38. Kara

100 8 2
                                    


Józefina postarała się, by powrót do Podniebnej Twierdzy był triumfalnym marszem. Zaraz po przybyciu oznajmiła też, że dla uczczenia zwycięstwa nad Koryfeuszem, odbędzie się kolejny bal. Na nic się zdały tłumaczenia Sul, że nic nie wiedzą o Przedwiecznym ani jego dalszych planach. Ambasadorka twierdziła, że należy za wszelką cenę podtrzymywać wysokie morale i nie pozwolić, by ludzie zaczęli się zastanawiać. Po dłuższym przemyśleniu sprawy Łowczyni przyznała jej rację. Ona sama musiała się jak najszybciej udać do ołtarza Mythal, wezwać Strażnika, pokonać go i zmusić do współpracy.


Solas z wysokiej baszty obserwował wyjazd Inkwizytorki. Było wcześnie rano. Wstające słońce jeszcze nie rozpędziło nocnego chłodu. Zresztą na tej wysokości nawet latem było zimno. Jedynie wewnątrz murów panował specyficzny, łagodny mikroklimat. Schował się tu, by przypadkiem nie dostrzegła, że ją obserwuje. Tak, schował się, to właściwe słowo. Robił to od powrotu z ich wyprawy we dwoje, którą sam zaproponował, chcąc jej dać chwilę wytchnienia. Zamiast tego, wniósł w jej życie jeszcze więcej zamętu. Raz jeden zabrakło mu czujności i podeszła do niego żądając wyjaśnień. A tych przecież nie mógł jej dać. Zbył ją tylko półsłówkami, niejasnymi wykrętami, banałami w stylu "to nie twoja wina", które nie naprawiły sytuacji. Zasługiwała na więcej. On to wiedział, a ona czuła. Chciał jej dać więcej! Tak bardzo chciał... Po chwili ze zdziwieniem uświadomił sobie, że płacze. Nigdy nie podejrzewał, że tak trudno będzie mu ją zostawić. Dlaczego stała się tak bliska?

Z dołu doleciał go wybuch głośnego śmiechu. Byk nie mógł się powstrzymać, widząc zaspanego Doriana dosiadającego wierzchowca. Inkwizytorka czekała cierpliwie, aż będą gotowi do drogi. Varrik łagodnie tłumaczył coś Cole'owi, kiedy Kassandra poprawiała siodło. Wreszcie wyruszyli. Elf stał jeszcze długo na murach, nawet kiedy już dawno nie było widać Sul i towarzyszy.


– I znów na południe – zagaił Varrik.

Cały ranek jechali praktycznie w milczeniu. Kiedy zatrzymali się na popas, szybko zjedli posiłek i ruszyli dalej, gdy tylko wierzchowce odpoczęły. Krasnolud nie lubił takiej atmosfery.

– Mnie się już nudziło w zamku – odparł Dorian.

– Mnie nie zdążyło – westchnął krasnolud.

– Sam chciałeś jechać – zauważyła Kassandra – więc nie narzekaj.

– Ja wcale nie...

Sul przysłuchiwała się ich przekomarzaniom i humor jej się poprawiał. Brakowało jej tych przyjacielskich sprzeczek, a także pełnych dwuznaczności rozmów Doriana i Byka.

– Jesteś taka jasna, pełna światła, twoja Pieśń jest inna – Cole podjechał do niej niezauważenie – ale też bardzo smutna.


Dotarcie do ołtarza Mythal zajęło im prawie dwa tygodnie. Początkowo droga była prosta, wiodła przez zamieszkane tereny i mimo że wojna domowa w Orlais poczyniła wiele zniszczeń, mieszkańcy zaczęli już wracać do domów. Trudności zaczęły się, gdy minęli Święte Równiny i podążyli prosto na południe. Kiedy tylko zagłębili się w Dzicz Arbor, musieli zwolnić. Tu nie było dróg, a wąskie leśne ścieżki często prowadziły donikąd.

– Czy nie masz wrażenia, że może nie do końca wiemy, dokąd jechać? – cicho zagaił Kassandrę Varrik.

– To już niedaleko, jutro powinniśmy być na miejscu –  zamiast Poszukiwaczki odpowiedziała Inkwizytorka. Varrik często zapominał, jak czuły słuch mają elfy.

VIR NUMIN - DROGA ŁEZ [DRAGON AGE]Where stories live. Discover now