Rozdział XII: Dar czy przynęta?

191 7 0
                                    

     Po skończonej pracy, wyczerpany Nick udał się do parku i usiadł na pierwszej ławce, jaką wypatrzył. Niebo w końcu zaczęło leniwie odsłaniać swoje urokliwe, błękitne oblicze spod warstwy nisko wiszących chmur. Lis wyprostował kości i przeciągając się, zerknął w stronę cmentarza, który znajdował się w zasięgu widzenia. Spadające kolorowe liście z okolicznych drzew wyglądały zniewalająco pięknie za wyjątkiem tych z krwistoczerwonym kolorem. 

- Chyba mięknę. Przecież nawet będąc z Judy, nie zachwycałem się na takimi głupotami... pomyślał.

Po chwili odpoczynku zobaczył biegnącą w jego kierunku Annę, w sportowej bluzie z kapturem. Odezwał się do niej:

- Czy ty mnie przypadkiem nie śledzisz?

- Nie... biegam dla sportu... też się dziwię... że cię tu widzę... - odparła zdyszana lisica.

- Może usiądziesz?

- Z chęcią, dzięki...

Usiadła i wyciągnęła torebkę ciastek z tylnej kieszeni bluzy:

- Poczęstujesz się? Sama upiekłam!

- W sumie... czemu nie?

Spróbował i zapytał:

- Niezłe, naprawdę sama je upiekłaś, a nie kupiłaś? - zapytał nieufnie.

- Coś taki nieufny? - odparła ze śmiechem, zagryzając ciastko - Nie każdy w tym mieście poluje na policjantów... - po czym chwyciła się za twarz i zakryła ją w dłoniach:

- O rany, przepraszam, mam niewyparzony język...

- Ech... nic się nie stało, muszę pogodzić się z losem... Może zmieńmy temat, nie myślałaś o tym, by założyć piekarnię?

- Myślisz, że znalazłabym klientów?

- Pewnie, szczególnie u nas na komendzie. Nasz Pazurian byłby chyba twoim najlepszym klientem...

- Faktycznie, kojarzę go, wygląda na smakosza... - odrzekła ze śmiechem - Ale przynajmniej na razie daruję sobie, bo nie byłabym w stanie powstrzymać się od podjadania. Całe to bieganie zdałoby się na nic...

- Nie wyglądasz na kogoś po potrzebuje odchudzania...

- Na serio tak uważasz? Cóż, cały czas wmawiam sobie, że muszę się odchudzać. Przeglądając się w lustrze, ciągle widzę kogoś, kto nie stara się do końca, nie ma cierpliwości i skutkiem tego są ciągle kurczące się ubrania. Może to tylko moje kompleksy, a może po prostu moja pralka pierze aż za dobrze...


Po chwili ciszy Anna zapytała:

- Zaczyna wiać, może przejdziemy się gdzie indziej? Jest taki mały bar mleczny niedaleko...

- Nie, wybacz, ale dość czasu męczyłem się dziś za biurkiem. Chcę zaczerpnąć świeżego powietrza...

- Na pewno? Jakiś mleczny deserek na pewno postawiłby cię na nogi...

Nick zerknął na Annę z wykrzywioną miną.

- Cóż, w takim razie zostanę tu z tobą... - odparła, przysuwając cię nieco do Nicka.

- Hej, hola, widzę, dokąd to zmierza... - odrzekł Nick - Zrozum, że potrzebuję trochę czasu, a i tak nie wiem, czy będę w stanie jeszcze z kimkolwiek stworzyć udany związek, mając w pamięci to, co stało się z Judy...

- Nie myśl tylko o sobie, proszę cię! Przecież mi też jest ciężko, a widzisz, że próbuję cię wesprzeć...

- Widzę i dziękuję ci za to, ale jest zdecydowanie za wcześnie, bym rozpoczynał tą gorycz jeszcze raz...

Po czym wstał i pod wpływem zimnego wiatru schował ręce do kieszeni. Odszedł wolnym krokiem, zostawiając zasmuconą lisicę w środku parku.




*****Od autora:
Samotność? Czy danie szansy komuś, kogo dopiero się poznało?
Ascetyczne zamknięcie się w sobie? Czy szczęście w towarzystwie?
Vabank? Czy spasowanie?  
Upór? Czy odpuszczenie?
Każdy z nas musi ciągle podejmować trudne wybory...

*****

Zwierzogród 3 - Dzień, w którym Cię zabraknieWhere stories live. Discover now