ROZDZIAŁ XVIII

39 5 5
                                    

Uwaga, rozdział na faktach wrażeń dwóch autorek.

Honda i Alfred musieli pewnego dnia iść do sklepu.
- Gdzie idziemy? - zapytał Japonia.
- Eeee... Gdzieś najbliżej, bo nie chcę się męczyć.
- Ok.
Poszli więc do Biedronki. Pomiędzy półkami było mega ciasno. Przystanęli przy regale z żelkami. Po minucie milczenia, odezwał się Ameryka:
- Które bierzemy?
- Nie wiem.
- A które wolisz?
- A ty?
- Ty pierwszy.
- Ty!
- To zróbmy wyliczankę. Liczą się te, te, te, te, te i te.
Alfred zaczął liczyć.
- ...i morele baks!
- To bierzemy Haribo.
- Eee... Nie lubię tych żelków.
- To po co były w wyliczance?!
- Od nowa.
Honda zaczął liczyć.
- ...morele baks! Bierzemy te robaki.
- Oki.
Chłopcy wzięli nawet dwie paczki, jakby co. Następnie poszli do regałów z chrupkami.
- Honda, wiesz... Może odłożymy jedną paczkę żelków i kupimy cheetosy?
- Tak!
Honda odłożył paczkę, a Alfred w tym czasie myślał które kupić. Nastał kolejny dylemat. Spośród dwóch rodzajów cheetosów, nie można było wybrać. Honda zrobił wyliczankę i zabrali paczkę.

Kolejka była ogromna. Bohaterowie stanęli przy krótszej. Baba, kasjerka, która tak wolno obsługiwała była okropna. Podczas gdy kobieta z nimi narzekała, oni pogadali sobie o Olusiach i Izusiach. Po 20 minutach kupili żelki i chrupki.

Usiedli na ławce daleko od sklepu, bo miasteczko skąpiło od ławek. Zjedli połowę paczki, ale i tak było w niej chrupek do połowy. Resztę wypełniało powietrze. Rozmawiali o mega dziwnych hetaliowych rzeczach. Następnie zabrali się za paczkę żelków.
- Jem teraz Hondusia! - mówił Ameryka żując żelka robaka.
- A ja Fredkę! - mlaskał Japonia.
- A to Poliś!
Chłopcy zjedli wszystkie kraje z hetalii w postaci żelków. Alfred delektował się najbardziej Norwegią. Gilbert gdy dowiedział się, że poszli do Biedronki, kazał im, by kupili mu pączka. Narobił im tak smaka, że poszli kupić pączki sobie.

Będąc przy pączkach wybrali je i poszli do kasy. Kasa czynna była tylko jedna. Wkrótce przyszła baba, która wcześniej się ślimaczyła. Miała na imię Maria, miała blond włosy i okulary.
- To ta baba... Maria. Patrz, tak pisze na plakietce. - westchnął ciężko Alfred.
Baba miała do obsługi jedynie jedną kobietę, która kupowała wiele rzeczy osobno, ale i tak wszystko ciągnęło się jak makaron.
- Ona pisze fakiem! - krzyknął Alfred, się do rozpuku.
Śmiał się głośno, że ludzie patrzyli się na niego jak na debila i wariata. Gdy przestał się śmiać, od razu przypominał sobie te słowa, które wypowiedział i śmiał się ponownie. W końcu kupili pączki.
Wychodząc śmiali się głośno i ta kobieta mocno namieszała im w życiu...

💖 Romantyczna strona Hetalii 💖Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora