J-Dog (Hollywood Undead)

139 14 13
                                    


– Chyba jesteś szalona.

Słabe światło maluje mroczne cienie na jego twarzy, kiedy opiera łokieć o okno i wygląda przez nie. Unosi delikatnie kącik ust, zupełnie jakby to wszystko nieco go bawiło.

Bawię się splątanymi w kieszeni słuchawkami, unikając jego spojrzenia. Nagle zapuszczone budynki przede mną i zardzewiałe szyldy starych sklepów przyciągają moją uwagę. Skórę mam odrętwiałą z zimna, a pod oczami utworzyła się cienka warstwa pozostałości po łzach.

W brzuchu mam kłębek niepokoju, bólu i strachu, sama już nie wiem, kim jestem i co tu robię. Pragnę uciec, ale nie wiem dokąd, chcę przywrócić się do pionu, dać sobie w pysk, ulżyć. Odpłynąć, ale sen nie zaszczyca mnie swoją obecnością, a alkohol nie przechodzi przez gardło. Raz jestem na niebezpiecznej krawędzi emocji, wszystkie krzyczą, żeby zaraz potem ucichnąć - gdy rzucam się w przepaść, spotykam tylko pustkę, zimne odrętwienie, które jest chyba jeszcze gorsze.

– Podwieziesz mnie?

Kiwa głową, żebym wchodziła. W aucie jest ciepło i przytulnie, nagle naga ulica wydaje się być bardzo daleko. Krzywi się na zapach papierosów, który za sobą przywlekłam. Przez moment jest mi wstyd ubrudzonej bluzy i spranego napisu na koszulce, ale to zaraz ustępuje miejsca obojętności.

– Zawoziłem siostrę na nockę. Byłem przekonany, że tylko mi się wydaję, że cię widzę.

Milczę.

– Veronica?

Ujmuje delikatnie moja twarz i obraca w swoją stronę. Jego ciepłe dłonie działają kojąco na podrażnioną cierpieniem skórę. Lustruje mnie wzrokiem, sunie po moich rysach, szarej od zmęczenia skórze. Przejeżdża kciukiem po moich ustach, teraz suchych i spragnionych.

– Przestań. Piękna to ja nie jestem – mówię ostro.

– Co się dzieje? – Ma łagodny głos. Pasemko ciemnych włosów opada mu na czoło, kilka tatuaży, nie wulgarnych, delikatnych napisów wysuwa się na szyję spod materiału bluzy.

– Bardzo dużo.

Uciekłam z domu, Jorel. Oni mnie nienawidzą. Ja też chcę siebie nienawidzić, ale nie stać mnie na emocje. Wszystko wypada mi z rąk, które nagle są zupełnie inne niż kiedyś, słabe i niepewne. Nie mam dokąd iść, więc marznę na przystanku, w tej patologicznej dziurze, czekając aż ktoś ze znajomych, otworzy mi drzwi.

Patrzę się na niego pytająco, wyciągając paczkę papierosów. Kiwa głową i pomaga mi odpalić jednego, co przy drżących dłoniach przychodzi mi z trudnością. Zaciągam się mocno, a zmęczone płuca krzyczą o tlen. Nie zwracam na nie uwagi, chwila cierpienia przynosi mi ulgę.

Mówię. Słowo za słowem, z każdym brudem, wulgaryzmem, każdym świństwem, nie dopuszczając do siebie wstydu czy lęku. To płynie ze mnie z jeszcze większą lekkością niż łzy, które teraz znowu się pojawiły. Jesteśmy my dwoje, kłęby dymu i zimny wiatr zza okna ze smutnym soundtrackiem w tle. Nic nie mówi, tylko co jakiś czas podaje mi papierosa, albo łyka wody. Głowa mi pęka, jakiś ukryty we mnie potwór, chyba organizuje w niej imprezę, bo odnoszę wrażenie, ze zaraz pęknie. W klatce piersiowej mam zapadnięty, czarny dół.

A w końcu w sercu - spokój.

Wpatruję się w żar na końcu papierosa, milcząc.

– Dlaczego ludzie palą? – rzuca. – Dlaczego się zabijają? 

– Chyba chcemy mieć kontrolę nad umieraniem. Sami coś sobie zrobić, a nie pozwolić komuś. To pojebane. Ja po prostu lubię zadawać sobie ból – dodaję po chwili.

Bands One Shots PlWhere stories live. Discover now