- POSTRADAŁEŚ ROZUM?!
Okrzyk był tak głośny, że kilkanaście osób obróciło głowy, by zerknąć w stronę stolika, przy którym trzej mężczyźni grali w karty. Nawet barman przerwał wycieranie szklanki i wychylił szyję, by sprawdzić, o co ta cała afera.
Szczupły szatyn, rozczochrany blondyn i barczysty nerwus z włosami związanymi w kucyk siedzieli niedaleko barku, tuż obok wielkiego plakatu „Gwiezdnych Wojen". Przy czym nie był to jedyny obrazek z groźnym obliczem Vadera - jak doskonale wiedzieli stali bywalcy knajpy, właściciel przybytku cierpiał na poważne uzależnienie od fantastyki i science-fiction. A Sankt Petersburg najwyraźniej uzależnił się od zimy - mimo nadejścia maja, mrozy nie opuściły miasta. Szalejąca na zewnątrz burza śnieżna idealnie uzupełniała się z miną siedzącego plecami do okna mężczyzny.
- Mój rozum ma się dobrze, dziękuję bardzo. – chłodno oświadczył Yakov – Dobierasz z talii, czy bierzesz z kupki?
Igor Antonov nie zrobił nie jednego, ani drugiego. Podobnie jak Pavlo Kapustin, gapił się na Feltsmana. Szok sprawił, że dłonie menadżera i fizjoterapeuty opadły na stolik, ukazując, co każdy z dwójki mężczyzn miał w swoim „arsenale".
- Widzę wasze karty. – Yakov wycedził, posyłając papierowym wachlarzom wymowne skinienie.
Jednocześnie zaklął pod nosem. Koledzy byli w pełni gotowi do „wykładki" – Igor i Pavlo mieli mocne sekwensy z karolem, królówką i pedałem (jak Feltsman zwykł nazywać króla, damę i waleta). A co trzymał Yakov? Prawie same dwójki, trójki i czwórki! I ani jednej, kurwa, figury... ani jednej! Jeżeli przed końcem partii uzbiera pięćdziesiąt jeden punktów, to będzie pierdolony cud!
- Wycofaj się z tego. – odezwał się Pavlo – Sytuacja jest beznadziejna. Nie dasz rady.
Yakov spojrzał na niego spode łba.
- To co mam zrobić? Rzucić kartami? Nie mam wyjścia, muszę grać z tym, co mam.
- On nie miał na myśli remika. – wzdychając, powiedział Igor – Chodziło mu o twój zakład z Wronkovem.
- Zrozumiałem, o co mu chodziło. – burknął Feltsman – Dlatego odpowiedziałem, że nie zamierzam się poddawać. Zmierzę się z łysym pantoflarzem. Co ważniejsze, przestań opóźniać grę. Decyduj się: bierzesz żołędnego pedała, czy nie bierzesz? – postukał palcem w leżącego na szczycie kupki jopka trefl.
Antonov wziął wspomnianego waleta, wyłożył się i wyrzucił niepotrzebną kartę... którą z kolei przejął Pavlo. On również zdecydował się na wykładkę. W efekcie menadżer i fizjoterapeuta zostali z kilkoma sztukami w rękach, natomiast Yakov wciąż trzymał wszystkie czternaście kart. Feltsman zaklął pod nosem: sytuacja w istocie BYŁA beznadziejna.
Może powinienem zamówić sobie trochę wódki? – zastanowił się – Ale z drugiej strony... co jeśli ZNOWU nabawię się bóli żołądka?
Opiekun Klubu Mistrzów wzdrygnął się. Od czasu bankietu miał straszną biegunkę - efekt władowania w siebie czterdziestu siedmiu pierogów. O dwóch więcej od Wronkova. No bo przecież trzeba było w jakiś zacny sposób uczcić „ostateczne starcie", a odwieczni rywale uznali, że najlepiej zrobić to... zakładając się ponownie. Tym razem o to, kto zje więcej pierogów. No więc siedzieli i jedli.
Ostatnie dziesięć wyrzygali. Pozostałe trzydzieści parę wydalali przez ostatnie kilka dni „drugą stroną". Raz nawet wpadli na siebie w aptece - walka o ostatni środek przeczyszczający była wręcz epicka, prawie doszło do rękoczynów, na szczęście rozsądny farmaceuta w porę powstrzymał rozlew krwi, nakazując rywalom rozstrzygnąć spór szybką partią „marynarzyka". Yakov jakimś cudem wygrał. Nie żeby mu to w czymś pomogło... Uciążliwe bóle brzucha za nic nie chciały ustać! Być może dlatego... że winy wcale nie ponosiły pierogi?
YOU ARE READING
Zakład (Yuri on Ice)
FanfictionW rozpaczliwej próbie ocalenia ukochanego lodowiska, 50-letni Yakov Feltsman bierze udział w zakładzie, który może zakończyć całą jego trenerską karierę. Przyparty do muru wybuchowy mężczyzna zaczyna wątpić we własne metody i zastanawiać się, co jes...