19

2.2K 240 34
                                    

Przepraszam, że tak późno. Miał się pojawić wcześniej no ale trudno cokolwiek zrobić kiedy muszę wstawać o 6, a w domu być dopiero o 8 wieczorem. Ale mam dobre wieści, jestem coraz bliżej finału :D 

************************

Większość czasu jaki spędzali pod nieobecność reszty, to plątanie się po różnych zakamarkach tego zamku nie mając już nic do roboty. Nie mieli ochoty, a konkretnie Lance na jakieś ćwiczenia, które proponował chłopak. Obawiał się jakiegokolwiek kontaktu z nim, a siedzenie bezczynnie też nie było dobre. 

Przez cały ten czas jaki spędzili ze sobą czekając na resztę, Keith zauważył dziwne zachowanie Lancea. Unikał patrzenia na niego i ograniczał rozmowy z nim. Przez chwile przyszło mu do głowy, że to przez ten pocałunek między nimi ale wcześniej nie zachowywał się tak jak teraz. Sam teraz przypominając sobie o tym chciał się zapaść pod ziemię. Ale to zachowanie szatyna było inne i zaniepokoiło go to trochę. 

Niebieski paladyn starał się jak tylko mógł aby to jego zachowanie nie wyglądało podejrzanie. ale najwyraźniej Keith się domyślił. Lance sam nie wiedział do czego byłby teraz zdolny, a w dodatku, że zostali kompletnie sami na tym zamku. Za każdym razem kiedy przypadkiem dotknął czy też otarł się o chłopaka miał ochotę go przytulić i znowu poczuć to miłe uczucie. Wiedział, że te jego dziwne i nagłe zachowanie wzbudzi podejrzenia wobec niego ale miał cichą nadzieje, że tego nie zauważy. Spostrzegł, że kolejny raz dotknął go ale cofnął się jeden krok do tyłu i zahaczył o coś nogą. Pociągnął ze sobą bruneta, a ten wylądował w jego ramionach. Odruchowo spojrzeli w swoje oczy i po ich ciele przeszły dreszcze, a serce zabiło szybciej. U Keitha to uczucie było zupełnie nowe, nie wiedział dlaczego takie małe coś na niego działa w taki sposób. Natomiast Lance wiedział i nigdy by nie pomyślał, że to się tak skończy. Speszeni szybko wstali i jak gdyby nic kontynuowali przechadzkę po zamku. Keithowi coś nie pasowało w tym całym zachowaniu szatyna. A przez ten mały wypadek miał pewność, że coś w jego zachowaniu nie gra. W końcu Keith nie wytrzymał i zadał pytanie chłopakowi. 

-Co jest? - Zatrzymał się.

-Nic, a co ma być? - Obawiał się tego. 

-Coś na pewno jest. 

-Zdaje ci się. - Machnął jedynie ręką. 

-Nic mi się nie zdaje. - Powiedział pewnie. 

-Na pewno. 

-Przecież widzę, że zachowujesz się dziwnie, a przynajmniej dziwniej niż zazwyczaj.  

-To nic takiego... - Odwrócił głowę. 

-Czyli jednak coś jest. 

-Może. 

-Powiedz. - Dodał po chwili ciszy.  

-O nie, nigdy. - Pokręcił głową na boki. 

-Dlaczego? - Przybliżył się nieco do niego. 

-Bo... 

-Bo? Co?

-Bo i tak byś nie zrozumiał gdybym ci powiedział.  

-Jak mi nie powiesz to tym bardziej nie zrozumiem. A jak mi powiesz to może zrozumiem? 

-No właśnie, że nie zrozumiesz. - Nadal się opierał. 

-A czy nie poczujesz się lepiej gdy o tym porozmawiasz? - Zaproponował. 

-No nie jestem co do tego taki pewien...

Keith nie chciał mu odpuścić i zbliżył się do niego. Chodź sam nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Pomału na jego twarzy jak i szatyna zaczęły się pojawiać małe wypieki na twarzy. Lance przełknął ślinę i znowu odwrócił się głową od niego. W głowie Lancea panował chaos i zamieszanie. Przecież mu nie powie, że to przez niego, bo tak na niego działa i jeszcze prawdopodobnie to, że zaczął go lubić, a nawet bardziej niż powinien. Już miał coś powiedzieć wymyślonego gdy do sali weszła Allura z Pidge. Odsunęli się od siebie i teraz obydwoje patrzyli skupieni na nich. 

-I jak? - Zapytał Lance.

-Znaleźliście? - Dodał Keith. 

-Powiedźcie, że tak, proszę. 

-No cóż mam nadzieję, że polubicie swoje towarzystwo. - Powiedział Pidge. 

-No chyba żartujecie. 

-No nie...

-Nie martwcie się, znaleźliśmy kluczyk. - W końcu powiedziała Allura. 

-O tak! - Krzyknęli po czym westchnęli z ulgą. 

-Nie strasz nas tak więcej Pidge! 

-Nigdy więcej w takiej sprawie. 

-Tak, tak zapamiętam to sobie - Powiedział żartobliwie.  

Nie miał już z czego żartować na ich temat więc wyszedł z pomieszczenia zostawiając ich tam.

-Rozkuje was pod jednym warunkiem. - Pokazała groźnie palcem. 

-Zmieniamy się w słuch. 

-Nie będziecie już się kłócić o byle co i w końcu będziecie działać jak drużyna. 

-Oczywiście. - Rzekł Keith. 

-Pewnie. Da się załatwić. 

-Ciesze się, a teraz podajcie swoje dłonie.

W szybkim tępię podali jej swoje skute ze sobą nadgarstki po czym je rozkuła. W końcu poczuli smak wolności, na który tak długo czekali odkąd ich zakuła. Mieli ochotę skakać i cieszyć się jak małe dzieci. Allura wiedziała, że lepiej zostawić ich teraz samych skoro tylko na to czekali i opuściła pomieszczenie. Ich radość nie trwała długo. Niechcący zahaczyli o siebie i w wyniku czego popatrzyli na siebie. 

-No więc... - Podrapał się po karku Lance. 

-Może zapomnimy o wszystkim co zaszło gdy byliśmy skuci? - Zaproponował Keith. 

-To dobry pomysł. - Przytaknął. 

-Tak. Po prostu zapomnijmy. 

-I już do tego nie wracajmy. 

-Tak... 

Rozeszli się, każdy w swoja stronę. Teraz gdy już nie są razem mieli dziwne uczucie pustki jakby brakowało im czegoś. Ale nie chcieli się tym przejmować, jedynie co chcieli to nacieszyć się wolnością. 

Skazani na siebieWhere stories live. Discover now