Pozdrowienia z raju

518 50 15
                                    

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
- Panie i panowie, zaraz stanie się faktem, że mamy nowego mistrza. Takich odległości nie osiągnął jeszcze nikt! I nie wiadomo, czy kiedykolwiek nasze drogie oczęta będą miały kolejną okazję, by coś takiego zobaczyć. Obserwujmy więc z zachwytem nowego triumfatora Pucharu Świata: Saverio!
- Saver, weź się na chwilę zamknij! – krzyknął do niego Johann.
- Ja mogę się zamknąć, ale moi fani nigdy tego nie zrobią. Prawda? – Włoch wskazał na dziewczynę stojąca 5 metrów od niego, która, wnioskując po jego twarzy, miała potwierdzić jego słowa.
Brunetka pomimo wielkiej sympatii do chłopaka, musiała przyznać rację skoczkowi. Nie chciała podcinać przyjacielowi skrzydeł, jednak każdy z obecnych wiedział, że żaden z niego skoczek, a uszy bolą od hałasu, jaki wydaje.
- Wybacz Saverio, myślę, że skakanie powinieneś zostawić profesjonalistom.
- Ależ Lizzy... Jak możesz mnie tak ranić? – powiedział teatralnie. - Myślałem, że się przyjaźnimy.
- W takim razie powinnam być raczej szczera niż miła. Nie uważasz, że na tym polega przyjaźń?
- Rany, przyjaźń z babą jest skomplikowana. Jak mężczyźni się przyjaźnią przynajmniej sprawa jest jasna – jeden pociesza drugiego, a potem razem idą na piwo. Jak tu z tobą wytrzymać!?
Lizzy zakręciła głową.
- Trzeba było prosić Kennetha o pomoc.
- Bądź pewna, że następnym razem tak zrobię!
- Czyżby ktoś mnie wołał?
Na dźwięk głosu za plecami, Niemka się uśmiechnęła.
- Tak, Kenny. Dzięki Bogu, że przyszedłeś. Przeżywam tu właśnie katusze.
- Naprawdę? Co się stało? – Norweg zaszedł Lizzy od tyłu i ułożył ręce na jej biodrach.
- Twoja dziewczyna podcina mi skrzydła. Uważa, że skoki nie są dla mnie.
Kenneth popatrzył na brunetkę z udawanym gniewem.
- Dlaczego robisz to Saverio?- spytał, a w jego głosie słychać było rozbawienie.
- Ach, ja wiem, że nie powinnam. Bardzo mi głupio. – odpowiedziała, starając się wystąpić jak najbardziej dramatycznie.
- Przeprosiny przyjęte. – zakończył krótko Saverio. – A może wytłumaczysz nam dlaczego nie było Cię na treningu, championie?
- Mała kontuzja nogi, ale to nic groźnego. Na sezon wszystko będzie dobrze.
- Na całe szczęście. – powiedziała Lizzy z wyraźną ulgą. To ona kazała Gangnesowi iść z samego rana na badania do lekarza kadrowego.
- Na całe szczęście, że zaciągnęłaś mnie do doktora. To mogłoby mieć poważne konsekwencje. – przytulił ją mocno na podziękowanie i czule pocałował w skroń.
- Och weźcie mi tu nie słodźcie. Nie każdy jest szczęśliwie zakochany na tym świecie. – Savera wyraźnie brało na wymioty.
Lizzy zwróciła uwagę jakich słów użył: „szczęśliwie zakochany”.
- To może po prostu powiesz Astrid co czujesz? – zaproponowała.
Włoch jak zawsze zareagował na imię Norweżki. Sam przed sobą chyba nie umiał się przyznać, że jest ona dla niego ważna. Nawet bardzo ważna.
- Ale Lizzy, ja nie wiem o czym ty mówisz. – powiedział, starając się przekonać wszystkich, także siebie.
- Ach tak? To dlaczego wypytujesz o nią bez przerwy, a jak jest w zasięgu wzroku to się tylko na nią gapisz? – spytał Kenneth.
- Wydaje ci się.
- Stary, co masz do stracenia? Spróbuj! Może się okazać, że to ktoś wyjątkowy i na dłużej.
Oczy Saverio były niepewne. Nie zdarza mu się to często więc mogło znaczyć tylko jedno. Zależało mu i się bał.
- Nie wiecie jak to jest. Wy jesteście dla siebie stworzeni i było to widać od początku, a ja...
- Wcale tak nie było. – odezwała się Lizzy. – Wiesz ile czasu musiałam się przyznawać przed samą sobą, że się w nim zakochałam? – wskazała na Norwega. – Nie sądziłam, że może nam się udać. A jednak. Życie jest nieprzewidywalne, ale dzięki temu jest piękne.
Kenneth popatrzył na nią z czułością i posłał uśmiech. W odpowiedzi uściskała mocno jego dłoń.
- A ty, Kenny? Od początku wiedziałeś, że kochasz Lizzy? – Saver zabrał głos.
- Nie. – odpowiedzi udzielił, cały czas patrząc na ukochaną. – Ale wiedziałem, że nigdy nie będzie mi obojętna. Myślę, że ty jesteś w podobnej sytuacji.
Saverio zadał więc kolejne pytanie.
- Czyli mam spróbować?
- Spróbuj! – odrzekli oboje na raz, po czym Gangnes delikatnie musnął wargi swojej dziewczyny. W jego objęciach czuła się żywsza i silniejsza. To było coś niesamowitego, czego chciała doświadczać już zawsze. Na zawsze z nim. Bo każdego dnia kochała go bardziej. Za jego wady i zalety, za jego uśmiech, troskę i oddanie. Za to, że w swojej nieidealności był idealny. Za to, że wprawiał ją w stan, jakiego nikt inny nie mógł wywołać.
Tego uczucia nie mogła opisać słowami, mogła je tylko przeżywać.
Zakochani byli w siebie wpatrzeni jeszcze parę minut. Nawet nie zauważyli, że zostali sami.

- Wieź mnie do domu! Padam z nóg! – zażądała psycholożka, rzucając się na przednie siedzenie pasażera w samochodzie Gangnesa.
- Pani życzenie jest dla mnie rozkazem. – zakomendował i  włączył silnik.
Lizzy oglądała oddalającą się skocznię. Od 2 tygodni była na niej codziennie. Właśnie tyle czasu trwały już zgrupowania kadry, na których obecność każdego członka ekipy była obowiązkowa. Dla niej obowiązkowa przez wielkie O, ponieważ z powodu swojego niemieckiego rodowodu oraz niezwykle silnego charakteru nie była ulubienicą trenera. I chociaż Stöckl nie był rasistą to jej pochodzenie mu nie podchodziło. O jego austriackim też mogła się brzydko wypowiedzieć, ale nie miała takiej potrzeby.
A co do Austriaków...
- O rety, Gregor do mnie dzwonił! – oznajmiła.
Kennethowi ta wiadomość z całą pewnością się nie spodobała.
- Co? – spytała Lizzy, wyraźnie widząc jego kwaśną minę
- Ależ nic.
- Zawsze to mówisz, gdy pytam o Gregora.
- Bo nie mam nic do powiedzenia. – odparł uparcie.
- Och, Kenny wiem przecież, że za nim nie przepadasz...
- Nie przepadam to delikatnie powiedziane. Nie rozumiem tylko, dlaczego cały czas się z nim przyjaźnisz.
- Bo to szczery i dobry chłopak, na którego mogę liczyć.
Zrobił zawiedzioną minę.
- Na mnie możesz zawsze liczyć.
Pogładziła go po policzku.
- Wiem o tym i cieszę się, że jesteś ze mną. Potrzebuję cię.
-  Ale jego też.
- Przecież to tylko przyjaciel.
- Tylko...
Lizzy zaczęła się śmiać.
- Jesteś zazdrosny. Znowu.
- Ja? Zazdrosny? Skąd!
- Kochanie, dobrze wiesz, że nie masz o co. – powiedziała, starając się mu przemówić do rozsądku.
- To nie takie proste. Przecież on nie jest zwykłym przyjacielem. To twój były, a na myśl, że coś was łączyło ja...
Jego troska i zazdrość ją rozbroiła. Nic na to nie poradziła, że uważała to za urocze.
- Zapamiętaj raz ma zawsze. To ty jesteś dla mnie najważniejszy. – i ułożyła swoją dłoń na jego.
Wziął głęboki oddech i odpowiedział.
- Też cię kocham.
Po chwili zaparkował samochód przy drodze. Lizzy już chciała wyjść i lecieć na spotkanie ze swoją kotką, gdy zauważyła, że wcale nie znajduje się pod właściwym budynkiem.
- Kenneth, to przecież twoje mieszkanie. Nie moje.
Skoczek pokiwał potwierdzająco głową.
- Dlaczego tu jesteśmy? – zapytała nie rozumiejąc.
Gdy skończyła mówić, Gangnes błyskawicznie wyskoczył z samochodu. Moment później otworzył przed nią drzwi.
- Eli, jesteś dla mnie najważniejsza na świecie i jeszcze nigdy nikt nie dał mi takiego szczęścia, jakie ty dałaś mi przez te pół roku. – złapał ją za rękę i popatrzył na nią przejęty. – Czy chciałabyś więc ze mną zamieszkać i uczynić mnie jeszcze szczęśliwszym?
Lizzy zaskoczona, z początku nie wiedziała, co powiedzieć. Jej oczy się zeszkliły i próbowała złapać oddech. Gdy to jej się udało, odzyskała głos. Problem jednak w tym, że nie wiedziała, co powiedzieć. Zaskoczył ją całkowicie i nie wiedziała, jakiej odpowiedzi udzielić. Musiała więc zaufać swojej intuicji.
- Zawieź mnie do domu, Kenny.
Gdy to usłyszał, spochmurniał.
- Ale dlaczego? – w jego głosie czuć było zawód.
Uśmiechnęła się.
- Bo muszę wziąć swoje rzeczy.

~~~
Wiem, że długo nic nie dodawałam, ale na brak weny trudno jak kolwiek zaradzić. Tak czy tak, dodaję nowy fragment i mam nadzieję, że się wam spodoba. Zachęcam do napisania waszych opinii w komentarzach.
Carmen ♡

Life Support [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now