Rozdział XIV

133 34 4
                                    

Pierwszy tydzień po Warped Tour był katorgą dla wszystkich. Patrick, który jako jedyny został upoważniony do wchodzenia do mieszkania Pete, spędzał całe dnie na kontrolowaniu starszego. Gerard starał się za to przemówić zrozpaczonemu "idiocie, który sam nie wie co robi", żeby stawił czoła ludziom i posłuchał chociaż raz serca. Way upierał się, że już jest za późno, Wentz, że to wszystko było za wcześnie. To nie tak, że Frank czy Gerard nie próbowali się skontaktować z Petem. On po prostu nie chciał od nikogo odbierać, nie chciał z nikim rozmawiać. Chciał być sam, tak jak zwykle, bo przecież takie jest jego przeznaczenie, którego nic nie może zmienić. W zasadzie to zastanawiał się co robić ze sobą, przecież nie może całego życia przeleżeć, myśląc o jakimś chłopaku... albo może? Obiecał sobie, że w przyszłym tygodniu zrobi coś pożytecznego!

I tak z tygodnia na tydzień Pete obiecywał siebie, że zrobi coś bardziej pożytecznego niż granie w kącie i po miesiącu zerowej aktywności i siedzeniu w domu całymi dniami, mężczyzna wziął się za pisanie tekstów. To już jakiś progres, pomyślał, pisząc koślawo na kolanie w swoim czerwonym notatniku. Szkoda tylko, że wszystko co przychodziło mu do głowy było o pewnym wysokim szatynie, który złamał mu serce. Pete tylko westchnął, kiedy skończył pisać i padł plecami na łóżko, ściskając w ramionach swój notatnik.
- Miłość... niech Cię szlak.

W tym samym czasie, kiedy brunet kreślił i zastępował co chwilę słowa nowymi, Mikey leżał na łóżku ze swoim basem, grając niespójne, pojedyncze akordy, które oddawały tylko w jakim nieładzie był brązowooki. W końcu to on miesiąc temu był pizdą i przestraszył się nie wiadomo kogo ani czego. A teraz już jest za późno, żeby cokolwiek zrobić, powiedzieć... jest za późno, żeby cokolwiek naprawić. Way szarpnął struną ostatni raz, spionizował się i odłożył swoją gitarę na bok. Może nie potrafił pisać piosenek, może jego słowa nie były wystarczająco głębokie, ale jego gra zawsze oddawała jego uczucia, które skrywał pod kamienną maską. Tylko niski dwudziestosześciolatek był w stanie wyczytać z niej wszystko co czuł szatyn. Mężczyzna jęknął z irytacją, rzucając się na poduszkę, po czym przeklął pod nosem i powiedział:
- Miłość... niech Cię szlak.



My New Bass || Petekey ✔️Where stories live. Discover now