Rozdział 2 - Bez szans

2.3K 154 534
                                    


- POSTRADAŁEŚ ROZUM?!

Okrzyk był tak głośny, że kilkanaście osób obróciło głowy, by zerknąć w stronę stolika, przy którym trzej mężczyźni grali w karty. Nawet barman przerwał wycieranie szklanki i wychylił szyję, by sprawdzić, o co ta cała afera.

Szczupły szatyn, rozczochrany blondyn i barczysty nerwus z włosami związanymi w kucyk siedzieli niedaleko barku, tuż obok wielkiego plakatu „Gwiezdnych Wojen". Przy czym nie był to jedyny obrazek z groźnym obliczem Vadera - jak doskonale wiedzieli stali bywalcy knajpy, właściciel przybytku cierpiał na poważne uzależnienie od fantastyki i science-fiction. A Sankt Petersburg najwyraźniej uzależnił się od zimy - mimo nadejścia maja, mrozy nie opuściły miasta. Szalejąca na zewnątrz burza śnieżna idealnie uzupełniała się z miną siedzącego plecami do okna mężczyzny.

- Mój rozum ma się dobrze, dziękuję bardzo. – chłodno oświadczył Yakov – Dobierasz z talii, czy bierzesz z kupki?

Igor Antonov nie zrobił nie jednego, ani drugiego. Podobnie jak Pavlo Kapustin, gapił się na Feltsmana. Szok sprawił, że dłonie menadżera i fizjoterapeuty opadły na stolik, ukazując, co każdy z dwójki mężczyzn miał w swoim „arsenale".

- Widzę wasze karty. – Yakov wycedził, posyłając papierowym wachlarzom wymowne skinienie.

Jednocześnie zaklął pod nosem. Koledzy byli w pełni gotowi do „wykładki" – Igor i Pavlo mieli mocne sekwensy z karolem, królówką i pedałem (jak Feltsman zwykł nazywać króla, damę i waleta). A co trzymał Yakov? Prawie same dwójki, trójki i czwórki! I ani jednej, kurwa, figury... ani jednej! Jeżeli przed końcem partii uzbiera pięćdziesiąt jeden punktów, to będzie pierdolony cud!

- Wycofaj się z tego. – odezwał się Pavlo – Sytuacja jest beznadziejna. Nie dasz rady.

Yakov spojrzał na niego spode łba.

- To co mam zrobić? Rzucić kartami? Nie mam wyjścia, muszę grać z tym, co mam.

- On nie miał na myśli remika. – wzdychając, powiedział Igor – Chodziło mu o twój zakład z Wronkovem.

- Zrozumiałem, o co mu chodziło. – burknął Feltsman – Dlatego odpowiedziałem, że nie zamierzam się poddawać. Zmierzę się z łysym pantoflarzem. Co ważniejsze, przestań opóźniać grę. Decyduj się: bierzesz żołędnego pedała, czy nie bierzesz? – postukał palcem w leżącego na szczycie kupki jopka trefl.

Antonov wziął wspomnianego waleta, wyłożył się i wyrzucił niepotrzebną kartę... którą z kolei przejął Pavlo. On również zdecydował się na wykładkę. W efekcie menadżer i fizjoterapeuta zostali z kilkoma sztukami w rękach, natomiast Yakov wciąż trzymał wszystkie czternaście kart. Feltsman zaklął pod nosem: sytuacja w istocie BYŁA beznadziejna.

Może powinienem zamówić sobie trochę wódki? – zastanowił się – Ale z drugiej strony... co jeśli ZNOWU nabawię się bóli żołądka?

Opiekun Klubu Mistrzów wzdrygnął się. Od czasu bankietu miał straszną biegunkę - efekt władowania w siebie czterdziestu siedmiu pierogów. O dwóch więcej od Wronkova. No bo przecież trzeba było w jakiś zacny sposób uczcić „ostateczne starcie", a odwieczni rywale uznali, że najlepiej zrobić to... zakładając się ponownie. Tym razem o to, kto zje więcej pierogów. No więc siedzieli i jedli.

Ostatnie dziesięć wyrzygali. Pozostałe trzydzieści parę wydalali przez ostatnie kilka dni „drugą stroną". Raz nawet wpadli na siebie w aptece - walka o ostatni środek przeczyszczający była wręcz epicka, prawie doszło do rękoczynów, na szczęście rozsądny farmaceuta w porę powstrzymał rozlew krwi, nakazując rywalom rozstrzygnąć spór szybką partią „marynarzyka". Yakov jakimś cudem wygrał. Nie żeby mu to w czymś pomogło... Uciążliwe bóle brzucha za nic nie chciały ustać! Być może dlatego... że winy wcale nie ponosiły pierogi?

Zakład (Yuri on Ice)Where stories live. Discover now