14

2.4K 234 5
                                    

Szybko dotarli do pomieszczenia gdzie trzymali swoje lwy. Znajdowały się tam tylko ich. Samotnie tam siedząc i zbierając kurz. Stanęli jak tylko znajdowali się blisko swoich nich. Każdy z nich kierował się w stronę swojego. Szarpnęli się nawzajem za skute ręce i zmierzyli się wzrokiem, który mówił  'o nie, to ja będę pilotował' i żaden nie miał zamiaru się poddać. Tak długo czekali aby chociaż wsiąść do swojego lwa. Patrzyli w swoje oczy z determinacją i ciągnęli się nawzajem próbując przeciągnąć drugiego na swoją stronę. Trwało to nawet długo i doszli do wniosku, że w taki sposób to nigdy nie wsiądą do żadnego i nigdzie się nie wybiorą. Zaprzestali ciągnięcia i cicho westchnęli. Jeszcze chwilę stali nic nie mówiąc. 

-Co ty na to aby papier, kamień, nożyce zadecydowały? - Powiedział Lance. 

-Pewnie. 

-No to... Papier, kamień nożyce!

-Kamień.

-Papier.

-Ha! - Krzyknął Keith. 

-Urgh! Do trzech razy sztuka! 

-Papier kamień nożyce!

-Nożyce.

-Kamień. 

-Tak! 

-Papier, kamień nożyce! - Spięli się. Teraz zależy tylko od jednej wygranej kto będzie pilotował.

-Papier.

-Nożyce. - Lance aż podskoczył ze szczęścia - O tak! 

-Nie ciesz się tak. Następnym razem to ja wygram. 

-Zobaczymy. A teraz chodź bo spędzimy tutaj cały dzień. 

Keith tylko westchnął. Nie miał wyboru i pozwolił się prowadzić przez chłopaka do jego lwa. Szatyn całą drogę cieszył się i kilka razy podskoczył jak małe dziecko, które dostało cukierka. Nawet to zabawnie wyglądało. Lance z uśmiechem od uch do ucha usiadł na fotelu. Nie mógł się doczekać kiedy już nim ruszy. Brunet podszedł trochę do przodu chcąc wstępnie zobaczyć panel sterowniczy. Niebieski paladyn nie czekając aż chłopak zajmie odpowiednie miejsce, ruszył gwałtownie. Keith nie spodziewał się tak nagłego ruszenia i w wyniku czego stracił równowagę. Nie miał niczego przed sobą czym mogły się złapać. Wylądował na torsie Lancea, siadając ukradkiem na nim. Spojrzał na niego spod byka z dołu, a szatyn jedynie uśmiechnął się patrząc na niego. Sam też nie spodziewał się tego ale było to zabawne. I kiedy jeszcze brunet wydał z siebie stłumiony pisk kiedy bezwładnie spadł na niego. Wiedział, że dostanie potem od niego za zrobienie czegoś takiego, ale było warto żeby zobaczyć i usłyszeć reakcję chłopaka. 

Keith opanował się na chwilę obecną aby nie wkopać szatynowi za coś takiego. Postanowił zachować to na później i w tedy mu przywalić. Gdy tak sobie myślał jak by go później ukarać, zauważył że nadal tak na nim siedzi i w dodatku wolną ręką ściska jego materiał ubrania na torsie. Niepewnie podniósł głowę patrząc na twarz szatyna, która pokrywała je lekkimi rumieńcami. Sam się teraz lekko zarumienił, a serce zabiło mu szybciej. Po niedługiej chwili niebieski paladyn wylądował, a Keith nie zauważył tego.

-Jesteśmy na miejscu. - Powiedział to spokojnie czekają na ruch Keitha. 

-Co? - Zapytał od czapy. Rozejrzał się i zauważył, że już wylądowali - A no tak. Już schodzę. 

Kusiło szatyna aby powiedzieć, że nie musi się spieszyć schodzić z niego. Nawet mu się to spodobało jak tak nieświadomie ściskał jego ubranie i jego lekki rumieniec na twarzy. Wyglądał tak uroczo, pomyślał. Jeszcze się nie przyzwyczaił do tego, że o nim tak myśli, w końcu to chłopak, a w dodatku jego wróg. Ale on naprawdę wygląda uroczo robiąc coś tak niewinnego. Musi się przyzwyczaić do tego. Jak tylko zeszli z lwa przywitali ich z radością. Na powitanie przywitał ich król ciesząc się z ich wizyty. Po chwili rzucili się na nich o mało nie przewracając paladynów. Zapomnieli, że oni lubią się bardzo przytulać. Lance nie narzekał, ale Keith nie za bardzo do tego przywykł. Trochę im zajęło uwolnienie się od ich uścisku, ale jak tylko się uwolnili podarowali im napoje chcąc ich ciepło przywitać.

-Ymm, dzięki - Powiedział Keith chwytając za napój. 

-O dzięki - Powiedział radośnie niebieski paladyn, również przyjmując kubek napoju. 

Upili łyka, a ich oczy natychmiast poszerzyły się. Ich twarze wygięły się w grymasie. Nie wytrzymali tego i wypluli napój. Przypomnieli sobie dlaczego nie piją żadnego napoju od nich. Był bardzo ohydny i gorzki. Nie wiedzieli co to jest i z czego to jest i raczej nie chcą się dowiedzieć. 

-Czy coś się stało? - Zapytała jedna z nich patrząc na nich. 

-Nie, nie nic się nie stało... - Odezwał się Lance.  

-Nie smakuje wam?

-Yyy nie... to.. - Lance nie wiedział co powiedzieć. 

-Było bardzo dobre... - Na szczęście Keith zdołał coś powiedzieć. 

-Cieszę się. - Uśmiechnęła się i odeszła od nich. 

-Dzięki, Keith.

-Spoko.

Zaproszono ich na ucztę specjalnie dla nich z okazji wizyty. Na co dzień nie mają gości więc postanowili zrobić ogromną ucztę. Paladyni chcieli ich przekonać, że nie muszą dla nich tego robić, ale król nalegał. Nie mieli wyboru jak tylko się zgodzić aby nie sprawić im przykrości. I tak by ich nie przekonali, już się tak nakręcili na to, że byłoby to niemal niemożliwe. Nakręcili się na to jak nigdy. Wszędzie było dużo jedzenia i picia. Niczego tam nie brakowało. Wszędzie leżały dziwne potrawy, niektóre wyglądały na jadalnie, a niektórych to nawet by nie chcieli widzieć.

Siedzieli w wyznaczonym miejscu, które przygotowali dla nich. Specjalnie tak aby było widać taniec i przedstawienie, które przygotowali dla nich. Przynieśli tace pełne jedzenia i położyli na stoliku przed nimi. Podali im jeszcze kolejne kubki z napojem.

-Nie musieliście... 

-Ależ musieliśmy. Jesteście naszymi honorowymi gośćmi. - Powiedział król. 

-No ale..

-Proszę się nie krępować i częstować. 

-Ahh. 

Popatrzyli na napój krzywo, nie chcieli tego pić. Uśmiechnęli się niepewnie i podziękowali. Patrzyli na nich, a oni nie wiedzieli co robić. Przełknęli ślinę. Upili łyka i posłali szeroki uśmiech chcąc pokazać, że im to smakuje. Jak tylko nikt nie patrzył i nie zwracał na nich uwagi zwrócili do kubka to co się napili i szybko wylali jego zawartość za siebie. Przedstawienie się zaczęło, a oni oglądali je w milczeniu. 

Skazani na siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz