Rozdział XXVII: Wyładowanie

175 8 4
                                    

     Samochód gwałtownie ruszył. Joe leżała ogłuszona na podłodze i trzymała się za krwawiące, przestrzelone ucho. Chudzielec leżał na kierownicy z krwawiącym od kuli barkiem. Kula uszkodziła mechanizm automatu i z całego przodu kampera zaczęły wysypywać się iskry.

- Coś ty narobił? Moja machina! - wrzasnął chudzielec.

Henry trzymał się za siną od uderzenia łańcucha rękę. Odwrócił się:

- Ty mała...

Zanim dokończył, dostał ładunkiem prądu z paralizatora i padł na podłogę.

- Wstawaj, szybko! - Joe zobaczyła Judy wyciągającą do niej rękę. Z trudem wstała, jednak nie była w stanie się utrzymać z powodu ogłuszenia.


Furgonetka minęła zakręt ze znaczną prędkością i piskiem opon. Obie policjantki upadły pod wiszący nadmuchany ponton.

- Ciągle przyspieszamy, trzeba uciekać! - krzyczał chudzielec.

Judy na to wyciągnęła z kieszeni scyzoryk, odcięła ponton od ściany kampera, przewróciła go na podłogę i wepchnęła do niego częściowo świadomą lisicę.

- Nie zostawiajcie mnie tutaj! Wiecie, że musiałem to robić!

- Właź i nie próbuj żadnych numerów! - oświadczyła bez namysłu królica. Stojąc, zobaczyła, że furgonetka zbliża się do ostrego skrętu - wjazdu na autostradę.


Kopnęła w obydwoje tylnych drzwi i weszła do pontonu. Odepchnęła go i wyskoczyli, szorując po asfalcie. Gdy ponton się zatrzymywał, Judy zakuła chudzielca, a Joe odzyskała pełną świadomość. Zobaczyli jak furgonetka wylatuje z zakrętu, dachuje i uderza w drzewa kilka metrów za drogą. Auto stanęło w ogniu, a Joe warknęła:

- Co on tu robi? Próbował mnie zabić!

- Nim zajmiemy się później...

- Skąd wiedziałaś że byłam w tej furgonetce?

- Po tym jak wyszłaś, jeden z kolesi, który napadł na ciebie przed domem, zabrał wszystkie karteczki. Mamy jego adres w razie czego, więc pobiegłam za tobą...
Lepiej zobaczmy czy coś zostało ze staruszka...

Przykuły chudzielca do pontonu, z którego uchodziło powietrze. Z autostrady zjechał jeden z radiowozów i skierował się w stronę ogniska.


Policjantki skierowały się na miejsce i zatrzymały dziesięć metrów od furgonetki. Zobaczyły wytaczającego się, zakrwawionego Henry'ego. Wstał i wskazał lisicę oskarżycielskim palcem:

- To jeszcze nie koniec!

Po czym schylił się po leżący w trawie pistolet. Nastąpił wystrzał. Lewa ręka niedźwiedzia została przestrzelona na wylot, a prawa była sina i drżąca od uderzenia łańcuchem.
Niedźwiedź widząc swoje beznadziejne położenie wpadł w furię i zaczął biec w kierunku policjantek z zaciśniętą, częściowo siną prawą pięścią. Rozległ się kolejny strzał, tym razem pocisk trafił go w lewe udo. Pomimo tego, Henry nie poddał się, zacisnął zęby i wciąż niezgrabnie biegł w kierunku dwójki bohaterek. Padł trzeci strzał, który trafił go w prawą nogę. Niedźwiedź upadł pod nogi lisicy i jęknął:

- Zmarnowaliście szansę... na przywrócenie porządku... w tym mieście... - po czym stracił przytomność.

Było już po zachodzie słońca i ciemność ogarnęła miejsce wypadku. Jedynie buchający ogień rozświetlał nieco sylwetki postaci.

Joe zobaczyła, jak ktoś zbliża się w ich stronę.

- Nic wam nie jest? - usłyszały przyjazny głos i zobaczyły rozświetloną przez ogień twarz Berga.

- Nie, skąd wiedziałeś, gdzie jesteśmy? - zapytała nieufnie Judy.

- Nie dawaliście sygnału, więc zacząłem was z szukać z oficerem Maliną. Dostaliśmy sygnał, że gdzieś tutaj ktoś jeździ jak wariat furgonetką. Domyśliłem się, że to wy. Może przyniosę bandaże? - zapytał, zobaczywszy ucho Joe.

- Nie trzeba, lepiej zabierzcie tego cwaniaczka z pontonu... - odparła Joe.

- Oficerze, możesz? - poprosił komendant.

- Tak jest, szefie. - potwierdził psi oficer Malina.

- Wybacz mi, Joe. To moja wina. Gdybym nie wtajemniczał go w sprawy komendy, ta sprawa zakończyłaby się dużo szybciej. To dzięki niemu byli zawsze krok przed policją... - powiedział, zakuwając niedźwiedzia.

- W każdym razie, chyba wykonaliśmy dobrą robotę?

- No, chyba tak... - stwierdził Berg, zastanawiając się, o co chodzi lisicy.

- Więc może jakaś premia? - zapytała żartobliwie Joe.

- Ha ha ha, nie ma sprawy, jak tylko wypełnicie sprawozdanie z tej roboty. - odparł Berg podobnym tonem.


Następnego dnia, gdy Judy kończyła wypełniać papiery, a Joe z bandażem na uchu układała akta zakończonej sprawy, komisarz wezwał je do siebie.

- Pewnie się ucieszysz, Judy. Bogo powiedział, że sprawa w Zwierzogrodzie jest już na ostatniej prostej. Nie będę cię tutaj już trzymał, zrobiłaś co do ciebie należało. Dziękuję ci za wszystko. Możesz wracać do domu...

Zwierzogród 3 - Dzień, w którym Cię zabraknieWhere stories live. Discover now