1

5.3K 322 130
                                    

Po wyczerpującym treningu wszyscy ledwo trzymali się na nogach. Ćwiczyli ciężko ale nie było widać rezultatu, nadal nie mogli utworzyć Voltrona.

Po całodziennych ćwiczeniach wszyscy mieli ochotę wypocząć, odprężyć się w cichym miejscu, ale uniemożliwiały to odgłosy dobiegające z tyłu, a mianowicie od dwóch chłopaków, którzy co chwila się kłócili. Stanęli i popatrzyli na nich po czym westchnęli głęboko. Nie mogli się odprężyć kiedy ta dwójka cały czas się kłóciła i dogryzała. To jak pies z kotem, niemożliwe żeby się dogadali.

Nagle otworzyły się drzwi, a w nich stanęła Allura wraz z Coranem. Dwójka dogryzających się chłopaków przestała się kłócić, a przynajmniej na chwile i popatrzyli wraz z innymi w stronę księżniczki.

-Znowu zawaliliście. - Westchnęła.

-Wybacz księżniczko, ale dajemy z siebie wszystko. –Powiedział Shiro.

-Najwyraźniej za mało.

-No weź... musimy odpocząć. – Odezwał się Hunk. - Nie jesteśmy maszynami.

-Gdyby pewna osoba się nie obijała i wzięła się za ćwiczenia... - Keith w tym momencie popatrzył na szatyna zajętego sobą. Gdy zrozumiał, że o niego chodzi popatrzył na bruneta.

-Że to niby moja wina?

-Żebyś wiedział.

Znowu zaczęli dogryzać sobie. Księżniczka przewidziała coś takiego i przygotowała się na taką sytuację. 

-Coran. – Popatrzyła się na mężczyznę i kiwnęła głową.

-Już się robi księżniczko. - Przytaknął. 

Wszyscy popatrzyli na nich z niezrozumieniem namalowanym na twarzy. Rudowłosy mężczyzna podszedł do dwóch chłopaków i stanął przed nimi. Nadal wszyscy nie rozumieli o co chodzi.

-Możecie na chwilę wystawić swoją lewą i prawą dłoń? – Keith podniósł lewą dłoń, a Lance prawą nadal nie wiedząc po co mu ich ręce.

-Dziękuję, a teraz pozwólcie. – Gdy to zrobili Coran wyjął coś z kieszeni w szybkim tempie i założył im na nadgarstka.

-HA?! – Krzyknęli równocześnie gdy tylko zobaczyli na swoje ręce.

-Hej Coran! – Krzyknął niebieski paladyn. – Zdejmij to.

-Wybacz ale nie mogę.

-Dlaczego?

-To rozkaz księżniczki. – Popatrzyli na Allure. 

-Nie pozbędziecie się tego, dopóki nie dogadacie się między sobą. – Powiedziała stanowczym tonem.

-To nie prawda! My się świetnie dogadujemy, co nie, Keith? – Popatrzył się na niego z nadzieją, że zrozumie o co mu chodzi.

-Co? – Patrzył na niego chwilę i zrozumiał co che przez to powiedzieć. – My się świetnie dogadujemy, co nie, Lance?

-No oczywiście kumplu!

Zaczęli się nerwowo śmiać, nie chcieli być ze sobą skuci. Allura patrzyła na nich bez wyrazu, dobrze wiedziała, że kłamią.

-Już postanowiłam. Dopóki się nie dogadanie, a przynajmniej w miarę. – Powiedziała już trochę ciszej ostatnie słowa. – Nie myślcie o tym, że was rozkuje. Musicie działać jak drużyna, polegać na sobie, ufać, a nie robić wszystko w pojedynkę. – Stali jak słup soli nie mogąc uwierzyć w to co mówi.

-Ale na pewno jest jakiś inny sposób! – Gorączkowo mówił szatyn.

-Jest. – Odrzekła.

-Jaki? – Popatrzyli na kobietę.

-Dogadajcie się w końcu ze sobą.

-Nie chce być z nim przykuty. - Wskazał palcem brązowo włosy chłopak na Keitha.

-To moja kwestia. Nie mam zamiaru użerać się z kimś takim jak ty.

-Ale dopóki tego nie zrobicie będziecie ze sobą skuci, w dzień i noc, a każdą chwile będziecie spędzać ze sobą i tylko ze sobą.

-Co?! - Krzyknęli razem ze zdziwienia.

-O nie, nie ,nie. Nie ma mowy. 

-Nie zgadzam się na to. Nie będę go niańczyć. - Pokazał palcem na szatyna.

-Hej! 

-To już nie mój problem. Mogliście się ze sobą nie kłócić to by tej całej sytuacji nie było.

Stali nieruchomo i patrzyli na swoje nadgarstki próbując to wszystko strawić. Wizja tego, że mieli być do siebie przykuci dwadzieścia cztery godziny na dobę, dopóki się nie dogadają była okropna. Będą musieli robić wszystko razem i być razem, a co najgorsze dzielić ze sobą łóżko. Myśląc o tym przeszły ich ciarki.

-Skoro to już wszystko, to tyle na dziś. Możecie iść i odpocząć czy co tam wolicie. – Powiedziała księżniczka mając już wychodzić. Popatrzyła na dwójkę skutych chłopaków, którzy opadli na ziemię ze zrezygnowania. Podszedł do nich Coran.

-Nie będzie tak źle. – Próbował ich pocieszyć, ale chyba mu to nie wyszło. 

-Bo gorzej już być nie może. – Powiedział załamanym głosem brunet.

-No właśnie. Spędzicie ze sobą trochę czasu. To nic wielkiego. – Powiedział pulchny chłopak.

-Jeśli tak myślisz, to się zamień, Hunk.  – Równie załamanym głosem powiedział szatyn.

-Podziękuje.

-Oh chłopaki weźcie się w garść! To nic wielkiego, spędzicie ze sobą trochę czasu. Dzięki czemu poznacie się lepiej. – Mówił Shiro radosnym głosem próbując ich jakoś zmotywować, że to nie takie złe spędzić ze sobą trochę czasu.

-Wystarczy pokazać księżniczce, że się dogadujecie to szybko od siebie się uwolnicie. – Odezwał się Pidge po chwili milczenia. – Może nawet się dogadacie.

-Właśnie, zawsze mogło być gorzej.

-Co jest gorszego od tego? - Potrząsną przed nim skutą ręką. 

-Eee no ... - Próbowali coś wymyślić ale nic im do głowy nie przychodziło. 

-Dobrze, skoro to już wszystko to pora się zbierać. – Powiedział Shiro przerywając niezręczną cisze. 

-Chodźmy coś przekąsić. – Powiedział zielony paladyn.

-Właśnie jestem taki głodny~ – Odezwał się Hunk.

Dwaj zrezygnowani paladyni wstali, zapominając o tym, że są skuci i każdy ruszył w inną stronę w skutku czego szarpnęli siebie nawzajem i upadli na ziemię.

-Idziemy tędy! – Powiedział zły Keith.

-Nie, bo tędy! – Równie zły powiedział Lance.

-Powiedziałem tędy. – Pokazał palcem w prawo.

-Chciałbyś. Idziemy tędy. – Również pokazał palcem, ale w lewo.

Skazani na siebieWhere stories live. Discover now