8

2.6K 251 52
                                    

Cała droga do jadalni odbyła się w milczeniu, tylko coś tam czasem starszy mężczyzna odezwał się. Starali się na siebie nie patrzeć i rozglądali na boki. Weszli do jadalni, a tam już wszyscy siedzieli na swoich miejscach przy stole i jedli. Dołączyli do nich i w ciszy zaczęli jeść swoje porcję. Wszyscy skierowali swój wzrok na dwójkę chłopaków. Byli nieco zdziwieni, że jedzą bez żadnych kłótni czy też dogadywania sobie nawzajem. Możliwe, że plan skucia ich ze sobą był dobry. Dwójka paladynów zauważyła, że reszta przerwała swój posiłek i patrzą się na nich. Również i oni przerwali posiłek i spojrzeli w ich stronę.

-Czy coś się stało? - Spytał czerwony paladyn.  

-Nie, nic. - Odpowiedział Shiro z uśmiechem an twarzy. 

-To dlaczego tak patrzycie na nas? - Zapytał Lance. 

-A tak jakoś - Odpowiedział Hunk. 

-Czy mam coś na twarzy? - Spytał niebieski paladyn i zaczął macać swoją twarz. 

-Nie, nic nie masz.  

-Yhym. 

Spojrzeli na zielonego paladyna, który siedział cicho i tylko się uśmiechał w ich kierunku. Przełknęli ślinę. Czyżby widział jak śpią? Przeszło im przez myśl. A jak widział, to by nie był tak miły i nie odszedł z pustymi rękami. Na pewno musiał coś wiedzieć skoro tak się na nich patrzy. Nie mogli się skupić jak tak na nich patrzył. Nie mieli co do tego nic dobrego. W jadali zostali tylko oni i Pidge. Pomału kończyli jeść gdy zielony paladyn postanowił się odezwać.

-No więc... powiedźcie jak wam idzie?

-Idzie z czym? - Spojrzeli na niego. 

-Z nawiązywaniem kontaktu oczywiście. 

-Co masz na myśli?

-Bo widzę, że już się świetnie dogadujecie. 

-Nie powiedziałbym, że świetnie. - Powiedział Lance. 

-A w ogóle skąd ten pomysł? - Dodał Keith. 

-No nie wiem... zauważyłem dziś, że nie kłóciliście się jak zwykle. 

-Po prostu nie było powodu do tego. - Ich serca zaczęły szybciej bić. 

-Hmm, a od kiedy wy do jakiejkolwiek kłótni potrzebowaliście jakiegoś powodu? - Uniósł jedną brew. 

-Noo ee od dziś?  

-A czy coś się miedzy wami zmieniło? - Dalej ciągnął. 

-Zmieniło? - Nie wiedzieli o co mu chodzi. 

-Nic się między nami nie zmieniło. Jest tak jak zawsze. - Odparł Keith. 

-Czy aby na pewno? - Podniósł sugestywnie jedną brew. 

-Powiesz w końcu o co ci chodzi? - Zapytał w końcu Lance. Nie miał ochoty teraz się z nim bawić. 

-No właśnie. Powiesz czy dalej będziemy to ciągnąć?  

-Hymm no więc...

-Tak?

-Widziałem. - Uśmiechnął się szeroko. 

-Widziałeś?

-Widział? 

Spojrzeli na siebie i już wiedzieli o co mu chodziło i o te wszystkie pytania. Mieli wielką nadzieję, że jednak tego nikt nie widział. Chcieli zapaść się pod ziemię z tego wszystkiego. 

-Macie szczęście, że tylko ja to widziałem. 

Raczej nieszczęście, że to ty! Wszyscy na tym statku byliby lepsi niż ty! Pomyśleli obydwoje o tym samym. Musieli mieć pecha skoro akurat to on musiał ich widzieć. 

-Nie musicie się martwić, nikomu o tym nie powiem. - Mimo, iż tak powiedział to nadal nie czuli się jakoś bezpiecznie. 

-Skąd mamy wiedzieć, że nikomu nie powiesz? - Zapytał Lance. 

-To już zależy tylko od was czy mi uwierzycie czy nie. - Wzruszył ramionami. 

-Przyjmijmy, że ci uwierzymy. 

-Wracając do tego co widziałem... 

-Ta... 

-To jak? - Zaczął ruszać sugestywnie brwią, uśmiechając się przy tym. 

-Nic! - Krzyknęli obydwoje. 

-To tylko niefortunne zdarzenie. 

-Nic poza tym. - Zaprzeczali wszystkiemu. 

-Okej, skoro tak mówicie...

-Przecież ci mówimy, że między nami nic nie ma. 

-I tak mnie nie przekonacie. 

-Jak tam chcesz. Między nami nic nie ma i nic nie będzie.

-Nigdy nie mówcie nigdy~ - Powiedział melodyjnie i opuścił pomieszczenie z uśmiechem. 

Jak tylko opuścił pomieszczenie obydwoje uderzyli głowami w stół aż miski podskoczyły. Za dużo jak na dziś tego wszystkiego. I jeszcze to, że ich nakrył jak śpią. Nie mogli sobie tego wybaczyć. Nie mieli już ochoty do czegokolwiek nawet do wyzywania siebie nawzajem. Do pomieszczenia wszedł rudy mężczyzna i spojrzał na nich.

-Co wy tu jeszcze robicie? 

-Nic szczególnego. 

-Myślimy tylko nad sensem życia. - Nadal trzymali głowy na stole. 

-Czy coś się stało?

-Dużo mówić. 

-Jeśli chcecie chętnie was wysłucham. - Chwycił swoje wąsy i zaczął się niby bawić. 

-Dzięki, ale może kiedy indziej. 

-Skoro tak mówicie. Może idźcie się położyć to poczujecie się lepiej. 

-Chyba tak zrobimy. - Wstali zrezygnowani od stołu.  

-Ale czy poczujemy się lepiej to się przekonamy rano. 

-To dobranoc paladyni. 

-Taa dobranoc. - Powiedzieli razem i wyszli. 








Skazani na siebieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن