Rozdział 53

452 26 0
                                    

Perspektywa Aidena
Kiedy Tarcza straciła kontakt najpierw z Alexą, a chwilę później z Deanem zrozumieli, że coś jest nie tak. Zadzwonili do mnie, bo Alexa wybrała mnie na wsparcie gdyby było potrzebne. W tamtej chwili bardzo żałowałem, że koordynator ich akcji musiał wybrać do mnie numer. Wolałbym żeby tego nie robił, ponieważ to by oznaczało, że wszystko poszło jak po maśle.
Zebrałem się najszybciej jak się dało i już po chwili siedziałem w odrzutowcu razem z paroma agentami Tarczy, których nie znałem. Wyglądali młodo, nie mogli mieć więcej niż trzydzieści lat. Nie miałem ochoty na rozmowy w wyniku czego odzywałem się tylko ustalając nasz plan działania. Nie był skomplikowany, zakładał przeszukanie terenu w pobliżu twierdzy, a w ostateczności włamanie się do środka. Wiedziałem, że wchodzenie do środka bazy wroga, kiedy najwidoczniej Alexa i Dean się zdradzili i być może dali złapać było idiotycznym pomysłem. Nie wierzyłem żeby nie przeszukiwali terenu i nie obstawili wszystkich wejść, nawet tych ukrytych. 
- Hej - usłyszałem znajomy głos i odwróciłem się w stronę tej osoby. Zdziwiłem się kiedy zobaczyłem Rossa.
- Nie widziałem cię wśród innych - powiedziałem prosto z mostu. Mój głos był twardy ze strachu, ale wprawne ucho kolegi na pewno wyłapało w nim nutę przygnębienia, którą wolałem chować przed wszystkimi. Zimna determinacja. To trzymało mnie przy zmysłach. Znajdę ją całą i zdrową. Pewnie wypadła jej tylko słuchawka i dlatego nie ma z nią kontaktu. Deanowi pewnie też wypadła kiedy uciekali. Oboje są sprytniejsi od wroga. 
- Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Zresztą, kiedyś byłem na miejscu Alexy, a ona postawiła się na moim. Teraz ja robię to samo dla niej. - Westchnął.
- Ross, znajdziemy ją całą. Nie bez powodu Furry wysłał ją i Deana razem. Pewnie wypadły im słuchawki i tyle - powiedziałem, przecierając dłonią twarz.
- Lokalizatory też zniknęły - mruknął cicho. - Musimy przeszukać cały teren, nie zwracając na siebie uwagi. Któreś z nich, albo co gorsza oboje mogą być ranni. Musimy liczyć się z tym, że będziemy walczyć o każdą minutę. - Ross spojrzał na mnie. 
- Rozdzielimy się. Tak szybciej ich znajdziemy - powiedziałem, rozważając inne opcje. 
Kiedy wylądowaliśmy tylko siłą woli nie rzuciłem się biegiem w pobliskie lasy i piaszczyste wybrzeże. Dopiero co znów ją zobaczyłem, dopiero ją odzyskałem... nie przeżyłbym jej straty.
To nawet nie wchodziło w grę. 
Plan wysłał mnie do lasu, a Rossa w okolice wybrzeża. Miałem nadzieję, że odnajdę moją ukochaną i nie zapomnę przy tym o jej partnerze. Chociaż to by było nawet zabawne.
Szedłem najciszej jak potrafiłem przez pusty las, ale nic nie wskazywało na ich obecność. Jeżeli byli ranni, nie mogli nie zostawić za sobą śladów. Chociaż drobne, które wynajdzie tylko wprawne oko, ale nie było niczego. Las wyglądał na nienaruszony. 
- Aiden. - Usłyszałem głos Rossa. Instynktownie dotknąłem słuchawki. - Chyba ich mam. Chodź na plażę, przyda mi się pomoc. Nie wygląda to dobrze. 
Przełknąłem ślinę i rzuciłem się biegiem w stronę plaży, kompletnie zapominając, że jesteśmy na terenie wroga i mieliśmy zachowywać się tak, jakby nas tu nie było. 
Ross czekał na mnie z dala od sylwetek. Podeszliśmy razem, gdy usłyszeliśmy zduszony krzyk.
- Tutaj! Ratujcie!
Od razu rzuciłem się w stronę nieprzytomnej i bladej Alexy, a chłopak podbiegł do Deana. Pochyliłem policzek nad jej ustami i wpadłem w panikę, kiedy niczego nie poczułem, zmroziło mnie do kości. 
- Alexa? - Potrząsnąłem nią, a kiedy to nic nie dało, przyłożyłem palce do jej nadgarstka. Moje serce prawie się zatrzymało, kiedy nie wyczułem pulsu. Nie zwracałem uwagi na stan Deana i działania Rossa, skupiłem się na niej i zacząłem reanimację. 
Zacząłem od pięciu wdechów. Później trzydzieści uciśnięć. Dwa wdechy. Trzydzieści uciśnięć. 
Ale ona nawet nie reagowała. Wyglądała jakby już była martwa.
- Proszę, otwórz oczy... nie zostawiaj mnie samego... - mój głos był bliski załamania. Serce powoli pękało żeby umrzeć wraz z Alexą.
Poddałem się po następnej minucie. Przytuliłem zimne ciało mojej ukochanej do siebie i wtuliłem się w nie. Do oczu napłynęły mi łzy. 
Tego zawsze bałem się najbardziej. Straty tej dziewczyny, która posiadła całe moje serce. Mój koszmar właśnie się spełnił. 
Nagle usłyszałem dźwięk uderzenia, przez który podniosłem wzrok i zobaczyłem Deana.
- Nie wierzę, że dasz spokój Starkowi. Nie wierzę, że zostawisz swojego chłopaka i Rossa. A najmniej prawdopodobne, że zostawisz te duże lody czekoladowe, które są schowane w zamrażarce. Nie wydurniaj się już i otwórz oczy - mówił, ciągle uderzając ją w plecy.
- Przestań ryczeć i zrób jej usta usta - zarządził, kładąc dziewczynę na piasku. Od razu wykonałem polecenie.
- Koniec żartów, Stark - mruknął. Jak na zawołanie, dziewczyna zwróciła wodę. Przechyliłem ją w bok żeby ułatwić jej odkrztuszenie płynu. 
- Alexa? W porządku? - zapytałem, ale ona odpowiedziała kaszlem. Dean podał mi termos.
- Ogrzej ją trochę i niech wypije resztę. Ja przeżyje - rzucił, po czym odwrócił się i już miał wracać do Rossa, ale musiałem mu podziękować. Dzięki niemu moja dziewczyna żyje.
- Dziękuję. Mam u ciebie dług - powiedziałem, na co wzruszył ramionami.
- To moja partnerka, a partnerów nie zostawia się na śmierć - odparł i wrócił do przyjaciela Alexy. Zdjąłem swoją kurtkę i okryłem nią dziewczynę. 
- Jak bardzo źle się czujesz? - zapytałem, biorąc ją na ręce. - I jakim sposobem się tak załatwiłaś?
- Dziewięć - mruknęła, upijając łyk z termosu. - Musieliśmy skoczyć, bo inaczej by nas dorwali. Przed spotkaniem z wodą przypomniałam sobie, że nie umiem pływać. Koniec historii. - Oparła głowę o moje ramie. 
- Jak poczujesz się lepiej organizuję ci lekcje pływania. - Westchnąłem. 
- Czyli nie poczuje się lepiej - skwitowała. Na moje usta mimowolnie wypłynął cień uśmiechu. Cała Alexa.

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Where stories live. Discover now