Rozdział 34

3.5K 237 63
                                    

Stoję tu ostatni raz.
Po raz ostatni w życiu jestem w tym miejscu.
Kiedy pierwszy raz tu stałam, byłam całkowicie samotna. Nie miałam przyjaciół.
Teraz jestem tu z najlepszymi ludźmi jakich spotkałam podczas ostatnich siedmiu lat.
Moimi przyjaciółmi.
Otóż tak. Paczka Huncwotów stoi właśnie na peronie dziewięć i trzy czwarte. Za chwilę wsiądą do czerwonego pociągu który po raz ostatni zawiezie ich do Hogwartu — Szkoły magii i czarodziejstwa.

— To jak? Jesteście gotowi na rozpoczęcie nudnego i nieciekawego, kolejnego roku w tej starej budzie? — Odezwał się Syriusz.

— Zamknij się kundelku, przerwałeś chwilę melancholii. — Warknęłam i spojrzałam się w jego stronę.

— Powiedziała osoba która od trzech lat podczas pożegnalnej przemowy Dumbledore'a przefarbowywuje mu brodę na niebiesko. — Przewrócił oczami czarnowłosy. — Poza tym, ile razy ci mówiłem że nie jestem kundlem? Ja jestem rasowym wilczuro–owczarko–wyżłem, a nie to co ty...

— No właśnie, przypomni ktoś jak nazywa się mieszanka kilku ras? Kundel!

— Ej, nie kłóćcie się! Powinnismy już wsiadać. — Wtrącił się Remus. Syriusz po chwili rzucił mi spojrzenie z serii "I tak mam rację", po czym ruszył w stronę wagonów, obejmując Lupina ramieniem. Podczas gdy oni zajęci byli rozmową, ja szłam z tyłu jak zwykle pogrążyłam się w swoich myślach. W pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na swoich włosach. Spojrzałam na osobę do której owa dłoń należała. Okazał się nią być James.

— A Kitunia jak zwykle nad czymś rozmyśla. — Powiedział, patrząc mi w oczy. — Od dwóch godzin chodzimy razem po tym peronie, a ty nie odezwałaś się prawie w ogóle. Zupełnie cię nie poznaję. Przyspieszył kroku i stanął przede mną tym samym torując mi przejście. Chcąc nie chcąc, także stanęłam.

— Zachowuję się zupełnie zwyczajnie. Poza tym kto jak kto, ale ty szczególnie powinieneś wiedzieć o czym mogę myśleć. — Odparłam, po czym wbiłam wzrok w ziemię. Potter zamilkł na chwilę, aby potem westchnąć.

— Czyli dalej nic?

— Nic a nic. — Pokręciłam głową. — Nie wiem w jakim celu tak się starasz, to i tak nie wyjdzie. Nigdy.

— A jeszcze zobaczysz że znajdę takie argumenty do rozmowy, i tak wszystko zaplanuję że ulegnie! — Prychnął okularnik, po czym włożył ręce do kieszeni.

— Ty wiesz co ja o tym myślę. Uczucie które jest wymuszone, nie jest...

— Ile razy mam ci mówić że o to chodzi że nie wymuszone? — Przerwał mi. — Ja wiem, i ty też, że jest całkowicie obustronne! Tylko tamten se ubzdurał jakiś niepojęty tok rozumowania!

I tym argumentem zwykle kończyła się nasza dyskusja. Na jaki temat pytasz? Otóż od roku, niejaki James Potter podjął się misji zeswatania mnie i Remusa. O tak, dobrze słyszysz. A wszystko zaczęło się od tego, że Irytek rozpowiedział całemu Hogwartowi co widział pewnego dnia w nocy na wieży astronomicznej. To znaczy, powiedział to jednemu ze Ślizgonów któremu wcześniej dość mocno podpadłam. Nietrudno się chyba domyślić że następnego dnia każdy miał odpowiedni powód do rozmów.
A większość dziewczyn także pretekst do utopienia mnie w jeziorze.

Siłą rzeczy więc, dowiedział się także Potter.
A po tym jak namówiłam Lily do wyjścia z nim do Hogsmead, zaczął starać się dwa razy bardziej. Nie wiem ile razy spotykałam się już z Remusem przypadkiem sam na sam w różnych miejscach, jednak nasze relacje nie zmieniły się w żaden sposób, na inne niż sprzed tamtej nocy. Ostatnim takim spotkaniem, było na przykład spędzenie u Remusa dwóch tygodni, sam na sam w jego pustym domu. Sama widziałam list który Lupin dostał.

Lunatyk Kocha Czekoladęحيث تعيش القصص. اكتشف الآن