16

25.3K 1.6K 117
                                    

Rick rozpętał istne piekło i dokonał rzezi. Zmienni nie poddający się pod dowództwo Nicka, zostali wyeliminowani. Kilkanaście wilków położono pokotem na posiadłości Blackthorn'ów, a reszta, która nie uciekła i pamiętała jeszcze Nick z czasów jego dzieciństwa, była nader chętna do przystania do nowego Alfy, który był prawowitą głową stada. Walka była skończona, a nowym Alfą stada na  północy i Dzikich został właśnie Nick Blackthorn, najstarszy z braci.

Rick kazał zabrać ciała z domu i wyczyścić go z tego całego gówna. Powietrze przesiąknięte było zapachem śmierci, gdzie unosił się gęsty zapach krwi i smród tchórzostwa. Zostawił swoich i Nicka ludzi i popędził na górę, gdzie wiódł go nos. Dotarł do zamkniętych drzwi, pchnął jej lekko i przystanął w progu, spoglądając na łóżko. Jego siostra był opiekuńczo tulona przez ramiona Nick, który cicho mówił uspokajające słowa. Jednak to woń krwi zburzyła mu myśli. Wszedł do środka, robiąc przy tym trochę hałasu, jednak nie zaskoczył swoim najściem Blackthorn'a, a

- Co z nią? - Rick wyszeptał pytanie.

- Ten sukinsyn ... na całej jej ciele czuję jego zapach - warknął. - Ma ranę na głowię i zdaje się, że potrzebuje czasu na regenerację.

- Czy on...? - Dalsze słowa nie chciały wyjść przez jego gardło.

- Zgwałcił? Nie wydaje mi się, kiedy ją znalazłem była naga od pasa w górę, a nie od pasa w dół.

- Chwała Bogu.

- Ten tchórz uciekł i gdyby nie Lara, dopadłbym go i rozerwał gardło. Ale na pewno jest ranny, może uda mi się go wytropić. - Delikatnie odłożył śpiącą dziewczynę, owinął się kocem, gdyż nie miał zamiaru świecić klejnotami przed inna Alfą, po czym wstał z łóżka. - Dorwę go nawet w piekle, a piekło już nadchodzi.

- Nie - warknął Rick.

- Nie? A niby dlaczego?

- On jest mój i wierz mi, mam takie same powody jak ty. I nieważne czy twoje są lepsze, ten kutas zasługuje na śmierć. Ty musisz zostać z moją siostrą. Znam ją i wiem jakie ma słabe punkty. Niestety uraz głowy będzie leczyć długo, za długo, żeby pozostawała sama bez opieki, a twoim obowiązkiem wobec niej, jest dbanie o nią. Jest twoją bratnią duszą.

- Wiem, kocham ją - wypowiedzenie tych słów przyszło Nickowi naturalnie, tak jak oddychanie.

- To cię wzięło, bracie - zaśmiał się Rick, po czym wyszedł.

Blackthorn podszedł do drzwi i zamknął je, opuścił koc i ruszył do łazienki, która kiedyś również należała do jego rodziców. Na ich wspomnienie zrobiło mu się smutno. Zapewne nigdy nie dowiedzą się, że przeżył, gdyż zginęli w tym cholernym pożarze. Jego brat odebrał mu wszystko co kochał, i chciał odebrać mu kolejną osobę. Ale prędzej sam zginąłby, niż pozwoliłby, żeby ktoś kiedyś skrzywdził Larę. Cholera, była jego kobietą, jego samicą i to z nią będzie miał młode. Jego terytorializm dał o sobie znać, lecz w pierw musiał doprowadzić się do porządku.

Stanął na zimnych kaflach, pod strumieniem chłodnej wody, który uderzał nieprzyjemnie w jego pokiereszowane ciało, zmywając z niego zaschniętą krew, oraz zapach Chrisa. Kiedy woda przybrała przyjemną temperaturę, namydlił się cały, na co rany zapiekły żywym ogniem. Zacisnął szczękę, by kontynuować czynność. Po chwili wytarł niedbale swoje ciało przyjemnie miękkim ręcznikiem i owinął go wokół bioder. Bose stopy zostawiały mokre ślady na ciemnej drewniane podłodze, kiedy szedł w kierunku łóżka i swojej ukochanej. Zrzucił materiał, zwinnie ułożył się koło Lary, wziął ją w ramiona i przykrych ich oboje ciepłym kocem. Ucałował czoło i zamknął powieki. Im szybciej zaśnie tym szybciej jego mate do niego wróci.

Lara miała wrażenie, że  jeszcze chwilą, a jej głowa za chwilę eksploduje. Nieznośny ból rozchodził się po całym jej ciele, ale było też coś kojącego. Coś co utulało ją niczym miękki obłoczek. Czuła obezwładniający zapach oraz ciepło tak kuszące, że przysunęła się bliżej jego źródła. Z zamkniętymi powiekami, przesunęła dłonią i natrafiła na coś twardego. Uchyliła senne powieki, by ujrzeć przy sobie... Nicka. Myśli zawirowały jej w głowie, wspomnienia wróciły. Przesunęła palcami po włosa i wzdrygnęła się na uczucie zaschniętej skorupy. Przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło się wczorajszego, a może dzisiejszego wieczoru? Nie była pewna jak długo spała. Ale nie miało to większego znaczenia, bo przy jej boku leżał jej mate, nie Chris, tylko Nick. Nick Blackthorn był jej bratnią duszą. I po ostatnich wydarzeniach postanowiła to w końcu zaakceptować. O tak, cholera, wiedziała wcześniej o tym, ale teraz chyba byłaby pora dać mu znać, że ona nie miałaby nic przeciwko sparowaniu się. Pragnęła jego całego. Chciała poczuć te cudowne dłonie i usta na swoim ciele, które pieściłby centymetr po centymetrze jej skóry. Pragnęła silnego i cudownie pachnącego ciała, zatapiającego się w jej ciele. Nie miała ochoty nigdy więcej czuć się tak, ja wtedy, kiedy obudziła się obok nie tego brata  Blackthorn co trzeba. 

~ W końcu zdałaś sobie sprawę, co jest dla ciebie dobre - mruknęła przeciągle jej wilczyca, która również obudziła się z letargu.

~ A czy jest sens uciekać od przeznaczenia, kiedy ona znajdzie cię wszędzie? I przestać tak jęczeć i marudzić, bo głowa mi pęka.

~ Gdyby nasz przeznaczony oznaczył cię jak trzeba, ból minąłby jak ręką odjął. Ale musiałabyś...

~ Jesteś wkurwiającym futrzakiem. Gadaj, co musiałabym.

~ Och nic takiego, naprawdę, tylko possać jego fiuta, żeby go zachęcić.

Wilcza krewWhere stories live. Discover now