Rozdział 9

48 12 11
                                    

30 marca, poniedziałek.

Lekcje już się skończyły. Wczesniej dostałam wiadomość od Ji Tae, że się spóźni, więc postanowiłam poczekać na niego poza terenem szkolnego budynku. Poczułam jednak, że ktoś mnie zatrzymuje. Znów zobaczyłam ojca...
  - Puszczaj! - Krzyknęłam, wyrywając się.
  - Czemu jesteś taka agresywna? - spytał mężczyzna.
  - Nie zapomniałam o tym... Że to Ty zabiłeś Eun Jae... - odpowiedziałam przestraszona
  - Ja? - zdziwił się, kiedy w końcu przyszedł Ji Tae.
  - Jak mogłeś mu to zrobić?! - wykrzyczałam. - To był Twój syn, więc jak do cholery mogłeś mu to zrobić?!
  - Syn? Mój? Nie... Przecież Eun Jae nie był moim synem. Nie wiedziałaś o tym? To, że Ty jesteś moją córką, to prawda, ale Eun Jae nie był moim synem... - wyjaśniał mężczyzna.
  - Słucham? - to co powiedział ojciec totalnie mnie zaskoczyło. Eun Jae nie był jego synem? Więc... Nie był moim bratem?... - Nie... Był nim... - przyznałam niepewnie.
  - Jeśli mi nie wierzysz, spytaj swojej matki.
  - Wiedziałeś o tym? - spytałam stojącego obok mnie Ji Tae. Powoli zaczęłam wierzyć, że to prawda. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu... - Pytam, czy o tym wiedziałeś!?
  - Wracajmy już do domu. - przyznał chłopak, cały czas trzymając mnie za rękę.
  - Wracaj sobie sam... - oznajmiłam chłodno, wyrywając rękę z jego uścisku, poczym odwróciłam się i powoli ruszyłam przed siebie. Nie byłam jednak w stanie postawić kolejnych kroków, nogi miałam jak z waty, czułam jak się się podemną uginają. W końcu upadłam na ziemie. Łzy spływały mi po twarzy, a Ji Tae przybiegł do mnie, przytulając i przepraszając. Płakałam jednak coraz bardziej. Siłą zaprowadził mnie do samochodu. Nie chciałam z nim wracać... Nie chciałam mieć z nim nic do czynienia...

           Zatrzymaliśmy się obok domu. Wiedziałam, że mama jest jeszcze w pracy. Wcale nie chciałam wchodzić do środka. Kiedy otwarłam drzwi od samochodu, robiłam wszystko, byle tylko uniknąć Ji Tae... Wbiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Do momentu, kiedy mama wróciła z pracy nie wyszłam... Z nikim nie rozmawiałam. Nic nie jadłam... W końcu mama sama przekroczyła próg mojego pokoju. Leżałam na łóżku tyłem do niej. Kobieta usiadła na brzegu posłania.
  - Nienawidzę Cię mamo...
  - Han Sung Mi... Powiedz, o co chodzi... - zaniepokoiła się.
  - Czemu mi nie powiedziałaś... - odwróciłam się w jej kierunku. -Ojciec Eun Jae Nie jest moim ojcem... To prawda? - ostrożnie zaczęłam temat mojego brata.
  - To prawda. Sung Mi... To naprawdę nie było konieczne, byś wiedziała.
  - Więc... Eun Jae... Nie był moim bratem? - łzy spływały mi po twarzy.
  - Eun Jae był moim synem... Ty jesteś moją córką... Z nikim innym nie jesteście powiązani. Eun Jae to Twój brat, mój syn. Ty jesteś siostrą Eun Jae i moją córką... To się liczy... - oznajmiła mama, przytulając mnie i głaszcząc po głowie.
  - Czemu? Proszę, powiedz mi wszystko...
  - Sung Mi...
  - Proszę...
  - Wracając do tego dnia, jest mi bardzo źle... Trudno Mi o tym mówić... - oznajmiła mama. Widziałam w jej oczach łzy.
  - Jeśli już zaczełyśmy o tym mówić, powinnyśmy skończyć... Proszę mamo... - ta westchnęła ciężko
  - W porządku. - zgodziła się. - Obiecaj, że to, co usłyszysz, nie będzie miało wpływu na nic... I będzie tak, jak dawniej... Wiesz, że bardzo Cię kocham i nigdy w życiu bym nie chciała, by stała Ci się krzywda...- przytaknęłam. - Eun Jae miał dwa lata, kiedy jego ojciec zginął w wypadku samochodowym... Wtedy zaczęłam się spotykać z Twoim ojcem, ponieważ Eun Jae chciał, by ktoś się nami zaopiekował, wyszłam za mąż. To nie była miłość... Już pierwszego dnia, po naszym ślubie, wykorzystał mnie... Co miałam zrobić?  Mimo, że tak sie stało, i tak Cię kocham... Bo jesteś moją córką... - wytłumaczyła mama. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć... Zamurowało mnie... Nic nie opowiedziałam... Po prostu przytuliłam się do mamy...

           Nadchodziła północ. Nie mogłam spać... Znowu. Cały czas myślałam o tym, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Ji Tae chyba zauważył świecące się światło w moim pokoju. Leżałam odwrócona tyłem do drzwi. Chłopak podszedł do mojego łóżka i usiadł na nim. Tak myślałam. Odwróciłam się. Ji Tae leżał obok mnie, a nasze twarze dzieliły milimetry... Miał na sobie niebieski sweter, w którym wyglądał po prostu cudownie. Spuściłam głowę. Nie chciałam patrzeć mu prosto w oczy, po popołudniowej sytuacji. Chłopak pocałował mnie w czoło. Wzdrygnęłam się. Złapał mnie za rękę i w takiej pozycji zasnęłam...

31 marca, wtorek.

           Przebudziłam się o godzinie 5:00. Obudził mnie deszcz, który delikatnie spadał wprost na moje okno. Minęła chwila, nim ogarnęłam, że Ji Tae spał ze mną, jednak kiedy się obudziłam jego już nie było. Zeszłam na dół. Cała trójka jadła śniadanie. Trudno mi było spojrzeć na Ji Tae. On jednak cały czas patrzył na mnie i uśmiechał się. Usiadłam obok mamy i ze spuszczoną głową, zjadłam posiłek...

           Pół godziny zajęło mi skończenie śniadania. W tym czasie Ji Tae zdażył się już ogarnąć. Spoglądając przez okno, coraz bardziej odechciewało mi się gdziekolwiek wychodzić. Wyjrzałam zza drzwi, Ji Tae akurat wyszedł ze swojego pokoju.
  - Ja nigdzie nie idę. - oznajmiłam
  - Coś się stało? - spytał zmartwiony
  - Chyba czymś się przytrułam... Czuje, że zaraz zwymiotuje. - zmarszyczyłam błagalnie brwi.
  - W porządku, w takim razie idź spać... - chłopak uśmiechnął się. Wróciłam do swojego pokoju, poczym rzuciłam się na łóżko. Tak naprawdę wcale nie chciało mi się iść do szkoły. Nie miałam ochoty użerać się z innymi. Przez cały czas patrzyłam na krople deszczu uderzające w szybę. Zdrzemnęłam się trzy godziny. Kiedy się obudziłam, na zegarku widniała 8:30, więc idealna pora, by wziąć prysznic. Przez chwilę zostałam sama w domu, więc to wykorzystałam.

           Piętnaście minut wystarczyło, bym skończyła, a Ji Tae już wrócił do domu. Miałam na sobie tylko sportową czarno-czerwono-białą koszulkę i bieliznę. Wyszłam z łazienki prosto do swojego pokoju. Moje mokre włosy opadały jedne pod drugim na moje ramiona. Otworzyłam drzwi. Ji Tae stał tuż przede mną. Chciałam zejść na dół, ale on zmusił mnie, bym się cofnęła.
  - Powinnaś coś zjeść. - oznajmił chłopak, stawiając tacę na moim biurku. - Lepiej się czujesz?
  - Tak... Właśnie chciałam iść coś zjeść. - odpowiedziałam ze spuszczoną głową.
  - Smacznego, nie musisz nigdzie iść. - Ji Tae uśmiechnął się.
  - Dziękuje. - odwzajemniłam uśmiech, siadając przy biurku, poczym zaczęłam jeść drugie śniadanie, popijając herbatą. Wszystko smakowało wyśmienicie! Mimo tego czułam się nieco dziwnie... Cały czas czułam na sobie wzrok Ji Tae. Czułam, że cały czas na mnie patrzy...
  
           Po skończonym posiłku wzięłam pustą tacę do rąk, by zanieść ją do kuchni. Nim się obejrzałam, pojawił się przede mną Ji Tae. Wyrwał przedmiot z ręki, stawiając z powrotem na biurku.
  - Nie musisz... Zabiorę ją z powrotem. - oznajmił chłopak, podchodząc coraz bliżej. Za każdym razem stawiałam krok w tył. Nie chciałam nigdy być tak blisko. W końcu dotknęłam plecami ściany. Nie miałam gdzie uciec... Ji Tae złapał mój podbródek, kierując go na tą samą wysokość, co jego tak, bym patrzyła mu prosto w oczy. Powoli zbliżył się do mnie trzymając delikatnie mój nadgarstek. Nasze usta dzieliły milimetry. W końcu... Pocałował mnie... Wzdrygnęłam się, przypominając sobie słowa mamy. Kiedy prosiła mnie, bym traktowała Ji Tae, jak brata, oraz kiedy zapewniała mnie, że ten będzie dla mnie tylko i wyłącznie bratem. Odwróciłam głowę.
  - Co się stało? - spytał chłopak.
  - Nie chcę... - palnęłam szybko.
  - Czemu? - dopytywał chłopak, przyglądając mi się.
  - Bo jesteś moim bratem... - upomniałam go, patrząc mu prosto w oczy. Nie wiedzieć czemu, czułam napływające łzy.
  - I co z tego? Nie mogę Cię całować? To zabronione? - ciągnął Ji Tae, śmiejąc się. Znów powoli zbliżył się do mnie. Kolejny raz odwróciłam wzrok.
  - Powiedziałam, że nie chcę. - oznajmiłam chłodno.
  - Nie musisz się bać... Nie zrobię Ci krzywdy. - zapewniał.
  - To nie tak, że się boję, po prostu nie chcę... - przyznałam niepewnie.
Ten ścisnął mój nadgarstek tak mocno, że nie byłam w stanie się ruszyć, a po chwili Nasze usta znów złączyły się w namiętnym pocałunku. Łza, którą czułam przez cały ten czas, w końcu spłynęła wzdłuż mojej twarzy. Nie byłam w stanie się ani odwrócić, ani go odepchnąć. Mimo tego, wciąż walczyłam. Po moich nieudolnych próbach, w końcu się poddałam, a on... zauważając to, powoli puszczał moją rękę. Na początku czułam, jakby ktoś założył mi kajdanki... Bolało... Walczyłam, ale nie wyszło...


***********
Tak szczerze, to bardzo się bałam publikować ostatnią scenę z tego rozdziału... To moja pierwsza taka scena, więc się stresowałam. Trzymajcie kciuki w dalszych rozdziałach! 💞💞

Pamiętajcie!
👍+💬 = zachęca mnie do dalszego pisania! 💞

Try To Not Fall In Love ✔Where stories live. Discover now