13

2.6K 247 25
                                    

Keith nieświadomy niczego wtulił się w szyję szatyna. Było mu miło i przytulnie jak nigdy. I jeszcze ten nietypowy zapach jakiego jeszcze nie czół sprawiał, że chciałby aby ta chwila trwała wiecznie. Wtulił się bardziej w szatyna kręcąc głową o jego tors i oplatając go nogami. Zaczął kręcić swoim nosem po jego szyi chcąc nacieszyć się tym zapachem i chwilą. Lance mrukną pod nosem gdy poczuł, że coś łaskocze go po szyki. Keith pomału otworzył oczy i pierwsze co zobaczył to szyję Lancea, w którą się tak przytula. Zarumienił się gdy uświadomił sobiecałątą sytuację. Chciał się odsunąć, ale było mu dobrze tak jak jest. Choć w sumie to nie pierwszy raz kiedy przytulał się do niego i zawsze było to nieświadomie. Spojrzał niepewnie z dołu na twarz śpiącego chłopaka. Była inna. Różniła się tym kiedy cały czas się śmiał, rozmawiał, a kiedy śpi, nic nie mówi, nie robi głupich min. Jest taka spokojna. Jedynie co wyraża to spokój. Nagle brązowo włosy chłopak się przybliżył mrucząc coś niewyraźnego pod nosem. Keith się spiął. Spanikował gdy ich twarze znalazły się blisko siebie. Nie przywykł do tego, że ktoś jest tak blisko jego twarzy. Chwile patrzył na niego i w końcu wstał do siadu. Spojrzał na zegar, który pokazywał ósmą pięćdziesiąt jeden. Zdziwił się. Znając księżniczkę dawno dałaby poranny alarm. Z dalszych rozmyśleń wyrwał go Lance, który przytulił się do jego uda. Nie wiedział jak zareagować na to. Chwilę tak siedział bezczynnie patrząc po całym pokoju, aż w końcu zatrzymał się wzrokiem na szatyn. Pomału sięgnął po telefon leżący na szafce tak aby nie obudzić nadal śpiącego chłopaka. Zrobił nim zdjęcie szatyna jak przytula się do niego. Będzie miał co powspominać i trochę go poszantażować. Uśmiechnął się mimo woli jak znowu spojrzał na niego. Położył rękę na jego głowie i zaczął nią pomału ruszać. Najwyraźniej spodobało się to chłopakowi bo jeszcze bardziej wtulił głowę w niego i mruknął niewyraźnie, a na jego ustach pojawił się mały uśmiech. Keith teraz patrzył na jego usta i przypomniał mu się ich pocałunek. Zabrał z niego rękę i przyłożył ją do swoich ust. Jego myśli zaczęły krążyć o nim i o tym pocałunku. Klepnął się w policzek za wspominanie o tym. Popatrzył na szatyna, który krążył w jego głowie. Zatkał mu nos czekając na jego reakcję. Po chwili Lance otworzył usta chcąc złapać powietrze do płuc, ale Keith zatkał i jego usta. Czekał aż się obudzi lub umrze z braku powietrza. Był ciekawy ile tak wytrzyma i zaczął liczyć. Twarz niebieskiego paladyna pomału zaczęła przybierać rumieńców. Brunet tylko bacznie go obserwował. Nagle chłopak szybko usiadł i zaczął łapać powietrze.

-Co jest? - Zapytał zdezorientowany łapiąc szybko powietrze do płuc.

-Hmm 64 sekundy. Nieźle. 

-Co? - Nadal nie wiedział o co chodzi. 

-Nie, nic takiego. Skoro się już obudziłeś to możemy iść. 

-Gdzie? - Zapytał pomału dochodząc do siebie. 

-Jak to gdzie. Tam gdzie zawsze. 

-A no takk - Ziewnął przeciągle i ruszył za brunetem. 

Jak tylko się odświeżyli chwilą w łazience od razu dotarli do standardowego miejsca gdzie się spotykali wszyscy, ale akurat w nim nie zastali nikogo. Zdziwiło ich to. Nie było alarmu, nikogo nie ma więc pozostaje pytanie, dlaczego oni nic o tym nie wiedzą. Nie pozostało im wyboru jak tylko iść i coś zjeść. Jak tylko weszli do jadali przywitał ich starszy mężczyzna.

-Dzień dobry. Jak wam minęła noc? - Powiedział radośnie widząc ich. 

-Nie najgorzej. - Odpowiedział Lance.

-Bywało lepiej.  - Dodał Keith. 

-To dobrze. Przygotowałem dla was późne śniadanie. 

Podeszli do stołów i usiedli tam gdzie zawsze. Już mieli wziąć sztućce do rąk gdy odezwał się niebieski paladyn.

-A właśnie gdzie reszta? - Zapytał. 

-Wyruszyli coś zbadać. Pewnie niedługo wrócą.

-Aha. 

-Mogliśmy się tego spodziewać. 

-Mogliśmy. 

-No to smacznego. - Życzył im Coran. 

-Dzięki. - Odpowiedzieli razem. 

Nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Już nie mieli co robić. Siedzą na kanapie już jakąś godzinę patrząc to na sufit to na ścianę. Westchnęli głośno. Reszta lata sobie na odległe planety, zwiedzają czy też walczą, a oni muszą siedzieć i się nudzić. Jak już znudziło im się patrzenie w pustą przestrzeń przed sobą postanowili poszukać Corana. Może pomogą mu w czymś lub też doradzi im co mają robić z wolnym czasem. Tak więc wstali i ruszyli szukać mężczyzny. Przeszukali statek od góry do dołu i dopiero po pół godzinnym spacerze po zamku znaleźli go.

-Wreszcie cię znaleźliśmy. - Odezwał się Lance jak tylko go zobaczył i od razu podeszli do niego. 

-Czy coś się stało? 

-Nie, nic się nie stało. - Odpowiedział Keith. 

-To dlaczego mnie szukaliście?

-Chcieliśmy zapytać czy nie potrzebujesz pomocy. - Powiedział Lance. 

-Hmm jak na razie to nie. A co tak was naszło na pomoc? - Nie ukrywał, że zaskoczyli go tym pytaniem. 

-Nudzi się nam i nie mamy co robić. 

-Hmm. - Chwycił swoje wąsy i zaczął się nimi bawić. - To może odwiedzicie Arusians. Pozwiedzacie to miejsce i zapoznacie się trochę z nimi. - Zaproponował. 

Popatrzyli na siebie i zastanawiali się dlaczego o tym nie pomyśleli. Przecież nie muszą wiecznie siedzieć w tym zamku, mogą przecież wyjść. Kiwnęli do siebie głowami zgadzając się.

-W sumie czemu nie. 

-Dawno nas tam nie było. 

-Dzięki, Coran.

-Ciesze się, że byłem przydatny. - Uśmiechnął się. 

Jak tylko to powiedział obydwoje zniknęli za drzwiami. Jeszcze chwilę patrzył w tamtym kierunku i wrócił do roboty zanim mu przeszkodzili.

Skazani na siebieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora