Rozdział XVIII

139 32 4
                                    

Szansa jak ta nigdy nie powtórzy się Mikeyowi. Przez ostatni miesiąc mężczyzna naprawdę się starał, był na każde zawołanie starszego, wręcz nie opuszczał go na krok. Lecz nadal czuł, że to nie to, że jest między nimi przepaść. W końcu postanowił to zmienić, postanowił pokazać Pete, że naprawdę się zmieniło.

Dzisiaj Wentz miał swój wielki dzień. Koncert, na który przybyło tysiące osób. Nowy bas, nowe dema piosenek z nowej płyty, którą planują wypuścić już w lutym. Bruneta rozpierała energia, chciał wypaść dzisiaj jak najlepiej. Mikey wiedział dokładnie wszystko, nawet to, że ostatnią piosenką, którą zaprezentują będzie demo "Bang the Doldrums". I jego wielkim planem było wejść na scenie i w momencie, kiedy Patrick tylko na niego spojrzy, pocałować przyjaciela przy wszystkich. Długo myślał czy na pewno jest gotowy i długo się wahał. Ale widząc każdego ranka twarz Pete (mimo, że często sypiał jeszcze na kanapie, żeby nie narzucać się zbytnio) nie myślał o niczym innym tylko o pięknym basiście, o jego humorze, jego zdrowiu, jego sercu... tylko o nim. Teraz tylko spokojnie czekał na ostatnią piosenkę.

I właśnie usłyszał tytuł ostatniej piosenki, po chwili słysząc mocne szarpnięcie gitary. Pozostało tylko czekać na znak Patricka, który właśnie zaczął śpiewać:
- I wrote a goodbye note in lipstick on your arm when you passed out... - i w tym momencie uderzyło w niego, że to piosenka o nim. Pete zazwyczaj tak robił, zazwyczaj pisał jakieś rzeczy na ramieniu Mikeya, kiedy ten był zmęczony i przysypiał delikatnie w jego ramionach. - I couldn't bring myself to call - tak, ja też nie miałem, pomyślał -  except to call it quits. Best friends, ex-friends till the end, better off as lovers and not the other way around. Racing through the city, windows down in the back of yellow checkered cars . - wszystko to przywoływało jego wspomnienia z zeszłego lata, wszystkich tych chwili spędzonych wspólnie z Wentzem, kiedy to upili się na ławce, kiedy pierwszy raz się pocałowali, kiedy pierwszy raz się kochali, kiedy pierwsze raz powiedzieli sobie "kocham Cię", kiedy spędzali każdy wieczór zwiedzając miasto czy siedzieli w pokoju, całując się leniwie czy po prostu leżąc wtulonym jeden w drugiego. - Come hell or high water, well I'm feeling hot and wet. I can't commit to a thing, be it heart or hospital. - Nie chciał słuchać dalej. Nie chciał, ale stał tam i czekał na odpowiedni moment, czekał aż będzie mógł wejść i wreszcie naprawić to co zepsuł. - And I cast a spell over the west to make you think of me, the same way I think of you. This is a love song in my own way, happily ever after below the waist... - nie wytrzymał dłużej, to jeszcze nie ten moment, ale Mikey wręcz wbiegł ze łzami w oczach na scenę, zyskując tysiące pisków i krzyków oraz zdziwioną minę Wentza. Bez zbędnych ceregieli chwycił mocno basistę i wpił się w jego usta, całując go zachłannie. Z początku piwnooki zdrętwiał. Nie wiedział co się wyrabia, co Way właśnie odwala, ale wiedział doskonale, że nie ma od tego odwrotu. Po chwili puścił swój bas i zarzucił ręce na szyję wyższego, wplatając jedną dłoń w jego włosy. Cały ten hałas, który robił tłum był dla nich czymś odległym, wręcz nierealnym. Mikey to zrobił. Pocałował go na scenie, pokazał, że naprawdę się zmienił, że nie chce znowu go zranić, że pojął co zrobił źle. I Pete całkowicie rozpłynął się przy tej myśli, biorąc krótką przerwę na oddech, wciąż nosem stykając się z młodszym. W końcu stanął bezpośrednio przed widownią, wszystkie oczy na nim i na drugim mężczyźnie, na hali panowała teraz cisza. Szatyn delikatnie chwycił go za rękę i uśmiechnął się, zabierając mikrofon od rozbawionego Stumpa. W tle Andy i Joe przybijali sobie właśnie piątki. Oj, ja sobie jeszcze z nimi pogadam, pomyślał Pete. 
- Petey, kocham Cię. Kocham Cię bardziej niż mój bas, niż cokolwiek innego. I się nie wstydzę. Nigdy więcej. - mężczyzna podał mikrofon z powrotem Patrickowi i przytulił do siebie zarumienionego przyjaciela ze łzami w oczach. To działo się naprawdę. Nikt ich nie oceniał. Nikt ich nie wyzywał. Nikt ich nie bił. Wszyscy piszczeli i krzyczeli, wszyscy byli nastawieni w pozytywny sposób. A ich serca biły wspólnym rytmem, jak jeden wspólny bas.

My New Bass || Petekey ✔️Where stories live. Discover now