Niezagojone rany

492 53 24
                                    

Godzinę po tych wszystkich wydarzeniach miała się odbyć sesja. Lizzy jak zawsze w pomieszczeniu, przeznaczonym do sesji była wcześniej. Zaraz po niej wpadła tam Linda.
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość, Lizzy.
- Tak?
- Dziś po raz pierwszy będziesz miała okazję poprowadzić sesję.
Dziewczyna jakby się przesłyszała, spytała:
- Naprawdę?
- Tak. Ja będę dziś pełniła tylko rolę obserwatora.
- Nie zawiodę pani.
„Ani siebie”.
- Jestem pewna, że pójdzie ci świetnie jak zawsze.
Też miała taką nadzieję.
10 minut później pojawili się pacjenci. Przywitali się grzecznie. Wśród nich był także Kenneth. Lizzy chciała go zapytać jak się czuje, ale Linda ją uprzedziła.
- Słyszałam o twoim upadku, Kennecie. Mam nadzieję, że wszystko już w porządku.
- Tak. Na szczęście, to nic poważnego i lekarze mnie wypuścili.
- Bez niego nie poradzimy sobie jutro. Dzisiaj też. W końcu musimy pokazać wszystkim, na co nas stać. – dodał Daniel.
- Zgadza się. – potwierdził Anders.
Dziewczyna podziwiała to, jak zgranym są zespołem. Praca z takimi ludźmi naprawdę ją cieszyła.
Po chwili głos zabrała ponownie Linda.
- Dzisiaj sesja nie będzie prowadzona przeze mnie, tylko przez Lizzy. Liczę na dobrą współpracę. – uśmiechnęła się do wszystkich i przeniosła wzrok na Lizzy, dając jej znać, by zaczynała.
„Będzie dobrze”.
- Tak więc, myślę, że my się już chłopaki znamy. – zaczęła i wywołała u nich śmiech. – Chciałabym was na początek zapytać o wasze samopoczucie przed konkursem.
Jak zawsze mogła liczyć na rozmowność Tandego.
- Ogólnie to tak jak zawsze. Nic nadzwyczajnego.
Forfang poszedł w jego ślady.
- Więc rewelacyjnie. – rozwalił się na krześle.
- Dokładnie. – odparł chórem Anders i Kenneth.
Atmosfera wydawała się przyjazna jak na początek.
„Jest dobrze”.
- Teraz, może byśmy porozmawiali o dzisiejszym konkursie...

Chłopcy opuścili pomieszczenie po 30 – minutowej sesji, która okazała się być naprawdę udana. Przynajmniej dla Lizzy. Przynajmniej jak na pierwszą sesję.
- Dobrze się spisałaś. – pochwaliła ją Linda.
- Dziękuję.
- Widzę, że nawet z Kennethem jest już lepiej.
- Tak. Może to jeszcze nie Daniel, ale przynajmniej odpowiada na pytania.
- Mówiłam ci, że będzie lepiej.
Musiała przyznać Lindzie rację. Pokiwała więc głową.
- Widzimy się jutro. – powiedziała jej przełożona i wyszła.
- Do zobaczenia. – pożegnała się i spojrzała na zegarek. Zostawały jej aż 3 i pół godziny do rozpoczęcia pierwszej serii.
Miała 2 możliwości: zostać tu i szwendać się bez sensu lub wrócić do hotelu, by odpocząć. Zwyciężyła opcja druga. Szybkim ruchem zgarnęła wszystkie swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Na korytarzu zatrzymał ją jednak pewien głos.
- Elizabeth! Stój!
W kadrze była tylko jedna osoba, która zwracała się do niej pełną wersją imienia. Stojąc więc tyłem zapytała:
- O co chodzi szefie?
Podszedł do niej zdenerwowany.
- Nie udawaj niewiniątka. Chodzi o ciebie i Kennetha.
- Nie rozumiem. – powiedziała zgodnie z prawdą.
- Nie da się nie zauważyć, że jesteście ze sobą jakoś związani.
- Wcale nie jesteśmy! – zaprzeczyła.
- To jak mi wyjasnisz dzisiejszą sytuację na skoczni?
- Ja... po prostu się przestraszyłam, że mógł sobie coś zrobić. Gdyby tak było, nie mógłby skakać.
Pomachał głową.
- I na pewno tylko dlatego się martwiłaś?
„Nie”.
- Tak.
Stöckl wydawał się nieprzekonany.
- Elizabeth, ja ci nie zabraniam związków. Wręcz przeciwnie. Ustatkuj się, bądź szczęśliwa. Uwierz mi, życzę ci dobrze.
„Jestem w szoku”.
- Tylko nie wiąż się z nikim z kadry. Tylko tyle. Zrozumiane?
Nie wiedziała do końca, co odpowiedzieć na jego wywód. Mogłaby zaprzeczać i przysiąc, że tak się nigdy nie stanie. Ale zwyczajnej nie mogła.
- Nie możesz Alex decydować za mnie i układać mi życia.
Stöcklowi zmęczenie malowało się na twarzy.
- Zrozum po prostu, że to nie jest dobry pomysł. Nie mam zamiaru ci ingerować w życie.
- To dobrze. – powiedziała. – Skończmy więc tę rozmowę i niech każdy wróci do własnego.
Jej stanowczość była ogromna i szef nic nie odpowiedział. Dopiero kiedy ruszyła przed siebie krzyknął:
- Elizabeth, jak ja cię nie cierpię!
„Też cię lubię szefie”.

20.
W hotelu zajmowała niewielki pokój na spółkę z Astrid i Fredem. Oboje byli teraz zajęci na skoczni więc miała całą przestrzeń dla siebie. Z braku zajęć włączyła telewizor. Przeglądała kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawego, ale okazało się, że w polskiej telewizji jest najwięcej schematycznych paradokumentów. Wyłączyła zatem sprzęt i wyjrzała przez okno.
Stała, opierając się o parapet. Oglądała wysokie góry, które wyglądały cudownie w zimowej scenerii, a także ulice Zakopanego, które z powodu konkursu Pucharu Świata były pełne ludzi. Ich hotel stał na uboczu więc w świetnym miejscu do obserwowania wszystkich i wszystkiego. Widziała godzącą się po kłótni parę, grupkę dzieci bijących się na śnieżki oraz szczęśliwą rodzinę z dwójką dzieci na baranach. Coś cudownego.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Lizzy była zdziwiona. Kto to mógł być o tej porze? Prawie cała kadra siedzi teraz zajętą w kwaterze. Powoli podeszła do drzwi i je otworzyła.
- Cześć.
- Cześć. – nie kryła zdziwienia na jego widok. – Co tutaj robisz? Nie masz jakiś ostatnich treningów?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie. Alex nie chce nawet o tym słyszeć. Po upadku,  gdy się okazało, że nic mi nie jest, kazał mi usiąść i odpoczywać, bym się zregenerował przed konkursem.
- Czyli nudzisz się tak jak ja. – odparła. – Po co przyjechałeś do hotelu?
Wykrzywił się na moment i westchnął ciężko.
- Szukałem cię. – powiedział wreszcie.
- Dlaczego?
- By pogadać. Chciałbym z tobą pogadać.
Podparła się rękami na bokach.
- Ostatnio jak chciałeś pogadać, wymienialiśmy stolicę świata.
- Pamiętasz już stolicę Hondurasu? – spytał z uśmiechem.
- Tegucigalpa. – odpowiedziała i oboje się zaśmiali.
Potem Kenneth spoważniał. Podszedł do parapetu i się o niego oparł.
- Po tym jak dzisiaj upadłem... – zaczął. – zrozumiałem coś. Pomyślałem o tobie. Zrozumiałem, że kiedy ty się starałaś ze mną współpracować... ja cię odtrącałem. Nigdy nie byłem też chętny ci pomóc, tylko cię krytykowałem. A ja... nie chcę taki wobec ciebie być.
Wydawało jej się, że dostała palpitacji serca.
- Wiem, że nie było że mną łatwo na sesjach, ale myślałem, że jesteś jak inni psychologowie, którzy tylko chcą rzucić jakąś gadkę i powiedzieć do widzenia.
Na chwilę zamilkł jakby powiedział za dużo. Lizzy czuła jednak, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej i chłopak ma do powiedzenia zacznie więcej.
- Ale teraz ci ufam. Wiem, że taka nie jesteś.
- A ja ufam tobie, Kenneth. – podeszła do niego i chwyciła jego dłoń.
Patrzył na ich łączące się palce.
- Tobie było mi zaufać jeszcze trudniej.
- Jak to? – zadała pytanie szeptem.
Spojrzał jej w oczy.
- Jesteś gotowa poznać moją historię? Tą, którą zna niewielu i która pomoże ci to wszystko zrozumieć?
Dziewczyna przełknęła ślinę. Wreszcie ma szansę na odpowiedzi, których szukała od paru miesięcy. Czy jest gotowa je usłyszeć?
- Ja jestem, ale chcę żebyś to ty był gotowy mi ją wyznać.
- Jestem. – odpowiedział stanowczo.
Usiedli więc na podłodze naprzeciwko siebie i oparli się o łóżka. Kenneth z początku wpatrywał się tylko w podłogę pogrążony w myślach. Wreszcie jednak zaczął mówić:
- Miałem 17 lat. Zaczynałem już skakać, ale bez większych sukcesów. Chodziłem też do liceum. Miałem w klasie piękną dziewczynę, która podobała mi się... och od zarania dziejów. Wyróżniała się na tle innych. Nie tylko z wyglądu, ale i charakteru. Była taka radosna i otwarta. Niestety nie miałem śmiałości jej nigdzie zaprosić. Trwałem więc tylko w nadziei, że może kiedyś to się zmieni. Aż pewnego dnia w szkole ogłoszono wymianę do Włoch. Zostałem wybrany do grupy 10 osób, które tam pojadą i wśród nich była również ona. – zaśmiał się. – Przyjechali tam też Hiszpanie, Anglicy. Wtedy poznałem Saverio. Niewiele się zmienił od tamtego czasu. Zaprzyjaźniłem się też z Hiszpanem. Tak czy tak na wyjeździe postawiłem wszystko na jedną kartę i zaprosiłem Sarę na randkę. Byłem szczęśliwy ponieważ się zgodziła. Cudownie spędziliśmy tam razem czas i do Norwegii wróciliśmy jako para. To było spełnienie moich marzeń. Cieszyłem się, jak miałem ją przy sobie. Zawsze mnie wspierała w skokach, a ja w zamian byłem jej całkowicie oddany. Chodziliśmy do końca liceum, a potem przyszedł czas na studia. Wybraliśmy uniwersytet w Oslo i wynajęliśmy małe mieszkanie ponieważ stwierdziliśmy, że nie ma co zwlekać z zamieszkaniem razem. Tak ją kochałem. Rodzice też ją polubili. Mój ojciec, który wygląda na o wiele młodszego niż jest w rzeczywistości, nawet próbował ją poderwać. Ona się na to głośno śmiała. To był najlepszy okres naszego związku. – powiedział to ze smutkiem. – Później moja kariera w skokach zaczęła się rozwijać. Wyjeżdżałem co raz częściej i zostawiłem ją nawet na tydzień samą. Dobrze wiedziałem, że to niszczy nasze relacje. Oddaliła się ode mnie i nie chciała rozmawiać. Czasem słyszałem jak płakała w nocy. Byłem przekonany, że to przeze mnie. Odwołałem więc resztę wyjazdów i zostałem z nią w Oslo. Najbardziej chciałem jej szczęścia. Parę tygodni później wszystko było jak dawniej, a ja stwierdziłem, że to doskonały czas, by się oświadczyć. – przerwał w tym miejscu i kontynuował dopiero po około minucie. – Kupiłem najdroższy pierścionek na jaki było mnie stać i 10 tuzinów róż. Pojechałem do domu rodziców i postanowiłem tam urządzić romantyczną kolację zaręczynową. Tego weekendu miało ich nie być w domu z powodu delegacji. Rozłożyłem więc róże na podłodze i zamówiłem najlepsze specjały z włoskiej restauracji. – oddychał głęboko jakby nie był w stanie kontynuować. – Chciałem znaleźć narzędzia taty by przyczepić lampki. Zadzwoniłem wiec do niego, by dowiedzieć się gdzie są. Jego telefon... zaczął dzwonić na górze. Nie rozumiałem, co się dzieje więc poszedłem sprawdzić. Wszedłem do sypialni rodziców. I zastałem mojego ojca nagiego w łóżku. Nie był sam. – jego głos się załamał. – Był z Sarą. Gdy mnie zobaczyli oniemieli. Ja z początku też. Jedynie stałem i się na nich patrzyłem. Potem jednak zacząłem się na nich drzeć. Ojcu powiedziałem, że nigdy mu tego nie wybaczę, a Sarę wyrzuciłem za próg jeszcze tego samego dnia. Broniła się, że była samotna jak wyjeżdżałem i samo się stało. Ale czy ktoś ją do tego zmuszał? Mi też było ciężko, kiedy przebywałem z dala od niej. Tego samego dnia powiadomiłem mamę bo nie mogłem znieść myśli, że ten bydlak mógłby ją dalej okłamywać. Wtedy się rozwiedli. Ojciec zamieszkał z Sarą. Ja natomiast przeprowadziłem się na pół roku do mamy i wspierałem ją w tym ciężkim okresie. Od tej pory nie mogłem zaufać od zaraz żadnej dziewczynie. Wszystko odreagowywałem na skoczni. Wyjeżdżałem częściej i na dłużej. Trenowałem w każdej wolnej chwili. Skoki mnie pochłonęły i uratowały. Bez nich moje życie byłoby pełne tylko bólu. – ponownie zamilkł na parę sekund – To jest moja historia.
Lizzy nie mogła uwierzyć, że to prawda. Tak długo starała się go poznać, włażąc mu z butami w życie. Była pewna, że za jego postawą kryje się jakiś sekret i niezagojone rany. Jednak przenigdy nie przypuściłaby, że zdrady dopuściły się wobec niego 2 najbliższe osoby. Jego wieloletni autorytet w jednej chwili stał się dla niego człowiekiem pogardą, a ukochana zmieniła się w puszczalską zdzirę.
Nie miała słów, by opisać to, jak się teraz czuła. Jej oczy lekko zwilgotniały. Może ze współczucia, może z utożsamienia się z jego problemem. Nie wiedziała dokładnie.
Usiadła obok niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Tak mi przykro. – odrzekła cicho.
Gdy podniósł na nią wzrok zobaczyła, że nie tylko jej oczy się zeszkliły. Kenneth nawet po tylu latach na to wspomnienie strasznie smutniał. Nie wielu mogło go zapewne oglądać w tak prywatnej odsłonie. Lizzy jednak obdarzył zaufaniem i z tego powodu czuła, że powinna go wspierać na wszelkie sposoby.
- To nie twoja wina. – powiedziała.
- Gdybym jej wtedy nie zostawiał...
- Nie. Nie mów tak.
- Ale to prawda.
- To nie jest prawda. Skoro to zrobiła to znaczy, że Cię nie kochała. Że zasługujesz na kogoś lepszego.
Kenneth popatrzył na nią z nadzieją, że ma rację. Nagle Lizzy sobie o czymś przypomniała.
- Ale dlaczego powiedziałeś, że mi było szczególnie ciężko zaufać?
Plamki w jego oczach zadrgały.
- Bo przypominasz mi Sarę.
Potrząsnęła głową.
- Naprawdę?
- Tak. Jesteście podobne.
- Och. – wykrztusiła. – Rozumiem.
Trwali w ciszy przez minutę, po czym Lizzy zadała pytanie:
- Linda wie o tym wszystkim?
- Tak. A poza nią tylko parę osób z rodziny, Saverio i mój drugi przyjaciel.
- A teraz powiedziałeś mi...
- Mam nadzieję tylko, że nie wykorzystasz tej wiedzy przeciwko mnie. – starał się to powiedzieć z uśmiechem, ale nie wyszło.
Przytuliła się do niego. Teraz rozumiała jego zachowanie.
- Nigdy.

~~~
Oto nowy fragment! Zdziwieni??? Naszego bohatera wiele kosztowało to wyznanie. Dajcie mi znać, co sądzicie.
Carmen

Life Support [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now