Wytchnienie

191 29 16
                                    

37.
Wyszedł z terminala pewnym krokiem. Był zdecydowany jak jego skoki w miniony weekend, a także zadowolony na twarzy. Być może to z powodu dobrych rezultatów, być może z powodu powrotu do ukochanej osoby, która czekała na niego parę metrów dalej.

Ujrzał najpierw jej twarz, a potem całą ją. Była promienna, uśmiechnięta od ucha do ucha. A to wszystko na jego widok. Bowiem gdy tylko go zobaczyła ten ból w środku odchodził w cień i robił miejsce radości. Cieszyła się, że wreszcie na nowo zatonie w jego ramionach.

- Lizzy! – krzyknął, podbiegając do ukochanej.

Gdy tylko dotknął jej dłoni natychmiast pociągnął dziewczynę do siebie i sam nachylił się do przodu, by jak najszybciej połączyli się w uścisku. W ciągu ostanich kilku godzin jedynie o tym marzył, by przytulić ją i położyć kres samotności, która go dopadła. Samotności, której nie doświadczał, gdy ona była w pobliżu. Wtedy czuł, że jest na właściwym miejscu.

Gdy uścisk po około dziesięciu sekundach dobiegł końca, usta Kennetha wbiły się w usta Eli, na co ta pozwoliła i z rozkoszą oddawała otrzymane pocałunki. Brakowało jej tego i miała wrażenie, że może nie przestawać. Niech on wiecznie ją całuje i dotyka z tą niebywałą czułością, a jej to wystarczy. Bo tylko on mógł to zrobić, nikt inny.

- Jak tęskniłem… - rzekł, patrząc na twarz psycholożki, która po staremu starała się nie zdradzać żadnych emocji.

Lizzy więc mimo tego, że również tęskniła za skoczkiem, nie rozpłakała się.

- Też tęskniłam, Kenny. – odparła cicho, zaplatając ręce na jego ramionach.
- A jak Bruno? – zapytał z uśmiechem, ale i ojcowską troską. – Grzeczny był?
- I to jak. W końcu gdzie ma tak dobrze jak u mamy. – odpowiedziała, a jej komentarz rozśmieszył Gangnesa.
- Czyli z nim wszystko dobrze. A ty jak się czujesz? – spytał, ale Lizzy nie do końca wiedziała, czy pyta o to w kontekście ciąży czy w ogólnym.

„Źle. Zostań ze mną.“

- Wszytko jest w porządku. Mam tylko czasami swoje humorki jak każda ciężarna.

Kenneth spojrzał na nią poważnie.
- Ale ty nie jesteś każda. Jesteś moim jedynym upartym zakapiorem. – powiedział i ucałował czubek jej nosa.

Tym razem to on rozśmieszył Lizzy. Dziewczyna śmiała się przez dobrych parę sekund dopóki nie podszedł do nich Alex.

- O, widzę, że towarzystwo w humorze.
- Oczywiście szefie. – odparła i ustawiła się na baczność gotowa zasalutować.
- Wybacz Elizabeth, że nie dzwoniliśmy na sesję, ale w Sapporo była awaria na skoczni i nie było internetu, a do Pjongczang bezproblemowe połączenie z Norwegią jeszcze chyba nie dotarło. – rzekł szkoleniowiec.

Niemka skinęła głową na znak, że rozumie. Niezaprzeczalnie poczuła się lepiej, gdy usłyszała wytłumaczenie tego głuchego Skype’a.  Oznaczało to, że nikt wcale nie chce odsuwać jej od obowiązków, co za tym idzie, kadra nadal jej potrzebuje.

- Teraz w Lahti będzie inaczej. Zdecydowałem, że pojedziesz z nami.

Niemal się nie przewróciła, gdy usłyszała słowa Stöckla.

- Naprawdę? – dopytała.

Austriak uniósł ręce jakby kazał jej wstrzymać entuzjazm.

- Oczywiście jeśli twój lekarz zezwoli na podróż samolotem.
- A jeśli nie?
- Siła wyższa. – odparł Alex, jednoznacznie stwierdzając, że wtedy zostaje w Oslo.
- Wtedy ja też nie jadę. – włączył się Kenneth, który objął swoją dziewczynę ramieniem.

Life Support [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now