Prolog

15.3K 397 42
                                    

— Jarvis, wracamy do wieży — oznajmiłam, kiedy kolejna misja dobiegła końca.
Standardowo dobro wygrało, a zło przegrało i tak dalej — czyli jak zawsze.
Ważne, że Avengers znowu wygrali, a ludzie są już bezpieczni.
— Oczywiście, panno Stark — odpowiedział komputer i uruchomił buty do latania.
Po piętnastu minutach wylądowałam na szczycie Stark Tower. Zdjęłam hełm i weszłam do środka. Długim korytarzem doszłam do mojego pokoju. Od razu skierowałam się do drzwi pracowni.
Wpisałam kod i wparowałam do pomieszczenia.
— Jarvis, zdejmij ze mnie ten złom. — Weszłam na platformę, a roboty zaczęły rozkręcać buty i rękawice tak, że mogłam wysunąć kończyny z opancerzenia. Na koniec roboty rozkręciły napierśnik i wyszłam ze zbroi, zostając w czarnych, obcisłych ciuchach. Po wejściu do części mieszkalnej położyłam się na łóżko, rozpuszczając długie, białe włosy.
Przymknęłam oczy i leżałam tak na plecach, ciesząc się brakiem dźwięków i spokojem. Hałasy towarzyszące misji po dłuższym czasie mnie przytłaczały. Ceniłam sobie ciszę mojego apartamentu, bo nawet podczas grzebania w pracowni, moje uszy miały dość dziwnych, często głośnych dźwięków. Lubiłam to — to oczywiste — tak samo jak uwielbiałam muzykę, ale potrzebowałam też milczenia, żeby odpocząć i wyzerować, albo chociaż poukładać myśli. Z czystym umysłem praca szła lepiej i przyjemniej.
Jednak ta chwila nie mogła trwać wiecznie, ponieważ ktoś zaczął dobijać się do drzwi mojego pokoju.
— Kto tu znowu usiłuje wtargnąć, Jarvis? — zapytałam wkurzona. Ani chwili spokoju!
— Pan Ross chce się z panią zobaczyć — oświadczył Jarvis.
— Czy on naprawdę nie ma co robić? — Wstałam z westchnieniem. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież.
— No, no. Ktoś się jeszcze nie ogarnął po misji, hm? — zapytał z lekkim uśmiechem.
— No przepraszam, że nie wypindrzyłam się, biegnąc do drzwi — warknęłam sarkastycznie, opierając się o framugę drzwi. To nie był mój dzień.
— Dobrze, już dobrze. — Uniósł ręce w geście obronnym. — Ja nie po to. Mogę?
— Jasne. — Odbiłam się od listwy i z powrotem weszłam do pokoju. Stanęłam przy biurku i skrzyżowałam ręce na piersi.
— Szczerze powiem, że w tych czarnych, obcisłych ciuchach wyglądasz naprawdę seksownie. — Uśmiechnął się szeroko.
— Jak każdy facet. — Wywróciłam oczami.
Jasne, miło było usłyszeć, że ładnie wyglądam, ale nienawidziłam ślinienia się. Często widziałam choćby na ulicy, jak mężczyźni patrzą na kobiety. Jakby chcieli je posiąść, albo jakby były jakimś przedmiotem, który mieli ochotę sobie kupić. To nie te czasy! Irytowało mnie to, że pomimo tego, że żyliśmy w dwudziestym pierwszym wieku, mimo tak wielkiego postępu technologicznego, mimo tak wielu osiągnięć ludzkości, kobiety dalej nie miały takich samych praw jak mężczyźni. Przecież byliśmy takimi samymi istotami. Często kobieta na tym samym stanowisku zarabiała mniej niż facet, albo nie była wystarczająco chroniona przez aparat państwa. Dlaczego? Bo mamy inną budowę ciała? Jak słyszałam tekst „baba do garów i dzieci", zawsze miałam ochotę takiemu osobnikowi przyłożyć i nie raz to zrobiłam.
— Przecież jestem facetem i jak każdy facet mam oczy. — Podszedł bliżej mnie. — A jako twój przyjaciel chyba mogę powiedzieć ci komplement, prawda? — zapytał z dziwnym uśmiechem, na co tylko westchnęłam.
— No możesz, ale moim zdaniem strój roboczy to strój roboczy i ma być funkcjonalny. Nie seksowny, seksisto. — Dźgnęłam go palcem w brzuch.
— Wygodnie i seksownie. To nie twoje motto? — Przekrzywił głowę w bok.
— Ross, do jasnej cholery! Nie wkurwiaj mnie! I tak mam już dość na dzisiaj — warknęłam na niego dosyć ostro. Ostrzej niż zamierzałam, ale Ross tolerował moje wybuchy i puszczał je mimo uszu.
— No już, nie gniewaj się na mnie — zrobił słodką minkę — proszę...
— No przecież wiesz, że nie umiem się na ciebie wkurzać. — Przytuliłam się do niego, co od razu odwzajemnił. — Ale za ten twój wzrost cię nienawidzę — powiedziałam wtulona w niego, na co on parsknął śmiechem.
— Może dasz się wyciągnąć chociaż do parku? — zapytał.
— Na spacer. Nie trening. Na nic innego nawet nie licz — odpowiedziałam stanowczym tonem.
— Spacer i tylko spacer — odpowiedział. — Obiecuję — dodał po chwili.
— Niech ci będzie... — zaśmiałam się. Po krótkim czasie poszliśmy się przejść do jednego z naszych ulubionych parków.

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Where stories live. Discover now