Rozdział VII

191 33 0
                                    

Ten koncert zdecydowanie można było zaliczyć do udanych. Tłum naprawdę świetnie się bawił, wykrzykując teksty piosenek, piszcząc i skacząc. Oba zespoły bawiły się równie dobrze, zamieniając wokalistami, perkusistami i rolami między sobą. Mikey przez cały czas patrzył na Pete, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Brunet był niesamowity, a on mógłby patrzeć na niego całymi dniami i godzinami, podziwiając jak perfekcyjnie wtedy wygląda, jak genialnie gra to na swoim nowym basie czy zagryzać tylko wargę, kiedy ten mówił po francusku czy śpiewał. Kiedy wszyscy zeszli ze sceny, młodszy od razu wciągnął Wentza do garderoby, zamykając za nimi drzwi. Z uśmiechem popchnął go na brązową kanapę w rogu, po czym usiadł mu na kolanach, chichocząc cicho.
- Z czego się tak śmiejesz? -  Pete zmarszczył brwi, nie przestając gładzic pleców chłopaka. Trzymanie Waya w ten sposób zdecydowanie przypadło mu do gustu, cała ta ich bliskość była czymś, o czym mógł tylko śnić. Aż do teraz.
- Wczoraj spałem z Petem Wentzem, dzisiaj siedzę na jego kolanach i zaraz zapewne będę się z nim całował. Cholera, kiedyś mogłem tylko o tym pomarzyć. - swoje dłonie ułożył na piersi brązowookiego, nie przestając chichotać. Wentz uśmiechnął się pod nosem, przyciągając Mikeya bliżej, przez co chłopak zarzucił swoje ręce na szyję bruneta, i delikatnie pocałował młodszego, smakując ponownie jego ust. Tym razem smakowały zdecydowanie bardziej słodko, smak alkoholu zniknął, został tylko ten porannej kawy i czekolady. Szatyn tylko jeknął, kiedy mężczyzna chwycił go pewniej i mocniej i pogłębił pocałunek, poruszając delikatnie swoimi biodrami.
- Miks? - klamka do drzwi garderoby poruszyła się kilka razy, a następnie rozległo się pukanie. Mikey oderwał się od przyjaciela z westchnięciem, odkrzykując Gerardowi, wciąż siedząc na kolanach bruneta.
- Czego chcesz?
- Co Ty tam robisz? Wpuść mnie! - Gerard zapukał agresywnie kilka razy, na co Mikey odpowiedział:
- Przestań walić! Przebieram się, jestem nago, trochę prywatności! Chcesz mnie podglądać? - Pete prawie się zaśmiał, jednak ręką Waya na jego ustach skutecznie go uciszyła.
- Będę z Frankiem na kawie, przyjdź mi powiedzieć jak się przebierzesz, mały kutasie. - burknął nieco ciszej, odchodząc od drzwi. - A, Miki, widziałeś Pete? Andy go szukał.
- Nie! Idź już, chcę się w spokoju umyć i przebrać! - odkrzyknął z irytacją, odchylając swoją głowę do tyłu. Starszy Way tylko odparł "już, też Cię kocham" i odszedł, zostawiając chłopaków wreszcie samych.
- Nie wiedziałem, że jesteś nagi. - parsknął Pete, wysuwając swoją chłodną dłoń pod koszulkę Mikeya. Chłopak spiął się na zimne palce starszego błądzące po jego boku, jednak odparł z uśmiechem.
- Może chcesz to zmienić? - szatyn sciagnął z siebie kurtkę i ułożył się na kanapie, ciągnąc za sobą bruneta. Wentz pociągnął za koszulkę chłopaka, który uniósł nieco plecy, by ułatwić ściągnięcie z siebie t-shirtu. Ustami musnął brzuch wyższego, chwilę później sam pozbywając się koszulki.
- Andy pewnie chcę, żebym ogarnął swoją gitarę. Zostawiłem bas na jego torbie. - powiedział między krótkimi pocałunki, układając się wygodnie między nogami Waya.
- Pieprzyć to teraz. - jednym sprawnym ruchem rozpiął pasek Pete, następnie dobrał się do jego spodni, ciągnąc je do dołu. Mikey naprawdę chciał zapomnieć o wszystkim, żyć tą chwilą. Nie liczyło się teraz nic, nawet jego bas. Tylko starszy mężczyzna i jego usta, które tworzyły mokre ścieżki na jego torsie. Pete uzależnił go bardziej niż jego ukochana gitara.

My New Bass || Petekey ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz