Cierpliwie czekał, aż metalowa obręcz przekręci się, wypuszczając ze swego uścisku butelkę z wodą. W końcu spadła, głośno odbijając się od dna maszyny. Schylił się, uchylił plastikowe drzwiczki i wyjął zamglony od zimna plastik. Wyprostował się, a wzrok skierował w stronę siedzącego na ławce chłopaka. Brunet był pochylony, twarz ukrywał w dłoniach, które na łokciach opierały się na jego kolanach. Drobna sylwetka wciąż lekko dygotała od nadmiaru kłębiących się w niej emocji. Widok tak zmizerniałego chłopaka wywoływał smutek i zmartwienie na twarzach przechodniów oraz pielęgniarek.
- Trzymaj – powiedział cicho Jonghyun, podając wodę Taeminowi, ale nie uzyskał od niego żadnej reakcji. – Weź, zawsze trochę pomoże – dodał, kładąc butelkę obok uda chłopaka.
Znowu milczenie. Od ponad dwóch godzin Kim próbował wydusić choć jedno słowo z ust młodszego, ale bez żadnego efektu. Taemin nie odzywał się. Zanim wyszli na korytarz przy windach, płakał jeszcze moment, ale teraz ledwo można było dosłyszeć jego oddech. Tkwił w jednym miejscu, jakby sparaliżowany, jedynie trzęsąc się delikatnie. Jonghyun powoli tracił pomysły.
Nagle jedna z wind się otworzyła, a z niej wypadła dwójka osób. Miały potargane włosy, ciężko dyszały, jakby właśnie przebiegły maraton. Wyglądały, jakby zaraz miały ruszyć biegiem, ale zatrzymały się, kiedy wzrokiem odnalazły bruneta.
- Minnie! – Taesun szybko znalazł się przy swoim bracie i mocno go objął. – Już dobrze, już wszystko będzie dobrze.
- Przepraszam, że dopiero teraz... Wyszedłem z pracy zaraz po telefonie i podjechałem po Tae. – Zielonooki mężczyzna stanął obok swojego syna i położył rękę na jego ramieniu. – Zajmę się wszystkim, powinieneś odpocząć.
Taemin w końcu zdecydował się spojrzeć na swojego ojca. Wpatrywał się w niego dokładnie z zaczerwionymi od szlochu oczami. Najpierw było czuć od niego obojętność, potem przemieniła się ona w złość i nienawiść.
- Czemu nie jesteście zaskoczeni? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Taesun odsunął się od niego, ale nic nie odpowiedział, tak samo jak Tae Il. – Właśnie straciliśmy mamę, a wy... - Pokręcił głową, próbując odrzucić od siebie jak najwięcej myśli. – Jak wiele nie wiedziałem? Jak dużo przede mną ukrywaliście? – Resztkami sił hamował się, aby nie zacząć krzyczeć.
- Minnie... - Starszy brat chciał zebrać słowa i wyjaśnić całą sytuację, ale powtrzymała go ręka ojca.
- Jak tylko wyjdziemy, to wszystko ci po-
- Nie. – Taemin podniósł się z ławki i groźnie spojrzał mężczyźnie w oczy. – Chcę wiedzieć teraz.
Tae Il zerknął kątem oka na wciąż stojącego obok nich Jonghyuna. Wyglądał, jakby chciał poprosić go o przejście w inne miejsce, ale po chwili zrezygnował. Westchnął ze smutkiem i położył dłonie na ramionach najmłodszego z synów.
- Taemin, mama nie miała szans na wyleczenie – powiedział z bólem widocznym na jego twarzy. – Terapia, o której ci mówiłem, jedynie przedłużała jej życie. Chciała wytrzymać do końca roku szkolnego, abyś w spokoju napisał egzaminy.
- Od kiedy? – Taemin przygryzł wargę, a paznokcie zaczęły mu się wbijać w delikatną skórę rąk.
- Od przeniesienia do Seulu. Lekarze dawali jej miesiąc. Rozumiesz? Tylko miesiąc. – Mężczyzna odwrócił głowę. Rozmowa na ten temat sprawiała mu ogromne cierpienie. – Kazała mnie i Tae kłamać, abyś mógł normalnie się uczyć. Chcieliśmy ci powiedzieć, ale nie zrobiliśmy tego dla niej.
CZYTASZ
[ZAWIESZONE] | Everybody Hides Some Secrets | JongTae
FanfictionTaemin to siedemnastolatek, który w swoim życiu zdążył już poznać znaczenie słowa "ból". Aby móc częściej odwiedzać chorą matkę, przenosi się do liceum z akademikiem, gdzie poznaje czwórkę dość interesujących chłopaków. Problemy jednak narastają, a...