21

20.9K 1.6K 141
                                    

Jedzenie miało być dostarczone do głównej sypialni w domu. Lara nie tłumaczyła się dlaczego tak dużo. Była partnerką Alfy, a więc ich Luną, przez co miała swoje przywileje. Po wydaniu niezbędnych instrukcji, pospieszyła szybko na górę, zabierając wcześniej różne medykamenty. Miała zamiar opatrzyć rany na ciele Broka. Miała dopiero dziewiętnaście lat, a on był tylko trzy lata młodszy od niej, lecz jej instynkt opiekuńczy wybuchł ze zdwojoną siłą. 

Weszła po cichu do sypialni. Drzwi od łazienki były otwarte, a plusk wody świadczył, że jeszcze brał kąpiel. Nie chciała znowu natknąć się na nagiego Broka. I tak było zażenowana wcześniejszą sytuacją. Do tego zostawił na niej swój zapach. Trudno, później będzie się martwić konsekwencjami. Teraz najważniejszy był on i jego rany. Odezwała się dając mu znać, że już wróciła.

- Jestem już - powiedziała na tyle głośno, żeby usłyszał.

- Zaraz wychodzę.

- Nie spisze się, poczekam.

Podeszła do okna, rozsunęła całkiem zasłony, aż promienie słońca zaczęły tańczyć na drewnianej podłodze. Otworzyło jedno skrzydło, żeby do środka wpuścić trochę świeżego powietrza. Zaciągnęła się nim, a zapach lasu wypełnił jej płuca. Lecz po chwili jej wilk się uaktywnił.

~ To się źle skończy - ostrzegło ją wilcze ja.

~ On potrzebuje opieki.

~ A co ty Matka Teresa z Kalkuty jesteś? 

~ Czasem mam ochotę cię udusić.

~ Jaka szkoda, że nie możesz. Ale obawiam się reakcji Nicka. Ty naprawdę postradałaś rozum, że go tutaj przyprowadziłaś.

~ A niby gdzie miałam go umieścić? To był pokój ich rodziców. Chciałam, żeby poczuł się bezpiecznie. 

~ Nasz mate wpadnie w szał - dalej jęczał futrzak.

~ Nie masz czegoś ciekawego do roboty? Pokop dziury czy coś w tym stylu - Lara oprawiła swoją wilczycę. Działała jej na nerwy.

Rozległo się pukanie do drzwi, więc Lara pospiesznie podeszła do nich i odebrała tacę z jedzeniem. Omega dziwnie na nią popatrzyła, ale nie powiedziała ani słowa, tylko obróciła się na pięcie i odeszła. 

- I bardzo dobrze - mruknęła do siebie.

Z jedzeniem, którego było jak dla wojska, podeszła do niewielkiego stolika przy oknie i postawiła go tam. Zaburczało jej w brzuchu i zdała sobie sprawę, że przez tę całą sprawę z piwnicą nie zjadła nic od śniadania. A jedzenie tak pachniało i kusiło. Sięgnęła po plasterek cudownie pachnącego bekonu i zatopiła w nim zęby. Pycha.

- Czy ty zamruczałaś? - Obróciła głowę na niski głos. Brok właśnie wyszedł z łazienki i był ubrany jedynie w spodnie.

- Chyba tak. Podejdź - zaprosiła go do stolika. - Kiedy ty będziesz jadł, ja zajmę się twoimi plecami.

- Nie trzeba, w końcu się zagoją.

- Trzeba. Teraz jesteś moją rodziną, a o rodzinę trzeba dbać. Siadaj - wydała mu rozkaz. 

Nie odezwał się, tylko posłusznie zajął wskazane miejsce. Zaburczało mu w brzuchu, aż poczerwieniał z zażenowania. Lara mu współczuła. Musiała go ośmielić. Już nikt nigdy nie wyrządzi mu krzywdy. Wstała z różnymi maściami w dłoni i podeszła do jego fotela, stając za nim, po czym pochyliła głowę.

- To wszystko ma zniknąć - dała mu do zrozumienia, że jedzenie jest tylko jego.

- Tyle tego - oczy mu rozbłysły, a żołądek domagał się jedzenia. 

Lara patrzyła z uśmiechem na ustach, kiedy Brok rzucił się na jedzenie. Cieszyła się, że mu smakowała i z takim zapałem zabrał się za swój posiłek. Powoli wycisnęła pewną maść na wacik i  sukcesywnie przykładała jego ran. Próbowała pozbyć się drobinek srebra, które na pewno pozostały na jego skórze. 

Nick wbiegł po schodach i skierował się do sypialni, gdzie poczuł zapach. Był dziwnie znajomy, ale jednocześnie obcy. Zawarczał i z chęcią mordu w żyłach otworzył z hukiem drzwi, a jego wzrok powędrował na Larę i...jej dłonie na męskim ciele. Oczy mu pociemniały, jego wilk był tuż pod skórą. Z jego piersi wydobył się przeraźliwy ryk. Jego kobieta dotykała jakiegoś kutasa. Zacisnął dłonie w pięści, po czym obnażył swoje białe, ostre kły.

- Co to, kurwa, ma znaczyć?! - Rzucił się w ich kierunku. - Dotykasz jakiegoś sukinsyna?!

Brok się wzdrygnął i spuścił głowę, natomiast Lara zastygła z dłonią na jego karku. Jej wzrok powędrował do... Nicka. Jego twarz wykrzywił wściekły grymas.  Momentalnie oprzytomniała, zabrała dłoń i stanęła między braćmi. Zasłoniła swoim ciałem Broka.

- Stój! - Warknęła groźnie.

- Zejdź mi z drogi. Zajebię go! - Ryknął i załapał ją za ramiona w celu przesunięcia.

- Nie! Ani się waż - ułożyła dłonie na jego piersi.

- Zdradzasz mnie z nim?!

- Czyś ty ochujał?! - Wrzasnęła i pchnęła go tak mocno, że w końcu ją puścił. - A teraz zamknij się! Jeżeli coś mu zrobisz, to obiecuję ci, że będziesz spał w drugim pokoju i jedyne co zaliczysz to kolejkę w barze!

Nick z warczeniem patrzył na swoja partnerkę. Nie podobało mu się to wszystko. Pierwszy raz widział ją taką wkurzoną i stanowczą. Zacisnął usta i czekał. Lara obróciła się do niego plecami, zrobiła dwa kroki i pochyliła się na tym fiutem. Z jego piersi wydobyło się ostrzegawcze warczenie. Był cholernie terytorialny, i jeżeli ten koleś ją tknę, utnie mu łapy.

- Nie bój się, on nie wie kim jesteś - wyszeptała.

- Nie chcę tam wrócić.

- Po moim trupie to się stanie. Jesteś bezpieczny. Proszę cię, wstań.

Brok z lękiem i ze spuszczoną głową wstał. Bał się, cały w środku drżał na myśl, że znowu będzie torturowany. Lara z rozmysłem ścisnęła jego dłoń, na co Nick warknął.

- Miałeś jeszcze brata - zaczęła Lara - pamiętasz go?

Nick został zbity z tropu. Skąd u diabła wiedziała?

- Skąd wiesz? - Wycedził. Wspomnienia bolały.

- Miałeś? - Naciskała.

- Tak, miał cztery latka, kiedy... kiedy wybuchł pożar. 

- Pamiętasz jego imię? - Poczuła uścisk dłoni.

- Brok - odpowiedział Nick i wyglądał jakby na moment gdzieś odpłynął.

- Nick, to jest Brok - szare oczy Nicka skupiła się na chłopaku, po czym rozszerzyły w oszołomieniu - to jest twój brat.

- Ty nie żyjesz - warknął. - Nie możliwe - pokręcił głową - znamię...

- Takie? - Wyciągnął swoją prawą rękę i pokazał dłoń. Na wewnętrznej stronie miał coś, co przypominało... odcisk łapy. 

Nick poczuł się, jakby dostał obuchem w głowę. Jego braciszek miał takie samo znamię jak on. To była ich cecha dziedziczna, tylko każdy miał go w innym miejscu. Popatrzył na wyciągniętą dłoń chłopaka, po czym na niego samego. Prawda prawie zwaliła go z nóg. Zachwiał się, po czy zrobił coś, czym sam siebie i innych zaskoczył. Chwycił chłopaka w męski uścisk, o mało go nie miażdżąc...

Wilcza krewWhere stories live. Discover now