Rozdział IX

1.2K 90 23
                                    

Właśnie weszłam  w ciemny las. Widać że nie mógł być sadzony przez człowieka - raczej zasiał się sam,  ponieważ drzewa nie rosną w rzędach , lecz dziko, (w różnych miejscach...)

   Przez liście przedzierało się światło księżyca. Świecił dzisiaj nienaturalnie mocnym blaskiem, była pełnia.

Szłam wysoko podnosząc nogi , chociaż trawa i tak dosięgała mi do kolan. Miałam już od niej całe przemoczone dżinsy.

Słyszałam dziwne dźwięki... Jakby ktoś mnie śledził i nie wiedział co ma zrobić - zaatakować , czy pozostać w cieniu ukrycia. Szmery były coraz głośniejsze , dosłownie tak jak bicie mojego serca. Oddech także nie próżnował , wydaje mi się że sapałam jakbym przebiegła maraton.

Serce kłuło mnie systematycznie , a nogi potykały się o wystające korzenie i szyszki.

Penetrowałam wzrokiem całą powierzchnię lasu, widoczną dla mnie
w mroku. Szczególną uwagę przykłułam do odbijającego srebrzyste światło miejsca. Podeszłam do niego - był to malutki strumyczek delikatnie falujący w wietrze.

W tym ponurym miejscu , strumyk był dla mnie czymś wyróżniającym się , delikatnym , którego dźwięk uspokajał mój umysł , koił zszargane nerwy.

  W tym zamyśleniu  przymróżyłam oczy , wyciszyłam się - nareszcie. Szłam teraz delikatnie, tak jak woda spokojnie płynie.

Nie zastanawiając się co i dlaczego robię , Ściągnęłam buty.

Nie patrząc pod stopy, delikatnie dotknęłam wody. O dziwo , nie była zimna, miała wręcz idealną temperaturę , może dla tego że długo byłam już na polanie , gdzie zrobiło dię chłodno, a ja się do tego przyzwyczaiłam.

  Weszłam głębiej , woda sięgała mi do kostek. Czułam jej rwący nurt.

Słyszałam jeszcze głośniejsze , przyjemne pluskanie.

Przykucnęłam w miejscu , gdzie było najbardziej widać księżyc. Zanurzyłam ręce w wodzie , bez obaw
nabrałam jej i ochlapałam twarz.

Popatrzyłam w księżyc - nie mam pojęcia DLACZEGO , ale te miejsce... Ten srebrzysty strumyk , księżyc bijący jasnym blaskiem...

Uspokajało mnie! Czułam tu spokój i coś takiego, jakbym oderwała się od nieprzyjemnej rzeczywistosci.

Ale nie chodzi mi tylko o to... Bo... Problem?...Nie wiem jak  nazwać te uczucie , jest taki że wydaje mi się jakbym tu kiedyś była - ale nie tak , że jakis spacer z rodzicami , przyjaciółmi itp. Tylko , że przypomina mi się , że stało sie coś bardzo smutnego, a ja
przyszłam szukać tu natchnienia...

Tak jak teraz - potrzebuję tego , wyrwać się gdzieś , uciec od dziwacznej rzeczywistości. Ale kto wie... Może to miejsce wcale nie jest normalniejsze!?

Wstanęłam. Brodziłam dalej w wodzie, w rękach trzymając buty.

Tą ( dla mnie ) cudowną chwilę przerwał nagły powiew wiatru.
- Trzask! - sucha gałąź drzewa złamała się od silnego powiewu. - Aaa!- krzyknęłam nie wiedząc co się dzieje , gdy poczułam że przygniata mi prawą stopę. No nie... Musiała spaść oczywiście na moją stope! Tak .... Oczywiście. Na szczęście nie była taka ciężka.

                               ***
Wyszłam już z lasu i znalazłam się na parkingu przy szkole - można powiedzieć - miejscu mojej pierwszej ( i mam nadzieję 😒) ostatniej zbrodni.   Właśnie tu, gdzie rozegrała się moja bitwa z ... No i właśnie nie mogę dokończuć... Z kim!!!? Do jasnej cholery! - walnęłam się po głowie. Przecierz przypomina mi się tyle  niewyjaśnionych i magicznych rzeczy, a nie mogę przypomnieć sobie kim  oni byli. Jeśli wogule miałam z nimi KIEDYŚ ( wcześniej ) do czynienia.

Przeszłam parking. Światła w szkole były zgaszone - z resztą to nic dziwnego, bo sądząc po tym , że jest już noc , to normalne.

Szłam kilkanaście minut chodnikiem.
Stanęłam dopiero przy przystanku.

Usiadłam. Przyglądałam się pojazdom  które jadą , czekałam aż przyjedzie mój autobus.
Sprawdziłam jeszcze czy w kieszeni mam pieniądze , których kiedyś nie wyciągnęłam i nie spakowałam do portfela .

Mam. Tak!

       Po paru minutach czekania, autobus nareszcie przyjechał. Zatrzymał się przede mną i grupką ludzi, która także czekała na tym przystanku.

       Weszłam do niego. Wyciągnęłam monety z kieszeni i dałam kierowcy.

Wsiadłam z przodu.

                              ***
Gdy weszłam do domu , zawitały mnie zdenerwowane głosy.

- Corin! Czyś ty powariowała, żeby o takiej godzinie dopiero wracać do domu!? Jest pierwsza w nocy... - krzyczała mama.

- Ale ... Ja... - Zrobiłam smutną minę , a do oczu napłynęły mi niechciane łzy.

- Corin... Wiem że masz dużo rzeczy na głowie , własnych spraw i to cię może przerasta , ale teraz to było przegięcie. Obiecaj mi , bez takich... - sprostowała mama już trochę spokojniej.  Camille musiała jej nic nie mówić o tym co zobaczyła przed szkołą , na parkingu. - to dobrze , bardzo.

Tata zrobił surową minę i odwrócił się w inną stronę.

- Wiem... Źle Zrobilam... Przepraszam.- powiedziałam z poważną miną. - mogę iść do pokoju? - zapytałam po chwili.
Mama pokiwała mi głową na zgodę.
  U góry , przy moim pokoju stała Camille.

Zauważywszy mnie , nic nie powiedziała , zrobiła mi tylko dziwaczną minę i odwróciła wzrok gniewnie.

--          ---------------         _______      ------

Hejjjj🌟
Przepraszam że rozdział tak późno , no ale jednak jest😉

   Obdarzona Mocą [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz