowiły dla mnie żadnego większego problemu, to bym się wściekł.

Żołnierz DoskonałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz