Rozdział 53

4.4K 449 44
                                    

Dobry!

Chcieliście więcej, to macie więcej! Ale za karę notka na dole do przeczytania! xD

***

- To tu. - Bergan stanął przed masywnymi, żelaznymi drzwiami, które jak dla mnie wyglądały absurdalnie, biorąc pod uwagę kto był za nimi umieszczony. - Cassie Harrison, lat siedemnaście, w niedzielę nad ranem popełniła samobójstwo, wieszając się na drzewie.

- To ona. - przytaknęłam i wzięłam głęboki oddech, przygotowując się psychicznie na widok, który zaraz zapewne zastanę. Choć na szczęście nie było tak źle, bo dziewczyna trafiła do sekcji głodzenia, co naprawdę mnie uspokoiło. To najlżejsze co można tu było dostać. - Otwórz i zostaw nas same.

- Księżniczko, a co z moją rodziną? - demon zapytał się cicho prawie łamiącym się głosem, otwierając jednocześnie drzwi, a ja spojrzałam na niego z rozbawieniem.

- Bergan, jestem potworem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale sprawa Cassie wywołała taki mętlik w mojej głowie, że przyleciałam tu prosto z Ziemi. Nawet mi do głowy nie przyszło, żeby odwiedzić twoją żonę i córkę. - wyznałam wesoło, a widząc oszołomienie mężczyzny, roześmiałam się. - No, a teraz zmykaj. I dziękuję za współpracę.

- Niech cię diabli wezmą. - warknął demon, gdy uświadomił sobie co powiedziałam, po czym rzuciwszy mi ostatnie wściekłe spojrzenie, obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem do obozu strażników. I mimo że wyczuwałam jego zdenerwowanie, to i tak zauważyłam ogarniającą go ulgę. Ech, miłość była dla mieszkańców Piekła cholernie wielką słabością.

Skupiłam uwagę na drzwiach i chwyciwszy za wręcz lodowatą w dotyku klamkę, niepewnie na nią nacisnęłam. Odetchnęłam jeszcze głęboko i popchnęłam wrota do przodu, zerkając do środka przez szczelinę. Wewnątrz panowały zupełne ciemności, a gęsta czerń wydawała się aż pochłaniać jakiekolwiek światło wpadające do środka. Martwa cisza też nie poprawiała sytuacji i zaczęłam nawet podejrzewać, że zostałam przez Bergana oszukana, kiedy w końcu udało mi się wyłapać słaby zarys czyjejś postaci i cichy szelest materiału.

- Sa-Sabriela? - słaby, ale znajomy głos rozniósł się po małej celi, a ja uśmiechnęłam się lekko, wzniecając małe płomyczki, które natychmiast pomknęły do środka pokoju i rozjaśniły go.

Mój wzrok spoczął na drobnej sylwetce dziewczyny kulącej się w kącie i patrzącej na mnie ze strachem oraz niedowierzaniem. Pomimo tego, że była tu zaledwie parę dni, to i tak zauważyłam różnice w jej wyglądzie. Zwykle zarumieniona i zaokrąglona twarzyczka nastolatki pobladła oraz schudła, uwydatniając kości policzkowe, malinowe usta były teraz zsiniałe z panującego tu zimna, choć na zewnątrz szło się spalić, a zielone oczy utkwione we mnie już nie błyszczały radosnymi, pełnymi życia iskierkami. Cassie miała na sobie podartą, brudną i wytartą w niektórych miejscach sukienkę, która sięgała jej do kolan, a ponieważ ubranie nie miało rękawów, to nastolatka trzęsła się teraz jak osika. Jedynie rude włosy opadały jej na ramiona, potargane i w zupełnym nieładzie, lecz i one nie stanowiły żadnego okrycia. Biedaczka.

- Hej. - powiedziałam cicho, starając się bym zabrzmiała w miarę łagodnie. - Żeś się urządziła dziewczyno. Mówiłam, żebyś nie zadawała się z demonami?

- Mówiłaś, żebym nie zadawała się z tobą. - przypomniała mi, a usta drgnęły jej w słabym uśmiechu.

- Na jedno wychodzi. - zauważyłam i zrobiłam krok do przodu, zauważając ufność nastolatki wobec mnie. No proszę, a jednak Piekło jej nie złamało. Zuch dziewczyna! - Ech, mogę wiedzieć czemu to zrobiłaś? - płomienie rozświetlające celę zajaśniały, podczas gdy mój głos nabrał oschłości, jednak zachowałam uśmiech i nie pozwoliłam złości przejąć kontroli.

Żołnierz DoskonałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz