Rozdział XXIII: Zapaszek niebezpieczeństwa

165 8 0
                                    

     Krótkofalówka zamilkła na kilka sekund, które dłużyły się Judy w nieskończoność. Po nich nastąpiło kilka strzałów i odgłosy bijatyki. Judy zacisnęła mocno ręce na kierownicy i przycisnęła do niej głowę, starała się powstrzymać od wykonania nieprzemyślanych i gwałtownych działań. Przyszły jej jednak do głowy czarne myśli:

- A co jeśli coś jej się stanie? Co ja powiem Erykowi? Ze zostawiłam ją tam? Moją jedyną przyjaciółkę z tego  miasta?...

Nie zauważyła, jak ze studzienki wyszedł jeden z bandytów i biegł prosto w stronę jej samochodu. Zauważyła go dopiero ułamek sekundy przed tym, jak podbiegł do szyby i próbował dostać się do środka. Zauważył ją i wyciągnął pistolet, jednak w tej chwili został przewrócony przez wściekłą lisicę, która wytrąciła mu pistolet z ręki. Bandyta mimo początkowego zaskoczenia zaczął odzyskiwać przewagę, najpierw przewrócił Joe na plecy, a następnie zadał jej kilka uderzeń, i zaczął przyduszać. Judy spanikowana rzuciła lisicy pierwszą rzecz, jaką miała przy sobie i jaka przyszła jej do głowy. Tracąca oddech policjantka psiknęła bandycie po oczach, a następnie, gdy ten jedną ręką starał się oczyścić oko, zaserwowała mu prawego sierpowego, który pozbawił go przytomności. Skuła go i wpakowała na tylne siedzenie radiowozu.

- Nic ci nie jest? - zapytała królica.

- Nie, dzięki za pomoc. Tym razem nie będę udawała, że poradziłabym sobie sama. Ten bydlak jest chyba stałym bywalcem na siłowni... A raczej był...

- Nie ma sprawy... Jak poszła akcja?

- Nieźle, złapaliśmy większość, ale ten cwaniaczek się nam wymknął. Ledwo go dogoniłam... 


Policjantki zobaczyły jak oddział specjalny wyprowadza na drogę grupę złodziei.

- Świetnie nam poszło, kompletnie się nas nie spodziewali. Nie mam tylko pewności, czy złapaliśmy przywódcę. Takie zorganizowane akcje nie były organizowane przy małym piwku w barze...

- Co ci się stało w twarz? Te zadrapania miałaś przed powaleniem tego mięśniaka... - Judy wskazała lewy policzek lisicy.

- W kanałach doszło do walki wręcz. W pewnym momencie kilkoro z nich próbowało się przedrzeć przez nas i wtedy trochę mi się oberwało...

Chwyciła do lewej ręki krótkofalówkę:

- Jak tam, chłopaki? Macie wszystkich?

- A ty masz swojego?

- Pewno, zaopiekujemy się nim, jeśli nie macie nic przeciwko...

- OK.


Joe odprężyła się i rozluźniła swoją prawą pięść. Otwierając ją, przerażona zobaczyła puszkę sprayu na lisy.

- Co to za dziadostwo?!? - wykrzyknęła lisica, upuszczając puszkę na podłogę radiowozu.

- Wybacz... - Judy parsknęła śmiechem - jeszcze zanim przybyłam do miasta i poznałam Nicka, ojciec dał mi kilka puszek tego gazu. Noszę go mimowolnie, z przyzwyczajenia. 
Na pociechę powiem ci, że Nick też raz tego użył...

- Nigdy nie zrozumiem królików. Miałaś w schowku jeszcze załadowany pistolet i małą pałkę policyjną, ale wybrałaś spray na lisy...  Choć nawet dobrze wyszło. Pewnie musiałabym się potem nieźle tłumaczyć za użycie broni na jednym złodzieju...


Radiowóz ruszył powoli w kierunku komisariatu. Judy zaczęła powoli podnosić lewą rękę z kierownicy, w kierunku twarzy w taki sposób, by nie zauważyła tego Joe. Lisica jednak zareagowała:

- No wiesz? Doświadczona oficer, a nie wie, że należy trzymać obie ręce na kierownicy?

Judy na to obróciła w jej głowę w jej kierunku, mając zatkany nos lewą ręką. Lisica zrobiła wielkie oczy, po czym powąchała swoje ubranie i stwierdziła:

- Hmmm, chyba mam pomysł na nowy modny perfum...

- Nie, proszę! Rozumiem, że dzisiaj największe dziwadło może zostać uznane sztuką, ale daruj sobie! Nie chcę nawet myśleć o tym,co by się stało, gdyby taka moda dotarła do Zwierzogrodu! A myśl, że Nick dałby mi w prezencie urodzinowym flakonik perfumu szambonurka... Brrr!

- Dobra, pod jednym warunkiem. Nie mów o tym Bergowi. Parę razy zwróciłam mu uwagę po akcji, że...   eeem...  jego perfumy są niewystarczające. Nabijałby się ze mnie przez kilka miesięcy...


Policjantki dostarczyły nieprzytomnego złodzieja na komisariat, unikając przy tym komisarza. Po tym, panie weszły do domu Joe, by świętować udaną akcję. Nalały szampana i wzniosły toast. Po chwili do domu wrócił Eryk. Wszedł, nie wiedząc do końca, co się dzieje, po czym zaczął węszyć w pomieszczeniu i czując nieprzyjemny zapach, stwierdził:

- Kochanie, nie ma się z czego cieszyć! W tym momencie nie stać nas na remont kanalizacji...

Na co Judy i Joe popatrzyły na siebie i parsknęły grupowym śmiechem.










*****
Niedzielny bonusik ;)
*****

Zwierzogród 3 - Dzień, w którym Cię zabraknieWhere stories live. Discover now