Rozdział XXIX - Zbrodnia i kara.

213 8 6
                                    

     Piąta rano. Na komendzie zakończyło się zebranie i połowa komisariatu ruszyła z ciężkim sprzętem w kierunku laboratorium. Nick wsiadł do prototypowego radiowozu Grega i ruszył na czele kordonu policyjnego. Wozy błyskawicznie otoczyły laboratorium a jedna trzecia oficerów zeszła do kanałów, by zabezpieczyć się przed ponowną ucieczką kogokolwiek. Nick pobiegł jako pierwszy w kierunku laboratorium. Z prawej jego części, przed drzwiami stała łasica na warcie, która zauważywszy co się dzieje, ogłosiła alarm.

Po tym bagażnik prototypowego auta otwarł się i wyskoczyła w niego Judy ubrana w ciężką kamizelkę kuloodporną i hełm. Pobiegła za Nickiem.

Lis zaczął przedzierać się przez łasice, poszukując Finnicka. Judy w tym czasie wypatrzyła białego lisa, i pobiegła w jego kierunku. Ten stanął w swoim biurze i otworzył szafkę z bronią. Wyciągnął ze środka pistolet z ostrą amunicją.

- Witam, witam... - oświadczyła Judy.

FInnick zbladł.

- Co do... TY? Przecież nie żyjesz! Byłem na twoim pogrzebie!

- Niektóre króliki są jak koty, mają dziewięć żyć...

- Rety, nie dość, że policja, to jeszcze widmo mnie prześladuje! Zostaw mnie w spokoju! To nie miało tak być! Nie kazałem mu cię zabijać! Miał cię tylko lekko zranić, byście się w końcu rozdzielili, rozeszli i zakończyli tą nienaturalną więź! - wykrzyknął wystraszony Finnick. - Nie moja wina, że nie potrafił wykonać dobrze prostego zadania!

- Nawet gdyby to wyszło, nie wydaje ci się, że tylko by to nas wzmocniło? - zapytała Judy. - Poza tym, ładne pistoleciki, pozwól że przygarnę taki jeden, na wszelki wypadek... - i chwyciła mały, zdobiony złotą wstęgą pistolecik, następnie załadowała do niego magazynek strzałek usypiających.

- Judy? Co ty tu robisz? - do biura wpadł Nick, a Finnick wykorzystał sytuację i wyskoczył przez okno. Pobiegł do drugiej sali, w której znajdował się wielki kocioł z wywarem. Judy pobiegła za nim, a Nick za nią.

- Zostaw mnie! Przepadnij! - krzyknął biały lis.

- Ani mi się śni! - wykrzyknęła Judy. Ciężki pancerz dawał jej się we znaki i zaczęła zwalniać pod wpływem zmęczenia. Finnick stanął przy kotle i zobaczywszy przez okno policjantów otaczających laboratorium, pobiegł na trap do zrzucania owoców. Stanął na krańcu deski ponad kotłem i wymierzył w nadbiegającą Judy.

Ta zatrzymała się na początku deski.

- Jeśli jesteś prawdziwa i staniesz mi na drodze, będę musiał się ciebie pozbyć naprawdę. Odebrałaś mi przyjaciela! Jedynego kompana! Odebrałaś mi najcenniejszą rzecz jaką miałem!

- Nic ci nie zabrałam, sam sobie tak wmawiasz...

- Od kiedy wstąpił do policji, stał się inny!Przestał się ze mną zadawać! Zrobiłaś mu pranie mózgu!  Stał się taki jak wy!

- Jacy my?

- Roślinożercy! Tacy niewinni, robicie z siebie ofiary, ale dzieciństwo moje i Nicka potrafiliście skutecznie zniszczyć! - wrzasnął Finnick. - Ja tylko chciałem, by było jak dawniej, każdy swoją drogą, aby żaden drapieżnik już nigdy nie został przez was upokorzony!

- Przecież nie wszyscy tacy jesteśmy! Mi też się oberwało od jednego drapieżnika, do dzisiaj mam po tym bliznę... - ściągnęła hełm i pokazała mu bliznę z dzieciństwa na policzku- Do dzisiaj przyjaźnię się z lisem, który mnie wtedy skrzywdził i nie planuję założenia obróż elektrycznych na każdego lisa w okolicy!

- Finnick, przestań! To koniec! A ty Judy, miałaś odpoczywać! Dlaczego narażasz się w twoim stanie? - wykrzyknął Nick, zbliżając się do platformy.

- Ojciec też jest potrzebny w rodzinie! Co mi po wszystkim, gdy cię stracę?

Po tym nastała niezręczna cisza. Finnick i Judy wyciągnęli swoje pistolety i wymierzyli w siebie nawzajem.

- Nick, pomóż mi! - krzyknęła Judy. - Ja mogę ginąć, ale nie pozwól mu skrzywdzić naszego dziecka!

- Dziecka?! - krzyknął Finnick.

Grunt zaczął palić mu się pod nogami. Nie przewidział takiego obrotu rzeczy. Wiedział, że teraz Nick na pewno wybierze pomoc dla swojej żony.

Zaczął próbować go przekonywać:

- Uciekła od ciebie na tak długo, ma teraz dziecko z nie wiadomo kim, a ty chcesz jeszcze jej pomagać? Pomyśl o naszym dzieciństwie, o tym ile czasu się wpieraliśmy, byliśmy jak bracia. Pomóż mi walczyć w słusznej sprawie!

Nick wyciągnął pistolet i wycelował w Finnicka, a następnie skierował celownik w stronę Judy i pochylił głowę.

- Wybacz! - wykrzyknął. - to byłaby zbyt duża strata dla mnie...

- Nie! - krzyknęła Judy.

Po czym Nick obrócił w ręce pistolet, chwycił go za lufę i rzucił nim w rękę zaskoczonego Finnicka, wytrącając mu jego broń. Obydwie wpadły do kotła, a Judy strzeliła i trafiła strzałką usypiającą w rękę białego lisa. Ten błyskawicznie wyrwał ją, zatoczył się i zaczął tracić równowagę. Judy podbiegła i w ostatniej chwili chwyciła go za rękę, ratując Finnicka przed utonięciem we wrzątku.

- Co ty...? Dlaczego mnie ratujesz? Pomimo tego wszystkiego?

- A nie wiem, za dobra jestem. I pewnie głupia według ciebie. Trudno, może faktycznie jestem, bo nauczyłam się nie słuchać głupot, które inni próbują mi wmówić...

- Ja... Ja... przepraszam! Za wszystko!

Po czym nadbiegł Nick, chwycił go za drugą rękę i wciągnęli do na deskę. Finnick chodził na w pół przytomny, bo część środka usypiającego ze strzałki dostała się do jego organizmu i zaczęła działać. Trójka zwierząt wyszła z pomieszczenia z kotłem. Oddziały policji właśnie kończyły zakuwanie łasic.


Bogo osobiście zakuł usypiającego Finnicka w kajdanki.

- No, dobra robota! Teraz wybaczcie, ale śpieszę się na poranne posiedzenie u burmistrza...

- Co, burmistrz? Rety! - krzyknął oprzytomniały Finnick. - Nick, musimy szybko jechać do ratusza, zanim będzie za późno!






***** Parę słówek ;)
To już niemal koniec. Akurat opublikowane na dzień dziecka ;)
Gdyby ktoś zamierzał wytknąć mi, np. że zbytnio spłyciłem akcję, śmiało proszę pisać wszelkie uwagi ;) Postaram się je przeanalizować ;)
*****

Zwierzogród 3 - Dzień, w którym Cię zabraknieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz